22 listopada 2024
trybunna-logo

Licytacja na miejsca

Marta Lempart nagłaśnia w mediach społecznościowych, by partie i politycy wzięli pod uwagę jej osobę w układaniu list wyborczych. W petycji popierającej jej kandydaturę napisano: wiadomo o jakie miejsce chodzi?! Petycja adresowana jest zarówno do PO jak i Lewicy. Znaczy się, że obojętnie czy to prawica czy lewica, byleby miejsce było wysokie. Osobiście wolałbym, by Marta Lempart była wyżej na liście od Krzysztofa Śmiszka. Jest to dla mnie oczywiste i nie będę tego rozwijał. Niestety nie mam na to żadnego wpływu, bo decyzje zapadają w Warszawie.
Przypomnę jednak kilka kwestii, o których pisałem wcześniej i które teraz wyłażą niczym trupy z szafy. Zawsze sugerowałem paniom z organizacji kobiecych, by nie stroniły od działalności w partiach politycznych także. Jeżeli tak nie będzie ich pozycja w układaniu list zawsze będzie słaba. Tak jest i teraz. Panie oburzały się na moje sugestie, ale teraz mamy przykład takiej słabości.
Bodaj we wspomnianej petycji napisano, że panie walczą z partyjniactwem, a zarazem domagają się od partii miejsca klasy premium. Tymczasem inżyniera układania list rządzi się swoimi prawami. Te partie, które biorą udział w układaniu list najpierw biorą pod uwagę swoich członków. Oczywiście niezależni politycy mogą być perłami na takich listach, ale w całym kraju mogę doliczyć się kilku takich osób. Tymczasem: Marta Lempart ubiegając się o fotel prezydenta Wrocławia dostała 6046 głosów. To raczej niewiele. Startując, z piątego miejsca w eurowyborach dostała 6051 głosów. Prawie tyle samo. Oznacza to, że zdeklarowany elektorat Marty jest niezbyt liczny i zgromadzony głównie we Wrocławiu. Takie wyniki też muszą być brane przy układaniu list. Stąd też płynie wniosek, że działalność bardzo ukierunkowana nie sprzyja pozyskiwaniu szerokiego elektoratu.
Zatem, czy się partie lubi czy nie, to one decydują o listach i trzeba w tych partiach być. Uznawanie się za polityka niezależnego nie rokuje sukcesów, co zawsze podkreślałem i podkreślać będę.
I kolejna sprawa. Michał Syska obraził się na Wiosnę i odszedł, bo ona (Wiosna) nie dotrzymała słowa i na dała mu obiecanej jedynki we Wrocławiu na zbliżające się wybory. Jest to nie pierwsze wyjście Michała z którejś z kolei partii. Problem w tym, że Wiośnie eurowybory nie wyszły. Michał będąc w środku listy do tych wyborów zebrał na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie tylko 3141 głosów. Jak na przyszłego lidera listy to sejmu to nie był obiecujący wynik. Michał będąc także w kierownictwie – formalnym czy nie – tej partii, ponosi w jakimś stopniu odpowiedzialność za wynik partii w eurowyborach. Polityka i wyborcy zweryfikowali oczekiwania i sytuacja jest inna.

Poprzedni

Co połączy lewicę?

Następny

Tęczowe brednie arcybiskupa

Zostaw komentarz