16 listopada 2024
trybunna-logo

Na bezdrożach nacjonalizmu

Tytuł tych refleksji stanowi trawestację tytułu książki opublikowanej w 1939 roku przez wybitnego prawnika, wieloletniego dziekana Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, Zygmunta Cybichowskiego (1879-1946). W 1939 roku opublikował on dzieło pod tytułem „Na szlakach nacjonalizmu”, w którym za wzór do naśladowania zalecał Polakom Adolfa Hitlera. To prawda, że było to przed wojną i że w czasie niemieckiej okupacji Cybichowski nie splamił się kolaboracją z reżimem swego idola. Pozostaje jednak faktem, że w przede dniu wojny poglądy tego typu miały wzięcie w kręgach polskich nacjonalistów, zwłaszcza z Obozu Narodowo Radykalnego.

Nacjonalizm jako prąd ideologiczny jest dzieckiem dziewiętnastego wieku, ale swe najbardziej odrażające właściwości ujawnił w wieku dwudziestym. Nie było to jedynie konsekwencją dochodzenia do władzy ruchów faszystowskich. Warto przypomnieć nacechowaną antysemityzmem sprawę kapitana Alfreda Dreyfusa we Francji, czy takie haniebne incydenty jak antyżydowski pogrom zorganizowany przez polskich żołnierzy i innych obrońców Lwowa natychmiast po wyparciu z miasta wojsk ukraińskich.
Narodziny nowoczesnego nacjonalizmu miały źródła społeczne i intelektualne. Społecznym podłożem nacjonalizmu były przemiany prowadzące do przekształcenia postfeudalnego państwa stanowego w nowoczesne państwo narodowe, w którym patriotyzm stanowić miał spajającą obywateli ideę polityczną. Patriotyzm rozumiany jako przywiązanie do własnego państwa nie musi przekształcać się w nacjonalizm, ale może stanowić pożywkę dla takiego widzenia świata, w którym inne narody postrzegane są jako wrogowie, z którymi mój naród prowadzić musi walkę o byt.
Przekształceniu patriotyzmu w nacjonalizm sprzyjał klimat intelektualny drugiej połowy XIX wieku, zwłaszcza bezkrytyczne przenoszenie na grunt myśli społecznej darwinowskiej nauki o ewolucji gatunków odbywającej się w drodze walki o byt i eliminacji gatunków nieprzystosowanych do zwycięstwa w tej walce. Na gruncie polskim do darwinowskiej idei walki o byt nawiązywał Roman Dmowski (1964-1939), zwłaszcza w swojej najważniejszej książce „Myśli nowoczesnego Polaka”(1903). Szerzeniu się postaw nacjonalistycznych sprzyjało powodzenie koncepcji rasistowskich głoszonych na Zachodzie przez takich autorów, jak Artur Gobineau (1816-1882).
Powstanie w wyniku pierwszej wojny światowej szeregu niepodległych państw środkowo-europejskich przyczyniło się do zaostrzenia postaw nacjonalistycznych. Państwa te powstawały w warunkach etnicznego przemieszania ludności, czego przykładem była ówczesna Polska. Ponad trzydzieści procent obywateli Drugiej Rzeczypospolitej określało się jako należący do innych niż polska narodowości, zwłaszcza ukraińskiej, żydowskiej, białoruskiej i niemieckiej. W tych warunkach spoistość państwa zapewnić mogła jedynie taka polityka, która odcinając się od etnicznego nacjonalizmu stawiałaby na równe prawa i równe obowiązki wszystkich obywateli wobec państwa będącego ich wspólnym domem. Taką politykę propagowała lewica, a także część zwolenników marszałka Piłsudskiego, na przykład – zamordowany przez ukraińskich nacjonalistów – Tadeusz Hołówko (1889-1931). Oficjalna polityka państwa polskiego poszła jednak w innym kierunku. Getto ławkowe na uniwersytetach, wprowadzone pod presją nacjonalistów z ONR, ale akceptowane przez władze państwowe, a także brutalne próby wynarodowienia Ukraińców, rodziły klimat wrogości, bez uwzględnienia którego nie można zrozumieć ani krwawego konfliktu polsko-ukraińskiego na Wołyniu, ani udziału części Polaków w zagładzie Żydów.
Gdy rodziła się Polska Ludowa, wielu z nas wierzyło, że upiory nacjonalizmu zostały definitywnie złożone do grobu. Powtarzaliśmy piękne słowa Juliana Tuwima, o tym, że powstanie tylko jedna rasa – ludzi szlachetnych. Pogromy antyżydowskie (Kraków 1945, Kielce 1946) skłonni byliśmy traktować – jakże naiwnie – jako po prostu konsekwencje jeszcze nie zakończonej walki z siłami „reakcji”.
Okazać się jednak miało, że także w nowych warunkach ustrojowych i ideologicznych nacjonalizm zachowuje zdolność odradzania się. W warunkach niemal całkowicie jednorodnej pod względem narodowościowym struktury nowego państwa nacjonalizm przyjął postać antysemityzmu maskowanego rzekomą walką z „syjonizmem”. W 1968 roku ten rodzaj zakamuflowanego antysemityzmu znalazł wyraz w działaniach autorytarnej frakcji w PZPR. Byłoby jednak uproszczeniem traktowanie tej kampanii jako ograniczonej do wewnątrzpartyjnych rozgrywek. Nie byłoby ówczesnej kampanii antysemickiej, gdyby nie trafiała ona w pokłady nacjonalizmu nadal utrzymujące się w sporej części społeczeństwa polskiego. Mamy prawo a nawet o owiązek przeciwstawiać się krzywdzącym uogólnieniom sugerującym, że cały nasz naród jest przesycony antysemityzmem, ale nie powinniśmy udawać, że było to i jest zjawisko marginalne. Socjaldemokracja RP w pierwszych miesiącach swego istnienia przeprowadziła uczciwą i pogłębioną analizę odpowiedzialności lwicy za kampanię roku 1968. Był to jeden z ważnych elementów zerwania z tym, co w polityce PZPR zasługiwało na surową ocenę.
Trzydzieści lat po zmianie ustroju problem nacjonalizmu pozostaje jednym za najważniejszych wyrzutów sumienia demokratycznej Rzeczypospolitej. Wprawdzie badania socjologiczne ( w tym bardzo cenne badania Ireneusza Krzemińskiego) pokazują, ze tylko mniejszość naszego społeczeństwa deklaruje postawy antysemickie i że mniej więcej tyle samo Polaków deklaruje zdecydowane potępienie antysemityzmu, ale niepokoić musi zwłaszcza coraz bardziej jawne i agresywne demonstrowanie antysemityzmu (a także postaw antyukraińskich) przez takie organizacje jak (odrodzony ) ONR czy Młodzież Wszechpolska. Dzieje się to ostatnio przy wyraźnej bierności, by nie powiedzieć akceptacji organów władzy państwowej. Prokuratura opieszale działa w obliczu jawnie głoszonych haseł nacjonalistycznych, w tym tych, które wprost nawołują do przemocy. Nie wynika to – mam nadzieję – z przekonań polityków, którzy od czterech lat rządzą Polską, lecz z ich kalkulacji politycznej, by nie tracić poparcia nacjonalistycznej prawicy. W kampanii poprzedzającej majowe wybory do Parlamentu Europejskiego wyraźne było przejmowanie przez Prawo i Sprawiedliwość antyżydowskiej argumentacji, co okazało się w tym sensie skuteczne, że pozwoliło tej partii przejąć część wyborców Konfederacji, a tym samym zapewnić sobie zwycięstwo. Jest to jednak niebezpieczna gra, w której dla korzyści politycznej poświęca się klimat życia politycznego w Polsce.
Ważna rolę w przezwyciężaniu nacjonalizmu powinna odgrywać edukacja. Tu jednak napotykamy na wyraźną blokadę. Sposób, w jaki przedstawia się historię, raczej służy utrwalaniu postaw nacjonalistycznych, niż ich przezwyciężaniu. Uporczywe przedstawianie własnego narodu wyłącznie jako ofiary a zarazem obciążanie innych wyłączną odpowiedzialnością za dawne konflikty (co tak wyraźne jest w oficjalnej wersji konfliktu polsko-ukraińskiego) może jedynie służyć utrwalaniu nacjonalizmu – a nie jego przezwyciężaniu.
Koalicja demokratyczna, w której powstanie i dobry wynik wyborczy gorąco wierzę, powinna jasno określić swój stosunek do nacjonalizmu. Nie należy obawiać się „stracenia” w ten sposób głosów. Zdeklarowani nacjonaliści zadomowili się już w obozie Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast dla wielu obywateli, którym droga jest wizja Polski tolerancyjnej, wolnej od nacjonalizmu i plemiennej nienawiści, takie stanowisko będzie jeszcze jednym powodem, by w takiej koalicji ulokować swe nadzieje na lepszą, bardziej szlachetną Polskę.

Poprzedni

48 godzin świat

Następny

Z kim pójdzie Sojusz?

Zostaw komentarz