To jest jednak towarzystwo, które niczego się nie nauczy. To jest towarzystwo, które mimo deklarowanej europejskości, oczywiście w tych obszarach, w którym im ta europejskość pasuje, zachowuje się jak stróż na zakładzie w Pierdziszewie. To jest towarzystwo z mentalnością gracza w trzy karty.
Ongiś, w ten właśnie sposób, jeden z cenionych przeze mnie artystów, określił innego artystę, trochę mniej przeze mnie cenionego. Człowiek o mentalności gracza w trzy karty. W swoim życiu byłem w Zakopanem parę razy. Na Krupówkach, raz albo dwa. Jakoś nie przepadam za tym miejscem. Widziałem, jak kolesie grają w trzy karty, oblepieni przez tłumek gapiów. Zacietrzewione miny, skupiony wzrok, uśmieszki, skóry ¾, kapelutki, saszetki z gotówką. Joachim Brudziński, nawet fizycznie, nie tylko mentalnie, przypomina jednego z nich.
Łaskaw był powiedzieć niedawno Joachim Brudziński, że śmieszą go wszystkie napominania artystów o rządową pomoc w czasie kryzysu całej branży rozrywkowej, ponieważ pamięta on, Joachim Brudziński, kiedy dobrze się artystom żyło, jak ci lżyli na wszystkie strony obecną władzę. Dziś, kiedy głód zajrzał im w oczy, krzyczą w mediach, jaki to straszny los ich spotyka i że chcą więcej pieniędzy od rządu, bo dziś rząd cacy, a jak był rząd be, bo mówił po prawicowemu, to śmieszkowali sobie z prezesa i dobrej zmiany. Takich to mamy w Polsce artystów, podług relacji Joachima Brudzińskiego. Innymi słowy: taki to już los artysty; jak jest popyt, to żyje jak konik polny i nie myśli o tym, że lato się kiedyś skończy, ale jak w końcu nadchodzi zima, to chowa się za państwową pazuchę. I o tym właśnie Joachim Brudziński ludziom przypomniał, a artystycznej hołocie wyciągnął dwulicowość i hipokryzję. Ten artysta dobry, który ma serce po prawej stronie. Są i tacy. I im się należy. A ci, którzy rząd opluwali a dziś łakną jałmużny, to nic innego, jak łże-elity i sprzedawczyki, żeby nie powiedzieć: prostytutki, którymi, jak wiemy z piosenki Kazika, są wszyscy artyści, więc nie ma się za co obrażać.
Po słowach Brudzińskiego, paru kolegów i koleżanek wypowiedziało się tu i ówdzie, co sądzi o jego recepcji na temat polskiej kultury. Ja jednak staram się od tego powstrzymać, bo po prostu nie warto. Sytuacja z Brudzińskim przypomniała mi słynną wymianę zdań pani Błochowiak z Adamem Michnikiem, o kolorze skarpetek bikiniarzy, w trakcie obrad komisji śledczej ds. Rywina. Pamiętacie Państwo? Michnik mówi, że bikiniarze nosili kiedyś różowe skarpetki, które miały być symbolem sprzeciwu wobec władzy, na co posłanka Błochowiak dopowiada, że „pedały podobno też”. Cóż powiedzieć po takim bąku, który puszcza młoda, ładna dziewczyna? Bąk jest tak głośny i śmierdzący, że nie sposób go nie usłyszeć i nie poczuć, więc jakoś zareagować trzeba, pytanie tylko: jak? Można powiedzieć coś w stylu: no wie Pani, tak się nie godzi w towarzystwie. Można też załamać ręce i zatkać sobie nos. I taką reakcję doradzam i zalecam ja względem Joachima Brudzińskiego.
Człowiek o mentalności gracza w trzy karty nie zda sobie sprawy, że niektórych sądów, jeśli się nie ma o czymś pojęcia, nie warto rzucać w eter, bo mogą skrzywdzić albo urazić drugiego człowieka. Gracz w trzy karty nie ma w sobie empatii, bo gdyby ją miał, nie był by graczem, który oskubuje ludzi z pieniędzy w biały dzień. Gracz w trzy karty nie czuje, aby posiadanie czegoś więcej niż dobra materialne oraz doznania seksualne było zbyt mało wystarczające w życiu człowieka, bo najzwyczajniej w świecie, wszystko inne, które nimi nie jest, uznaje za wymysł darmozjadów. Gracz w trzy karty nie widzi wreszcie potrzeby, żeby inwestować w co innego, niż on sam, ponieważ drugi człowiek jest dla niego bankomatem, czasami tylko partnerem do interesu, na którego trzeba uważać, bo zawsze może oszukać. Nie można mieć pretensji do tramwajarza, że nie rozumie specyfiki pracy szklarza czy stolarza. Gorzej jednak się robi, kiedy tramwajarz zaczyna pouczać szklarza, jak szklić okna, a o stolarzach mówi dobrze tylko wtedy, kiedy ci za darmo wyrychtują mu chałupę na Mazurach.