16 listopada 2024
trybunna-logo

Nie maszeruję, ale za swoje

Jarek Ważny

Ja to mam jednak szczęście w życiu. I nie będę w nic odpukiwał, żeby nie zapeszyć, bo w zabobony nie wierzę. No bo jak inaczej nazwać to, że na 11 listopada zwykle gram koncerty, znaczy się, jestem w pracy i nie muszę uczestniczyć w tym patriotyczno-narodowym grajdołku, nawet jako postronny obserwator? W czepku urodzonym!

Właśnie jadę autostradą w stronę Poznania i widzę jak z naprzeciwka sunie w stronę Warszawy kordon radiowozów na zabezpieczenie pochodu prawdziwych Polaków. Za moje pieniądze. Na miejsce zbiórki, pod Proximę, wiózł mnie dziś, też za moje, pan uberowiec z Gruzji i cały czas dopytywał, co się będzie jutro działo na mieście, bo słyszy od swoich kolegów-rodaków, że ma być jakieś święto, i nie wie, czy można tego dnia u nas pracować. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że pracować będzie można, ale radzę mu omijać centrum, bo można stracić narzędzie pracy. Człowiek zląkł się, bo na opla astrę z 200 tys. przebiegiem wydał całe oszczędności. Swoje. W międzyczasie rozmawiałem o przygotowaniach do marszu z kolegą, emerytowanym policjantem. Powiedział mi, że z jego opinii, zasięgniętych po komendach w Polsce wynika, że poziom irytacji zwykłych funkcjonariuszy względem władzy osiąga już zenit, i że bardzo dużo chłopaków pobrało na czas zabezpieczenia urlopy chorobowe, na żądanie, albo nawet wykorzystuje bezpłatny urlop, byleby tylko nie brać udziału w tej pisowskiej farsie. Oczywiście, wszystkich na urlop komendant nie wyśle, ale tam gdzie garnizon mniejszy, złodzieje mogą mieć tego dnia używanie, kiedy nie będzie komu patrolować ulic, bo połowa prewencji w Warszawie a druga na L-4.

Pomyślcie sobie Państwo, co by się zadziało, gdyby przed 11 listopada głowa państwa, premier, minister od wojny, wyszliby przed kamery państwowej telewizji z orędziem do narodu, w którym wezwaliby ludzi do świętowania niepodległości na spacerach i korzystania z ładnej pogody, bo dla państwa to dużo lepiej, jeśli naród wdycha świeże powietrze a nie dym z rac, gdyż jest wówczas zdrowszy i dłużej pożyje. I że gromadne manifestowanie pod flagą biało-czerwoną było u nas wykorzystywane do tej pory jako pretekst do rozróby, więc skoro nie dorośliśmy do pokojowego manifestowania, należy podobnych zgromadzeń zakazać. A tak zupełnie serio: jeśliby władzy rzeczywiście zależało na tym, żeby zmienić wizerunek tego nieszczęsnego święta, kojarzącego się u nas z permanentną zadymą narodowców z nie narodowcami, kiboli z antifą, Ruchu Palikota z Ruchem Chorzów, powinna władza owa, jeśli jest mądra i pokojowo usposobiona, a dawno u nas takiej nie było, małymi krokami odchodzić od partajtagów w wydaniu stadionowym; z racami, flagami na kiju i wielką fetą na setki tysięcy osób, na rzecz mniejszych wydarzeń, za to rozproszonych po całym kraju. Po najmniejszych jego gminach i sołectwach. Żeby każdy Polak i Polka skorzystali z Państwa i jego dostatku. Na początek z koncertów fundowanych mieszkańcom za budżetowe pieniądze, spektakli teatralnych organizowanych tego dnia w lokalnych domach kultury czy choćby pokazów gotowania pierogów z kaszą, oczywiście, za państwowe, czyli za nasze, bo wówczas człek czuje, że grosz z jego podatków nie idzie w błoto albo w drzewiec na szturmówkę, którym ktoś później będzie okładał drugiego po głowie. Idzie bowiem na wspólną sprawę, dzięki której lud zbożny czegoś się dowie, i to nie koniecznie o tym, że Wanda nie chciała Niemca, albo czegoś posłucha, i to też niekoniecznie powstańczej piosenki, a przede wszystkim, nie wyjdzie na ulice i nie będzie wył z troglodytami: Polska cała tylko biała, lub przynajmniej nie będzie narażony na słuchanie tych albo podobnych bzdur. I pal go sześć, jeśli słuchać mają dorośli. O dzieci głównie tu idzie. Żeby nie zaczadzać im głów paplaniną o Bogu, Ojczyźnie i okrutnych Niemcach, ale żeby wreszcie zmienić przekaz na taki, który mówi o tym, że wojna to zło najgorsze, a pokój, to coś, co winniśmy pielęgnować za wszelką cenę i nie wypuszczać go z rąk, mimo że wielu mądrali nieustannie wzywa do konfliktu. A jak nie wierzycie, to popatrzcie dziatki po świecie i wskażcie jedno współczesne państwo, które na wojnie by się dorobiło. Spójrzcie na uliczki Damaszku, Aleppo czy Kabulu i porównajcie je ze zdjęciami sprzed 20-30 lat.

Wojna nie jest stanem naturalnym i być nim nie może…mówi minister obrony. Wolność nie jest dana na zawsze, basuje mu premier. A prezydent dopowiada, że cieszyć się należy z niepodległości, tak jak dzieci cieszą się z pierwszej gwiazdki. I dobrze jest dobrze wykorzystać ten wolny dzień, żeby z rana nie bolały ludzi głowy; od nadmiaru wódy, huku petard czy kamieni, które będą odeń się odbijały. I po tym wszystkim telewizor gaśnie. Nazajutrz w mediach nie ma doniesień o rannych i zatrzymanych, bo miasto nie przypomina samego siebie z czasów okupacji, bo warszawiacy jadą na działki, albo grillują po parkach, a narodowa ciżba nie ma komu nakłaść po gębie. A potem się obudziłem…

Poprzedni

FIM już rozplanowała nowy sezon Speedway Grand Prix

Następny

Kłamstwa, kłamcy…