Nie ma szczęścia polska oświata. Kolejna ekipa rządząca traktuje MEN jako miejsce, które można wykorzystać do walki ideologicznej i zatrudnienia właściwych ludzi. Tymczasem główne problemy polskiej szkoły pozostają nierozwiązane.
Kolejnym już wiceministrem oświaty został właśnie Tomasz Rzymkowski, poseł PiS, dawniej związanych z Ruchem Narodowym i klubem Kukiz’15. Ważniejszy wydaje się jednak związek z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim i fakt studiowania pod kierunek obecnego ministra Przemysława Czarnka. W resorcie nowy urzędnik zajmować ma się kształceniem ogólnym i nadzorem pedagogicznym. Na ile ma o tych sprawach pojęcie? Niewiele wskazuje na jakiekolwiek – Rzymkowski to doktor prawa, autor rozprawy o konstytucji kwietniowej, znany raczej z wypowiedzi na tematy historyczne. Zaprzeczał kolaboracji Brygady Świętokrzyskiej z hitlerowcami i zarzekał się, że polski przedwojenny antysemityzm sprowadzał się do sporu ekonomicznego z Żydami.
O nauczycielach Rzymkowski wypowiedział się bodaj raz. Była wiosna 2019 r. i największy od lat w Polsce strajk – protest nauczycieli i pracowników oświaty. Dla prawicowego polityka był to przykład terroryzowania społeczeństwa. Związek Nauczycielstwa Polskiego w przekonaniu narodowca ma ultrakomunistyczne pochodzenie, przed protestującą grupą zawodową nie wolno ustępować. A niskie zarobki nauczycieli? Rzymkowski miał prostą odpowiedź – oni po prostu mało, najmniej w Europie pracują.
Nauczyciele chcieliby w MEN po prostu sprawnych i kompetentnych zarządców. Po raz kolejny okazuje się, że o znaczeniu edukacji prawicowe rządy potrafią jedynie mówić. I tylko uczniowie na tym cierpią.