Gdzie się dziś człowiek nie obróci, w którą stronę by wzrok nie skierował i ucha nadstawił, wszędzie słychać jedno słowo: „dialog”. I widać o dialog apelujących – z wykrzywionymi złością ustami, z oczami miotającymi błyskawice, artykułujących to słowo – kryjące w sobie istotę demokracji – z zimną determinacją wielokrotnego mordercy.
Do dialogu wzywają wszyscy wszystkich. Przy okazji używają też innych ważnych słów: „Polska”, Ojczyzna”, „porozumienie”, „godność”, „patriotyzm”. Przy czym słowo „patriotyzm” stosowane jest bardzo często w zbitce z innym słowem – „miara”.
Tak zrodziła się nowa polska jakość – „miara patriotyzmu” mianowicie, która niczym metr z Sevres, sortuje ludzi na „patriotów”, „patriotów-bohaterów”, „nie patriotów”, „łże patriotów”, „zdrajców”, „donosicieli do Brukseli” itp.
Ani się obejrzeliśmy, jak za sprawą telewizji („proszę pamiętać, że na swoją wypowiedź ma pan minutę!”) oraz telefonii komórkowej (SMS – 140 znaków!), język współczesnego dyskursu politycznego, to już tylko zbitki słowne, skrótowce – niebezpieczne, jak brzytwa w ręku małpy.
Niemniej owe zbitki vel skrótowce, skutecznie opanowały „język dialogu”. Nie trzeba długo się rozwodzić, wystarczy posłużyć się takim skrótowcem i każdy wie, o co chodzi. Przykładem może być słynne zawołanie wzniesione przez posła, a obecnie także wicemarszałka sejmu, Joachima Brudzińskiego, na jednej z demonstracji Prawa i Sprawiedliwości. Pan Brudziński, choć schowany za drzewem, wystąpił wtedy w duecie z panem Jarosławem Kaczyńskim. Tacy nasi, nadwiślańscy Al Bano i Romina Power.
Pan Kaczyński zaintonował pierwszą część okrzyku: „Cała Polska z was się śmieje…”, a pan Brudziński zakończył tę śpiewną frazę głośnym i dobitnym: „…komuniści i złodzieje”. Wyszło fantastycznie. Pod każdym względem. Jedni zwolennicy pana Kaczyńskiego mieli swą polityczną satysfakcję (dobrze im powiedział!), drudzy zaś jego zwolennicy – ci bardziej obyci z walką polityczną, do której bywa wciągane prawo, mieli satysfakcję, że prawo znów udało się „Jarkowi” wystrychnąć na dudka. Gdyby bowiem ktoś chciał się przyczepić, że te słowa są obraźliwe, a więc zaskarżalne, to przecież nie pan Kaczyński je wypowiedział. Każde polskie dziecko wie, że pan Kaczyński „mową nienawiści” się brzydzi…
Ten „dialog demonstracyjny”, to zaiste świetny przykład współczesnego dialogu Polaków w ogóle. On toczy się mianowicie nie poprzez słowa, ale między słowami. W przestrzeni niedopowiedzianej, której pozornie nie ma, ale która jest rozpoznawana i doskonale rozumiana przez wszystkich, zwłaszcza przez „wtajemniczonych”, przez połączonych jedną wiarą i jednym przekonaniem: „ludzie, panie, swoje wiedzą”. Co wiedzą? – „że „komucha trzeba j……ć!”, rzecz jasna. I TVN, KOD, „Gazetę Wyborczą” – bo to jedno i to samo. Ale wiedzą też, że wprost tego nie mogą powiedzieć. Nie dlatego, że „nie wypada”, tylko żeby nie podpaść pod paragraf. Rozwija się więc ów dialog „między wierszami” jak rozmaryn: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice” – i każdy „Polak-patriota” wie, o co chodzi!
– Panie, bo tego tefałenu i wyborczej, to nikt nie lubi. Dobrze im powiedzieli. Tak jest!… Czy to jest głos odosobniony? Wręcz przeciwnie! Na forum kibiców Legii zakończył się sondaż na ten temat. Jak podała grupa Old Fashion Man Club, odpowiedzi, iż transparent „bardzo mi się podobał, nie trawię ich, więcej takich” udzieliło 90 proc. użytkowników badania. Dla 7 proc. transparent był obojętny, zaś 3 proc. ankietowanych wybrało odpowiedź „jestem z KOD, nie podobał mi się, nigdy więcej”.
Warto wiedzieć, że prawdziwe przesłanie tego sondażu, też zapisane jest wyłącznie „między wierszami”. Co tam można wyczytać? – że ludziom to się podoba, więc takich transparentów na pewno będzie więcej.
Jednak nie tylko nauka (sondaż, to przecież przedsięwzięcie socjologiczne), ale też prawo sankcjonuje nowe formy wyrażania stanowiska w jakiejś sprawie, czyli właśnie m.in. „prowadzenie dialogu”. Nie zapominajmy wszak, że pan minister Ziobro zawiesił nie tak dawno wykonanie kary nałożonej na kibica, który bił się z policją. Jeśli na dodatek pamiętać, że co roku u stóp Jasnej Góry odbywają się msze za kibiców, którzy są „najbardziej prześladowanym środowiskiem patriotycznym w Polsce”, to jest jasne, że ów transparent: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice”, ma nie tylko stempel państwowy, ale i „duchowe imprimatur”.
Język między wierszami jest więc w Polsce usankcjonowany, jest wyniesiony do poziomu języka oficjalnego. Profesor Witold Doroszewski zapisał setki tysięcy słów, przy pomocy których w języku polskim można prowadzić dialog na każdy temat. Słowotwórcy ze stadionu całą tę sztukę zmieścili na kawałku prześcieradła! Oto droga, którą przeszła Polska. I oto droga, którą Polska cały czas dziarsko kroczy. Dokąd dojdziemy? Do jakiejś nowej Polski, to na pewno. Chciałoby się powiedzieć: „para-Polski”, tyle, że ona nie jest wcale „para”, ona już istnieje.
Nie dalej, jak w tym tygodniu poznaliśmy gdańską rodzinę państwa Kołakowskich. Pani Kołakowska jest tam radną z ramienia PiS. Ta postać – lokalna dotąd, bez mała kameralna, nagle stała się znana w całym kraju. Na FB zamieściła bowiem supozycję, żeby „złapać i ogolić na łyso” posłankę PO, Pomaską, bo ta „przekroczyła wszelkie granice chamstwa”. Mianowicie na mównicy sejmowej podarła projekt PiS-owskiej uchwały Sejmu w sprawie obrony „suwerenności kraju”. Otóż pani radna Anna Kołakowska wykorzystała dla demonstracji swojego oburzenia postawą politycznej konkurentki „dialog między wierszami” właśnie. Wiadomo przecież, że podczas okupacji niemieckiej łapano panie niestroniące od towarzystwa okupantów i „za karę”, „żeby wszyscy widzieli”, golono im głowy. Przy pomocy „mowy między wierszami” pani radna Anna Kołakowska nazwała więc panią poseł Pomaską wiadomo jak, wcale tego obraźliwego – a więc i zaskarżalnego – słowa nie używając. Sprytne, czyż nie?
Okazało się przy okazji, że pani Anna Kołakowska odnosi nie tylko sukcesy polityczno-językowe, ale też wychowawcze. Oto bowiem zobaczyliśmy jej córkę, Marysię, jak dzielnie walczyła z policją osłaniającą demonstrację LGTB. Jak się potem dowiedzieliśmy, to ona wcale nie walczyła, (choć to było widać jak na dłoni), tylko „czekała na tramwaj”, a nie wycofała się na policyjne wezwanie, bo nie było gdzie się cofać. Na koniec panna Marysia wyraziła nadzieję, że choć przez tę policję, która potraktowała ją nieładnie, ma teraz kłopoty w sądzie, to jednak pan minister Błaszczak coś z tym zrobi. Rzeczywiście panna Marysia wiedziała, co mówi. Pan minister Błaszczak natychmiast wyciągnął do panienki pomocną dłoń. Zlecił mianowicie komendantowi głównemu policji zbadanie, czy panna została potraktowana należycie, czy brutalnie. Zapewnił jednak, że to absolutnie nie oznacza, że kontrola została zlecona tylko z tego powodu, iż wśród zatrzymanych przez policję znalazła się córka radnej PiS… Kolejny mistrz „mowy między wierszami”!
Co bowiem tak naprawdę powiedział pan minister Błaszczak? Do Marysi, do jej mamusi, do kibiców spod Jasnej Góry, do wszystkich zwolenników Polski a la PiS? – Bądźcie z nami, a my będziemy z wami!… Dialog trwa.