22 listopada 2024
trybunna-logo

Nie dla głupoty w kwestiach bezpieczeństwa!

fot. archiwum prywatne

Nie spodziewam się konwencjonalnej wojny, w której będzie uczestniczyła Polska, ale spodziewam się potężnych trudności gospodarczych w związku z atakiem Rosji na Ukrainę – mówi wiceprzewodniczący Nowej Lewicy, poseł Krzysztof Gawkowski w rozmowie z Trybuną.

Czy Polki i Polacy mogą się czuć bezpiecznie?

Polska jest bezpieczna, bo jest członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. W Polsce najprawdopodobniej wojny nie będzie, bo decyzja Rosji o wysłaniu wojsk na Nasze terytorium byłaby, możemy śmiało powiedzieć, decyzją o rozpętaniu III wojny światowej. Skończyłaby się rzezią, bo przy takim scenariuszu śmiało można sobie wyobrazić użycie także broni atomowej.

Zatem nie spodziewam się konwencjonalnej wojny, w której będzie uczestniczyła Polska, ale spodziewam się potężnych trudności gospodarczych w związku z atakiem Rosji na Ukrainę, myślę też, że Polska może być przedmiotem działań hybrydowych. Mam tu na myśli ataki cybernetyczne czy działania propagandowe. Polska jest w polu zainteresowania rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego. Pierwsze fake newsy już były – pierwszego dnia po inwazji pojawiły się tysiące wpisów sugerujących, że za chwilę zabraknie w Polsce paliwa…

… albo gotówki. W niektórych miejscach stanęły kolejki do bankomatów. 

To jest właśnie nowoczesna wojna hybrydowa, na którą trzeba być przygotowanym. Niestety przez ostatnie lata polski system obronny nie był – nie jest – odpowiednio modernizowany. Mieliśmy do czynienia z najgorszym ministrem obrony Antonim Macierewiczem, który rozbił nasze służby i doprowadził do tego, że polska armia się nie rozwijała. To, co miało nam dawać poczucie bezpieczeństwa, czyli Wojska Obrony Terytorialnej, jest niewypałem. Brakowało w Polsce strategicznego myślenia i o armii, i o budowaniu nowoczesnych wojsk obrony cybernetycznej.

To skoro zmarnowaliśmy czas, jaki był, żeby się przygotować na wojnę hybrydową, która nam bezpośrednio zagraża, to co powinniśmy robić teraz?

Nie jest tak, że nie mamy sił i środków. Trzeba po prostu je odpowiednio zaangażować. Już kilka lat temu mówiliśmy, że potrzeba setek milionów złotych na rozwój wojsk cybernetycznych. One są, tylko trzeba je skierować na odpowiedni odcinek. Mamy jedne z najlepszych systemów bezpieczeństwa w obszarze cywilnym w Europie, mamy CERT ABW, który jest znakomicie oceniany. Musimy zrobić wszystko, by te systemy wykorzystywał również MON – jeśli one będą współgrały, to zapewnimy Polakom bezpieczeństwo. Na razie jest tak, że działamy „od Sasa do Lasa” – tu kupujemy czołgi, tu samoloty, a nie zastanawiamy się nawet, jak to wszystko będzie ze sobą współpracowało. Trzeba zmienić myślenie o wojsku i bezpieczeństwie.

Mamy wojsko, które pięknie się prezentuje na defiladach, nie mamy systemów obrony przeciwlotniczej czy systemów antydronowych. Kupujemy czołgi, które bez obrony przeciwlotniczej będą pięknym celem dla przeciwnika. Nasze problemy bardzo przypominają zresztą braki, które odczuwała armia ukraińska. 

Mamy jeszcze propagandę, która powtarza nam, że jesteśmy gotowi na wszystko. Aż się przypomina sierpień 1939 r., kiedy Polacy słyszeli, że są gotowi na wojnę, a już najbardziej gotowa jest nasza wspaniała kawaleria. No i poszła ta kawaleria do walki, z przeciwnikiem w czołgach.

Tym niemniej nie boję się wojny na naszym terytorium. Boję się wojny hybrydowej – fali fake newsów, które mają wzbudzać niepokoje, ataków cybernetycznych i to nie tylko na system finansowy, ale np. także na system energetyczny. Gdyby na dzień-dwa zabrakło nam prądu, wybuchłaby panika, ludzie rzuciliby się wyjmować gotówkę, ruszyliby do sklepów. Takie rzeczy są łatwe do zrobienia. Wystarczy za Uralem mieć ekipę stu dobrych hakerów, którzy będą pracowali dzień i noc. Nie trzeba wprowadzać czołgów. Przeciwdziałanie takim zagrożeniom to jest zadanie dla Błaszczaka, dla Kamińskiego, dla Morawieckiego, przypomnę, nie tylko premiera, ale też ministra cyfryzacji, czyli odpowiedzialnego też za cyberbezpieczeństwo.

Już mamy płynącą z Ukrainy falę uchodźców. Nasze dotychczasowe doświadczenia z uchodźcami są mało budujące. Nie potrafiliśmy zagospodarować ludzi, którzy w Afganistanie pomagali naszemu wojsku. Potem odpychaliśmy tych, którzy próbowali dostać się do Polski przez granicę białoruską. Czy teraz jako państwo nie zawiedziemy?

Tak, zawiedliśmy uchodźców z Afganistanu. Na granicy białoruskiej nie potrafiliśmy pomóc 20, 30, w końcu kilkuset osobom. Z Ukraińcami jak dotąd jest inaczej i mam nadzieję, że tak pozostanie. Ja nie mam wątpliwości: ludzi trzeba wpuszczać nawet bez paszportu. To odważne, ale ja wierzę, że człowiek, który nawet bez dokumentów przychodzi do nas z pola walki, nie może zostać bez pomocy. Polska musi być gotowa dać schronienie choćby milionom ludzi, bo sami w historii też byliśmy uchodźcami.

Świat międzynarodowy musi być solidarny w dwóch sprawach. Po pierwsze – sankcje, po drugie – solidarność. Sankcje, to wyłączenie międzynarodowego systemu bankowego wszystkich banków rosyjskich. Powinno też nastąpić skonfiskowanie całego majątku rosyjskich oligarchów na Zachodzie i przekazanie go władzom Ukrainy. Solidarność natomiast powinna polegać na tym, że Wprowadzimy Ukrainę do Unii Europejskiej. Taka uchwałę zgłosiła w Sejmie Lewica i została przyjęta przez aklamację. Druga sprawa to cały zagraniczny dług Ukrainy powinien zostać umorzony. Zachód powinien powiedzieć: odpuszczamy, bo wiemy, że walczycie o wolność swoją i naszą.

Czy umorzenie długu jest faktycznie realne? I czy ogłoszone teraz sankcje zostaną utrzymane na dłuższą metę? Na razie Zachód faktycznie mówi w sprawie Ukrainy jednym głosem. Ale pamiętamy pierwsze reakcje władz Niemiec, które nie paliły się do wyłączenia Rosji ze SWIFT-u. To międzynarodowe naciski i nacisk własnej opinii publicznej skłoniły rząd Olafa Scholza do zmiany stanowiska. 

Byłem głęboko zażenowany postawą niektórych europejskich przywódców. Dla mnie Niemcy, Węgry i Włochy w pierwszej chwili zawiodły. Widać wyraźnie, że prezydent Ukrainy z komika zmienił się w prawdziwego przywódcę. Za to niektórzy liderzy europejscy zaczynali już zmieniać się w komików. Dziś jednak Scholz i niemiecka socjaldemokracją stają na wysokości zadania i wspierają Ukrainę. To dobrze i inne państwa stojące jeszcze w rozkroku powinny brać z nich przykład.

Wracając do kwestii uchodźców. Nie ma wątpliwości, że część nowych przybyszów już z nami zostanie, tym bardziej, że mieliśmy i przed wojną przynajmniej milion Ukraińców pracujących i mieszkających w Polsce. Tyle, że do tej pory traktowaliśmy ich głównie jako pracowników, nie ludzi. Jak to zmienić?

Lewica jeszcze przed rozpoczęciem przez Rosję inwazji złożyła zapytania do ministrów edukacji, polityki społecznej i zdrowia zapytania, jak chcemy systemowo wesprzeć Ukraińców. Zwracaliśmy uwagę, że uchodźcom – wtedy jeszcze mówiliśmy o nich w czasie przyszłym – trzeba nie tylko dać schronienie i zaproponować pracę, ale też zaoferować miejsca w szkołach i przedszkolach dla dzieci, wciągnąć do systemu ochrony zdrowia, świadczeń socjalnych. Na Lewicy uważamy także, że uchodźcy z Ukrainy powinnni mieć taki sam jak status obywateli UE przebywających w Polsce. Taką ustawę zapowiedzieliśmy i mamy nadzieję, że rząd tak właśnie będzie patrzył na kwestię uchodźców, a nie tylko stawiał namioty przy granicy i dawał uchodźcom łóżka do spania. My tych ludzi musimy zagospodarować! Lewica będzie namawiała samorządy w całej Polsce, żeby się w to włączyły. Uchodźcy muszą czuć, że są u przyjaciół, których, jak wiemy, poznaje się w biedzie.

Postulat, by wpuszczać ludzi nawet bez dokumentów, już jest realizowany. To szlachetne, ale jednak obarczone pewnymi zagrożeniami. Do fali uchodźców z Ukrainy mogą podłączyć się ci, którzy nie dali rady przejść do Polski z Białorusi. Mogą podłączyć się uchodźcy z całej Azji Środkowej czy nawet dalszych krajów, twierdząc, że byli np. studentami ukraińskich uczelni (a było ich przecież kilkadziesiąt tysięcy). Mogą się wreszcie podłączyć nawet agenci Putina, nieprzyjaźnie do nas nastawieni…

Rolą i zadaniem polskich służb, szczególnie ABW i Straży Granicznej, jest identyfikacja ludzi. Procedura może i będzie uproszczona, ale nie zlikwidowana. Od osoby, która nie ma dokumentów, żądamy informacji, jak się nazywa i skąd pochodzi, żeby to potem sprawdzać. Nasz wywiad, korzystając też z materiałów Interpolu czy Europolu, jest w stanie to robić, nawet jeśli to sprawy długotrwałe. Z mojej wiedzy wynika, że obecnie wjeżdżający bez dokumentów dostają specjalną wizę wjazdową, a służby mają czas na sprawdzenie ich i ich historii. I bardzo dobrze. Tak zabezpieczymy się przed ludźmi, którzy będą chcieli działać w Polsce na rzecz Rosji, dezintegrować nasze społeczeństwo.

Gdyby zdarzył się scenariusz zły, czyli gdyby Putinowi udało się w końcu podbić Ukrainę, możemy spodziewać się, że w Polsce powstaną emigracyjne ośrodki oporu. Co, jeśli niektóre z nich będą odwoływać się do tradycji ukraińskiego nacjonalizmu? Stowarzyszenia kresowe już się burzą, że przyjmując wszystkich, możemy mieć niedługo nowe pokolenie banderowców… 

Myślę, że nikt tego nie chce. Musimy mieć poczucie, że większość ludzi, którzy uciekają do Polski, uciekają przed agresorem. Szukają schronienia, ratują życie. Potem może będą szukali pracy, miejsca do spokojnego życia. W każdym społeczeństwie są nacjonaliści, ale mówimy o mniejszości. I ta mniejszość nie może zabierać nam z oczu większości spokojnych ludzi.

A gdyby powstały na naszym terytorium ośrodki, które chciałyby uprawiać antypolską przemoc, przepisywać historię – od tego też są nasze służby. Gdybyśmy chcieli przyjąć Ukraińców dopiero wtedy, kiedy zamkniemy wszystkie historyczne spory, musielibyśmy jeszcze długo z tym czekać. A czekać nam teraz nie wolno.

W Polsce mieszkają też Rosjanie. Wielu z nich wcale nie jest zwolennikami agresji na Ukrainę. Podkreślają, że to wojna Putina, nie ich. Co zrobić, żeby na fali żywiołowego wsparcia dla Ukrainy nie wyrosły nam nastroje rusofobiczne, uderzające w zwykłych ludzi?

Byłem pod ambasadami Ukrainy i Rosji na pierwszych antywojennych protestach. Widziałem, ilu Rosjan przyszło pod placówkę swojego państwa, by wyrazić sprzeciw wobec polityki swojego państwa. Widziałem setki odważnych ludzi, którzy ogłaszali: „Rosja to my”. Rosja nie jest wcale tak jednorodna, jak życzyłby sobie tego Putin. Były przecież protesty także w samej Rosji – w Moskwie, Petersburgu, dziesiątkach innych miast. Ich uczestnicy mieli poczucie, że Putin zwariował, że działa nie tylko przeciwko Ukrainie, ale przeciwko własnemu narodowi. Nie odrzucam myśli, że za jakiś czas będziemy mieli rewolucję w Rosji. Przecież żadna władza nie jest wieczna – upadł carat, który wydawał się nie do zniszczenia, upadł niebywale autorytarny radziecki komunizm. Putina też mogą obalić obywatele jego kraju.

Czy Lewica ma partnerów po stronie rosyjskiej, czy może mogłaby z kimś z tamtej strony wystosować oświadczenie: nie jesteśmy przeciwko Rosjanom, tylko przeciw Putinowi?

Lewica na pewno jest propacyfistyczna, antywojenna, proukraińska. Na pewno sprzeciwiamy się atakom na obywateli ukraińskich, koszmarowi wojennemu, który został na nich sprowadzony przez Putina. Szukanie partnerów w Rosji nie jest obecnie naszą rolą. Zresztą wielokrotnie przedstawialiśmy nasz stosunek do Rosji: mówiliśmy, że społeczeństwo jest przez Putina zniewolone, a tamtejszy rząd prowadzi politykę imperialną. Warto sobie skądinąd zadać pytanie, czy społeczeństwo rosyjskie tej polityki chce, czy może ten ekspansjonizm to jest jeszcze jedna metoda, by trzymać własne społeczeństwo za twarz. Mnie bliższy jest pogląd, że obywatele bardziej cenią przywódców rozsądnych niż autorytarnych. Dlatego też jestem przekonany, że społeczeństwo rosyjskie za jakiś czas samo, bez żadnego zagranicznego zachęcania, obali takiego władcę jak Putin.

W sejmie ma być procedowana ustawa o obronie państwa, zapowiadana od kilkunastu tygodni, a nadal w treści nieznana. Jak zachowa się wobec niej Lewica? Poprze przez aklamację, bo wojna wymaga szczególnej jedności, czy będzie starała się coś w niej poprawiać?

Poparcie ustaw PiS przez aklamację jest wykluczone i będziemy zgłaszać nasze poprawki. Lewica nie wierzy w dobre intencje PiS i warto przypomnieć, jak było z ustawami covidowymi: pod osłoną tarcz, które miały służyć walce z epidemią, ułatwiano wycinkę lasów, walczono z energetyką wiatrową, i nie tylko. Co to miało wspólnego ze zdrowiem publicznym? Ależ nic. Robiono to wszystko, żeby to załatwić w chwili kryzysu. Obawiam się, że w ustawie o obronie państwa też znajdą się takie rzeczy „do załatwienia przy okazji”.

Wierzę, że polską armię trzeba zmodernizować. To jest dobre, słuszne myślenie wielu sił w parlamencie. Wiem jednak również, że dla PiS bardziej od bezpieczeństwa liczy się po prostu utrzymanie władzy za wszelką cenę.

Rozmawialiście o ustawie z ekspertami w dziedzinie wojskowości? Jak ją oceniają?

Jesteśmy po rozmowie z generałami, byłymi członkami Sztabu Generalnego. Cały czas się konsultujemy. Chcemy przeprocedować ustawę na komisjach, wnieść poprawki. Na pewno nie będziemy szybko głosować za, bo PiS próbuje przyprzeć nas do muru. My mówimy: obronność – tak, bezpieczeństwo – tak, głupota w obronności i bezpieczeństwie – nie! Nie rozumiem np. zapisanego w nowej ustawie pomysłu zlikwidowania Wojewódzkich Komend Uzupełnień. To oznacza, że w armii będziemy mieli do czynienia z frywolą polityczną. Jestem za budowaniem korpusu oficerskiego i tworzeniem jednostek, które szkolą oficerów, ale nie chcę szybkich awansów politycznych od sierżanta do generała w ciągu dwóch lat. Nie chcę armii słupów, którzy karnie wykonują polityczne polecenia, nie rozumiejąc nawet ich sensu.

To jak powinna wyglądać polska armia? Przywracamy pobór? Jak układamy relacje między armią zawodową i obywatelską, czyli terytorialsami? Czy potrzebujemy większej amii?

Potrzebujemy armii nowego systemu. Takiej, która z jednej strony ma siłę konwencjonalną, a z drugiej gotowa na obronę i działania taktyczne, z siłami operacyjnymi, specjalnymi, kompaktowymi, gotowymi do użycia w różnych sytuacjach. Defensywnych i ofensywnych. Po drugie, musimy być doskonale przygotowani do odpierania ataków hybrydowych. Jestem natomiast przeciwnikiem obowiązkowej służby wojskowej. To jest przeszłość i nie powinniśmy do tego wracać, nawet jeśli kusi mnie, żeby polska armia była większa. Sądzę, że można rozszerzyć tę armię powyżej obecnego stanu i nie mówię tu o większej rekrutacji do terytorialsów. Chcę, by wzrosła liczba żołnierzy zawodowych.

Jak klub Lewicy odnosi się do pomysłu Konfederacji, żeby zwiększyć dostęp obywateli do broni?

Tu odzywa się we mnie pacyfista. Broń ma mieć armia. Nie widzę powodu, żeby zbroić Polaków. Możnaby to rozważyć, gdybyśmy byli w stanie wojny, tak, jak obecnie robi to Ukraina. Nasza sytuacja jest inna.

To spójrzmy teraz na nieco inny obszar bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo energetyczne. Polski rząd zapowiada, że przestanie importować rosyjski węgiel, domaga się nawet embarga na wjazd tego surowca na teren całej Europy. Czy to realne?

Przedstawiciele Ministerstwa Aktywów Państwowych zarzekają się, że żadna spółka skarbu państwa już nie sprowadza tego węgla. Ale obawiam się, że te deklaracje są tak samo wiarygodne, jak twierdzenia PiS, że nigdy nie planował na poważnie wyborów kopertowych.

Bezpieczeństwem energetycznym też trzeba odpowiednio zarządzać. Zadbać, po pierwsze, o dywersyfikację. Nie wolno opierać się tylko na węglu. Potrzebna nam kompaktowego myślenia o energii, koncepcji sprawnego przejścia z energii czarnej, opartej na węglu, na zieloną. Więcej odnawialnych źródeł energii. Musimy myśleć strategicznie, o tym, co będzie za 10, 20 lat. Siedem lat rządów PiS już straciliśmy, inwestując w rozbudowę Ostrołęki, którą teraz burzymy, likwidując wiatraki w ramach tarcz covidowych. Musimy odblokować środki na transformację energetyczną, które mogłaby przekazać nam Unia.

Lewica opracowała plan dojścia do czystej zielonej energii, zmian do 2030 r. Chciałbym, żeby taką koncepcję miały też inne partie.

Czy Europa odejdzie od importu rosyjskich surowców?

Nie odejdzie od razu, ale powinna szukać takiej drogi aby się coraz bardziej uniezależniać. Gdyby Rosja zdecydowała się teraz odciąć eksport gazu do Unii Europejskiej, mamy zapasy gazu na kilka miesięcy. Do końca tego roku. To, co potem bylibyśmy w stanie wytworzyć, wystarczy dla odbiorców indywidualnych, ale dla gospodarki już nie. Putinowi dotąd wydawało się, że za sprawą surowców będzie w stanie dzielić Europę. Temu służył Nord Stream 2 – nitka omijająca Ukrainę i Polskę. Zbudowanie tego bypassu daje np. możliwość zaatakowania Ukrainy, bo w razie inwazji nie ma już obaw o to, że przesył gazu zostanie wstrzymany. Można go puszczać inną drogą.

Europa uwierzyła, że Putin jest zwykłym pokojowym przywódcą, który chce sprzedawać gaz. A on chce sprzedawać gaz, a pokojowym przywódcą jest w swoim własnym rozumieniu. Dziś wiemy, że jest inaczej i dlatego dywersyfikacja dostaw gazu do Europy to sprawa priorytetowa.

Na razie Nord Stream 2 nie jest certyfikowany… 

Właśnie: na razie! Uważam, że to wymówka. Rurociąg jest gotowy i może być certyfikowany za pół roku, może rok. Zagrożenie zniknęłoby, gdyby został rozebrany. To jest słuszna droga.

Wróćmy jeszcze do uchodźców, ale tym razem od strony rynku pracy. Polski rynek pracy nawet bez ukraińskich migrantów nie był szczególnie przyjazny. Teraz, kiedy część uchodźców zostanie z nami, powstanie niebezpieczeństwo, że pracodawcy zaczną na nich patrzeć jako na tanią siłę roboczą. Taką, która z desperacji zgodzi się na niższe płace, pracę na czarno, a w najlepszym razie na zatrudnienie przez agencje pracy tymczasowej, co będzie oznaczało, że będą pracować u pracodawcy X wykonując to samo, co ich koledzy-Polacy, ale nie będą mogli zrzeszyć się w związku zawodowym czy przyłączyć do sporu zbiorowego w zakładzie. Takie rzeczy zresztą już się dzieją. Otwiera się wielkie zadanie przed Lewicą: walczyć o uzdrowienie rynku pracy, zanim te patologie się rozrosną. Co robicie w tym kierunku?

Lewica zgłosiła w ubiegłym roku, 1 maja, w Święto Pracy, swój pakiet dla rynku pracy. Było w nim wzmocnienie PIP, żeby miała ona więcej personelu i większe uprawnienia, większe możliwości kontroli płac, warunków, godności pracy. Jeśli będzie taki organ kontrolny, na rynku zaistnieje równowaga, bo pracodawca będzie wiedział, że nie może bezkarnie nadużywać swojej pozycji.

Praca musi być godna. Praca musi się opłacać, zapewniać uczciwy urlop. Musimy uregulować umowy śmieciowe. Pracownik musi gwarancje, że jego zatrudnienie jest stabilne, że są odprowadzane składki, gromadzony kapitał na emeryturę. Pakiet ustaw w tej sprawie stworzyliśmy wspólnie z OPZZ. Nie mamy wątpliwości, że godna praca to komponent zrównoważonego rozwoju państwa.

I Prawo i Sprawiedliwość, i Platforma Obywatelska powołują się na dziedzictwo Solidarności – czyli związku zawodowego. Tymczasem przepisy prawa są w Polsce bardzo restrykcyjne dla związków, antystrajkowe. Czy Lewica to zmieni?

Lewica jest zaniepokojona tym, że w porównaniu ze Skandynawią, Francją czy Niemcami związki zawodowe są słabsze. Pracownicy muszą zrozumieć, że zaciągając się do związków mają szansę walczyć o swoją godność, o lepsze warunki pracy. Zwiększają swoje bezpieczeństwo. Polskie związki nadal nie są tak silne, jak mogłyby być.

Angażujemy się w sprawy związkowe. Ostatnio takim przykładem jest nasze poparcie dla walczącej załogi Solarisa. Chcemy mocniejszego uzwiązkowienia w firmach prywatnych. Pracodawcy powinni rozumieć, że związki mają swoją społeczną rolę do odegrania. Że spory między pracodawcą a pracownikami można załatwiać kompromisowo, można negocjować. Odpowiedzialne związki zawodowe zresztą do tego dążą, bo jeśli już dochodzi do strajku, to tracą na tym wszyscy. Tak naprawdę powinniśmy sobie życzyć, żeby strajków było jak najmniej! Co nie zmienia faktu, że kiedy już do nich dochodzi, to Lewica stanie po stronie pracowników. Od tego jest.

Nasze hasło brzmi: człowiek i praca. To się nie zmieniło. Złożyliśmy kilkadziesiąt ustaw dotyczących kwestii związanych z pracą. To większość naszych projektów, a łącznie złożyliśmy ich 170, najwięcej ze wszystkich klubów.

Czy będzie też projekt zmian w ustawie o sporach zbiorowych? Restrykcyjność jej zapisów, o której już wspomnieliśmy, mnogość wymogów, które musi spełnić związek zawodowy, by skutecznie prowadzić spór zbiorowy, to jedna z kwestii regularnie podnoszonych przez związkowców, gdy zapytać ich, dlaczego polskie związki nie są tak skuteczne i tak popularne, jak na zachodzie. 

Jeśli powstanie taka wspólna inicjatywa związków zawodowych, Lewica będzie wspierała takie rozwiązania. Współpraca z OPZZ czy Forum Związków Zawodowych to nasze priorytety.

Złożyliście 170 projektów ustaw, ale dobrze wiemy, jak PiS traktuje opozycyjne projekty. Może posłowie powinni robić coś jeszcze? Choćby po to, żeby uniknąć zniechęcenia wśród wyborców i wrażenia, że w sumie niewiele wynika z waszej obecności w sejmie. 

Najważniejsza jest aktywność terenowa. Wszystkie nasze projekty ustaw wysyłamy do naszej bazy wyborców, ale jeszcze ważniejsze są bezpośrednie spotkania z wyborcami. Pandemia nam to wyhamowała, ale od marca ruszamy z nową trasą. Chcemy co miesiąc dotrzeć w 50 nowych miejsc, rozmawiać z wyborami. Mamy w planach ponad 200 spotkań do wakacji, a to oznacza spotkanie z tysiącami ludzi. My nie mamy swoich mediów jak PiS czy Platforma, nie ma kanału telewizyjnego, który transmitowałby na okrągło nasze pomysły. Co nie znaczy, że się poddajemy. Jesteśmy gotowi choćby na wcześniejsze wybory.

Nawet w tym roku?

Nawet teraz! Gdyby PiS wymyślił, że wykorzysta wojnę na Ukrainie do przeprowadzenia przedterminowych wyborów, to Lewica jest gotowa. Chce jednak to mocno i wyraźnie powiedzieć gdyby Kaczyński chciał teraz robić wybory byłaby to wielka odpowiedzialność i zapewne dostał by za to od wyborców po łapach. Dziś powinniśmy zajmować się bezpieczeństwem a nie sporami wyborczymi. Tak czy owak na wybory przyjedzie jednak pora. Wtedy wystartujemy i będziemy mieć bardzo dobry wynik, bo wyborcy docenią naszą pracę w parlamencie, na spotkaniach, w biurach i na ulicach. Jestem o tym przekonany.

No właśnie – co z tym wynikiem? Kiedyś sondażowe notowania Lewicy były dwucyfrowe, od jakiegoś czasu są znacznie niższe, czasem na granicy progu. Kiedy „Dziennik Trybuna” pytał polityków Lewicy, co z tym zrobić, zwykle padała odpowiedź: robić swoje, bo robimy rzeczy ważne i dobre, wyborcy w końcu je docenią. A tymczasem sondaże spadają.

Ja powiem inaczej. Nie jestem usatysfakcjonowany wynikami Lewicy. Ale wiem, skąd one się wzięły. Bardzo dużo kosztowało nas zjednoczenie, ale ten proces został doprowadzony do końca. Teraz Wiosna i SLD definitywnie już tworzą jedną partię, Nową Lewicę. Mimo tego, że wielu osobom się to nie podobało i dawały temu wyraz, obrażając nas i odchodząc z partii. Ale ten proces został zamknięty. Wybraliśmy władze krajowe i regionalne. Postawiliśmy na mieszankę działaczy z doświadczeniem i młodych twarzy. Młodych aktywistów i aktywistek zresztą zaangażowało się bardzo wiele. Drugi czynnik, który nas osłabiał, to pandemia i brak spotkań w terenie, brak wyjazdów, brak mówienia o swoim programie. Ale to właśnie się zmienia. Trzecia rzecz – teraz będziemy stawiali mocno na kwestie społeczne i gospodarczego. Do nogi „prawnoczłowieczej”, z którą już jesteśmy kojarzeni, dokładamy nogę gospodarczą i społeczną. Budujemy mocny zespół ekonomiczny. Chcemy 15-procentowego VAT-u, progresywnych podatkach PIT i CIT, chcemy doprowadzić do sytuacji, w której inaczej będzie skonstruowana składka zdrowotna. Opowiadamy się za prawami pracowniczymi, stawiamy na usługi publiczne, bez których nie przetrwalibyśmy pandemii, wspieramy lekarzy, pielęgniarki, nauczycieli, służby mundurowe. A zarazem pokazujemy, jak dołożyć więcej do państwowej kasy, jak to wszystko sfinansować. Pokażemy, że umiemy sprawnie zarządzać państwem!

Zatem dokąd zmierzacie?

Lewica jest dziś najmocniejsza programowa od wielu lat. Wystarczy to co wykuliśmy w Sejmie zanieść do ludzi i jestem przekonany, że w wyborach będzie dobry wynik. Opozycja nie odepchnie PiS od władzy bez Lewicy, a my jesteśmy lojalnym członkiem opozycji i chcemy wygrać z Kaczyńskim. Jestem zatem przekonanym, że Lewica zmierza do władzy i odegra istotną rolę w nowym polskim rządzie.

Poprzedni

Może już pora aby zreformować FIFA?

Następny

ZAKSA w półfinale Ligi Mistrzów