dziennik.pl
Na łamach „Trybuny” toczą się polemiki, w których wielokrotnie brałem udział. Tym razem mnie dopadła. I dobrze.
Paweł Dybicz, pierwszy zastępca redaktora naczelnego „Przeglądu”, w tekście „Nie emigracji wewnętrznej !” („Trybuna” – 2-3.03.2022) nie zgadza się z moją negatywną opinią, wyrażoną też na łamach „Trybuny” (2-3.02.2022 r.) na temat kandydowania ze strony Lewicy dr Bartosza Rydlińskiego do Kolegium IPN.
W tę polemikę
Dybicz jest tak mocno zaangażowany, że aż dwukrotnie wypomina mi, że teksty w „Trybunie” piszę pod pseudonimem, i że on zna moje nazwisko, co niejako ma chyba dezawuować moją wypowiedz, a może i jeszcze gorzej. Nie powiem, aby to było, jak na rasowego dziennikarza, najlepsze wejście – jota w jotę przypomina powszechny styl pisowsko-prawicowych publicystów – polemika z tekstem czy z życiorysem ? Równie merytorycznie, próbując ustawić cały dyskurs, autor stwierdza, że „wytacza [czyli ja] potężne działa, ale użyteczne są one co najwyżej w czasie sylwestrowych fajerwerków”. Ta wypowiedź to coś na kształt powiedzonka z dzieciństwa: „Jesteś głupi i masz wszy”.
Pozwalam sobie Panu Redaktorowi przypomnieć, że pisanie pod pseudonimem nigdy nie było i nie jest czymś zdrożnym; nie jedna osoba z różnych powodów nie tylko w polskiej prasie tak czyniła. Mojego pseudonimu używałem już w latach 80., a pod nazwiskiem również „Przegląd” i „Trybuna” publikowały moje teksty.
Nadto nie znam i nigdy nie spotkałem p. Czarzastego, co wypomina mi Dybicz.
Polemiczny tekst red Dybicza kończy się wyjątkowym PS: „Wyrażone powyżej treści wyrażają poglądy jedynie ich autora, a nie „Przeglądu”, z którym jest związany”. Ja nie muszę takiego zastrzeżenia czynić bowiem wyrażam jedynie swoje poglądy.
Pragnę jeszcze przypomnieć, że zawsze byłem człowiekiem lewicy, również odrodzonej socjaldemokratycznej, czego dałem wyrazy nie tylko w słowach, ale i w czynach. To tyle w sprawach porządkowych.
Zachwycił mnie
tytuł tej polemiki, niewątpliwie tylko mocny, ale nie przystający do opisywanej sytuacji, gdyż pojęcie „emigracja wewnętrzna” dotyczy zupełnie innego rodzaju zachowania. Pisałem – w skrócie – że udział przedstawiciela Lewicy w skompromitowanej i zawłaszczonej przez prawicę instytucji żadną miarą jej nie zmieni, a tylko może wywołać kolejne, tożsamościowe kłopoty. Operowałem, nie jak chce Dybicz, stanowczym apelem, a pojęciem politycznej przyzwoitości, co oznacza deprecjację pewnych instytucji państwa zawłaszczonych przez PiS. Można oczywiście nie zgadzać się z taką opinią, w której zresztą sprawczość powątpiewam na podstawie licznych, nie tylko moich, przykładów z niedalekiej przeszłości.
Polemista opisując następnie stan zawłaszczenia przez prawicowo-nacjonalistyczne poglądy nauki polskiej i samego IPN zadaje mi pytanie „Czy ja tego nie dostrzegam ?”, tak jakby nie czytał mojego tekstu, albo chciał mi wmówić, że o tym nie pisałem. Uznaję to za jeden z bardziej nagannych chwytów polemicznych.
Lewica nie powinna
walczyć o historię – pisałem w swoim tekście – „należy sobie jednoznacznie wyjaśnić, że historia nie może być, jak na ogół ma to dziś miejsce, własnością prawicy, ani też w jakiejkolwiek przyszłości w posiadaniu lewicy. Co dużo starsi pamiętają z połowy lat 50. dwa podręczniki historii Polski, przedstawiające komunistyczne ujęcie dziejów naszego kraju, autorstwa Żanny Kormanowej. Później też bywało różnie, co prawda z rozlicznych powodów, ale nie zmieniało to istoty rzeczy. Wystarczy.”
Kwestia likwidacji IPN,
o czym pisałem, odnosiła się tak do realnych możliwości w czasach rządów SLD, jak też do przyszłości, gdy zakończy się okres władztwa tzw. Zjednoczonej Prawicy. Oczywiście, jak pisze Dybicz, sama lewica nie będzie w stanie zlikwidować IPN, ale można mieć nadzieję, że sprzątanie sceny politycznej obejmie również tę instytucję, a przynajmniej dokona zasadniczych zmian w jej funkcjonowaniu. Poza tym zwracam uwagę, że działalność IPN podlega krytycznej opinii nie tylko w kręgach lewicy; podobne oceny wyrażane są tak przez liczne, polityczne środowiska liberalne, jak również odważne naukowe.
„Powiem tylko tyle – pisze polemista – każde poważne i niepoważne państwo prowadzi, mądrą lub głupią politykę historyczną.” Nie wiem czy ta opinia oznacza akceptację istnienia jakiegoś IPN, ale problem, abstrahując od ocen, jest zupełnie gdzieś indziej. Prezentowałem przecież obszernie jak w państwach demokratycznych nie realizuje się polityki historycznej poprzez specjalne instytucje, a w zupełnie odmienny sposób. Czasem warto kolejny raz przeczytać z uwagą, a najlepiej cały mój tekst.
Nie znam również
dr Rydlińskiego, nie mam mu za złe, a tylko za nierozważne kandydowanie do Kolegium IPN. Polemizuję z jego wypowiedziami, a to każdemu chyba wolno, jednocześnie nie znalazłem insynuowanych mi „miejscami prześmiewczo i z niemałą dawką drwiny” pod adresem Pana Doktora. „Bartosz Rydliński – pisze Dybicz – udanie dał się poznać na posiedzeniu sejmowej komisji, pokazał, że rugowanie lewicy i ludowców z historii, co czyni IPN, jest zafałszowywaniem przeszłości. Takie stanowisko z pewnością wpłynęło na to, że w głosowaniu w Sejmie jego kandydaturę poparli posłowie PSL….Już samo to dowodzi, że warto, zdobywać przyczółki, starać się być gdzie się da, nawet w instytucjach nieprzyjaznych lewicy, głosić prawdę o niej i ukazywać jej racje.”
Już samo to niczego nie dowodzi, w przestrzeni medialnej-publicznej nie zaistniało wystąpienie Pana Doktora, jego treści nie są odkrywcze, przyczółek nie został zdobyty, gdyż negatywna decyzja obecnie rządzących o składzie Kolegium IPN znana była wcześniej. Ot i sukces.
Wywód, Dybicza że jeżeli lewica nie ma zaistnieć w instytucjach typu IPN, to także w mediach niekoniecznie jej życzliwych jest chybiony, gdyż w tych pierwszych nie miałaby nic do powiedzenia, w odróżnieniu od drugich. Szanowny polemista w tej kwestii zapędził się, gdyż znając mój życiorys nie podejrzewa chyba, że tak prostej różnicy nie dostrzegam.
Polsce Ludowej
poświecił też fragment rozważań Paweł Dybicz. Nie bardzo widzę związek tych myśli z głównym tematem. Mam nadzieję, że Pan Redaktor mnie nie poucza, bowiem jak mało kto, wielokrotnie w prasowych tekstach i na stronach książek podnosiłem temat okresu PRL i to w jego dobrym, ale również złym wydaniu. Do poczytania.
Nie wiem czy podejmując ten temat zaliczył mnie w rozpędzie do swojej „grupy rekonstrukcyjnej PRL”, a na cmentarzu znajdzie się lewica, o czym jeszcze pisze, nie dlatego, ze nie chce współuczestniczyć w zaanektowanych przez PiS instytucjach państwowych, bo to po prostu droga donikąd.
Zawsze starałem się
w każdej sprawie i sytuacji, wyrażać opinie racjonalne, pozbawione ułudy, wyobrażeń, które nie mogą się ziścić. W ponad stu pięćdziesięciu materiałach opublikowanych na łamach „Trybuny” wielokrotnie pisałem o Lewicy, o rzeczach dobrych, ale i tych, którymi nie zawsze byłem zachwyconym. Mam do tego prawo właśnie z racji moich przekonań.
PS. Ten tekst podpisałem, aby redaktorowi Dybiczowi było lżej, swoim nazwiskiem. Inne nadal będą autorstwa Zygmunta Tasjera.