I Herkules nie poradzi przeciw wielu. Andrzej Duda tym bardziej.
Jeśli wyjdzie się z założenia, że ośrodki sondażowe zawyżają notowania Andrzeja Dudy w takim samym stopniu jak zawyżały notowania Prawa i Sprawiedliwości w ostatnich tygodniach przed wyborami parlamentarnymi, to w chwili obecnej prezydent Duda uzyskałby poniżej 45 procent głosów, kilka procent wyborców zagłosowałoby na reprezentującego Konfederację Krzysztofa Bosaka, a ponad 50 procent wyborców poparłoby któregoś z czterech kandydatów szeroko rozumianej antypisowskiej opozycji: Małgorzatę Kidawę-Błońską, Roberta Biedronia, Władysława Kosiniaka-Kamysza, Szymona Hołownię. W drugiej turze wyborów prezydenckich, przy wspomnianym założeniu (mniej pewnym – w polskich realiach zdecydowany lider sondaży prawie zawsze uzyskuje w wyborach wynik znacząco słabszy od średniej notowań sondażowych, ale w drugich turach konkurenci mają z reguły porównywalne poparcie) Duda pokonałby Kidawę-Błońską z przewagą kilku punktów procentowych.
Podczas analizowania drugoturowych szans każdego spośród kandydatów antypisowskiej opozycji okazuje się, iż kilkanaście procent zwolenników pozostałej trójki, a więc kilka procent osób uczestniczących w pierwszej turze wyborów, po odpadnięciu popieranych przez nich kandydatów na drugą turę pójść nie zamierza. Jeżeli przegranym w pierwszej turze wyborów kandydatom opozycji antypisowskiej uda się przekonać niemal wszystkich swoich wyborców do zagłosowania na tego kandydata antypisowskiej opozycji, który znajdzie się w II turze wyborów, Duda nie zostanie wybrany prezydentem na kolejną kadencję. Opozycyjny prezydent uniemożliwiłby PiS-owi wprowadzanie kolejnych złych zmian do polskiego systemu prawnego oraz decydowałby o obsadzie wielu istotnych stanowisk państwowych. A po wyborach parlamentarnych w 2023 roku, posiadająca większość sejmową obecna antypisowska opozycja nie musiałaby ze strony osoby zasiadającej w Pałacu Prezydenckim obawiać się półtorarocznego utrudniania naprawy otaczającej nas rzeczywistości.