22 listopada 2024
trybunna-logo

Lewica to ludzie pracy

Wiele osób zastanawia się: co się stało z lewicą? Ale to, co mają na myśli, to nieobecność partii nazywających siebie lewicowymi w głównym nurcie bieżącej polityki.

 

Tymczasem istotą zadania lewicy nie jest zasiadanie w parlamencie osób z lewicową plakietką partyjną, tylko upodmiotowienie świata pracy. Można oczywiście odrzucić takie spojrzenie w nadziei, że wyrzeczenie się idei lewicowej pozwoli serfować na mainstreamowej fali, tylko po co?
Bo jeżeli nie chodzi wyłącznie o diety i prestiż, to takie wchodzenie do polityki bocznymi drzwiami nie da lewicy nawet cienia szansy na przejęcie władzy. Nie będzie też mowy o wcielaniu choćby umiarkowanego programu socjalliberalnych czy socjaldemokratycznych reform.
Upodmiotowienie ludzi pracy to nie tylko cel sam w sobie dający pracownikom udział w zarządzaniu firmami, w których pracują, a także udział w zyskach tych firm.
Chodzi także o upolitycznienie pracowników, uczynienie z nich świadomej swej siły i swych interesów grupy/klasy społecznej.
Ideolodzy panującego, neoliberalnego systemu wmawiają nam, że jesteśmy jedynie zasobami ludzkimi, które nie mają nic do gadania w miejscu pracy, a godni uwagi stajemy się dopiero jako konsumenci, mieszkańcy czy wyborcy. Stąd zamiast ruchu pracowniczego w centrum uwagi tej „lewicy light” są ruchy miejskie, których cele i horyzont ideowy sprowadza się do kwestii ważnych, lecz nie najważniejszych. Skoncentrowane są na racjonalizacji polityki przestrzennej, transportu, komunikacji i funkcjonowania miast i gmin, ale rzadko dotykają polityki społecznej, rozwarstwienia, a już nigdy praw pracowniczych.
Lewica powinna się angażować na szczeblu lokalnym w sprawy związane z projektowaniem przestrzeni publicznej, urbanistyką czy transportem zbiorowym, ale nie może zapominać, że jej głównym zadaniem jest organizowanie polityczne ludzi, którzy w społecznym podziale pracy i jej owoców są pomijani i dyskryminowani. Ma obowiązek mówić o wyzysku, głodowych płacach, nieludzkich warunkach pracy i niegodnym traktowaniu pracowników.
Tymczasem w środowiskach lewicowej inteligencji panuje nieufność wobec klasy pracującej.
Nieufność charakterystyczna dla drobnomieszczaństwa. Ludzie o zdawałoby się wysokim „kapitale kulturowym” zdają się nie rozumieć jak kapitalne znaczenie dla przyszłości formacji lewicowej ma interakcja inteligencji z ludem. To rodzi postawy paternalistyczne i koncepcje odgórnego uszczęśliwiania warstw ludowych. Stąd rozmaite koncepcje polityki społecznej jako głównego instrumentu wyrównywania różnic majątkowych i dochodowych. Koncepcja Bezwarunkowego Dochodu Gwarantowanego i pokrewne opierają się na założeniu, że robotnik, kierowca, budowlaniec czy pracownik na hali fabrycznej nie jest w stanie na siebie wystarczająco dużo zarobić i potrzebuje wspierać swe dochody zasiłkami z pomocy społecznej, czy innymi instrumentami transferu socjalnego. A przecież skoro rośnie dochód narodowy, to powinien rosnąć udział płac w tym dochodzie. Robotnicy zarabiają na swe utrzymanie, tylko są systematycznie okradani przy wypłacie, bo jest ona wyłącznie oparta o sytuację na rynku pracy, a nie efekty pracy załogi, która swym zbiorowym wysiłkiem gwarantuje firmie zyski.
Trzeba rzecz jasna oddzielić przedsiębiorstwa dochodowe, często notowane na giełdzie, gdzie zyski rosną lawinowo od mikrofirm, które płacą mało, bo często działają na granicy opłacalności. Tam gdzie zyski są małe, pensje powinny być uzupełniane z budżetu państwa tak, aby ludziom pracy i ich rodzinom zapewnić godny (nie minimalny) poziom życia. Kiedy prawica, liberałowie pytają nas, socjalistów, komu zabrać, żeby dać tym, którym brakuje, możemy spokojnie odpowiedzieć, że akt zabierania już się dokonał przy podziale dochodów firmy na zyski i płace pracowników.
Wystarczy nam godnie płacić, dopuścić nas pracowników do udziału w dobrach, które naszą pracą wytwarzamy, a potrzeba wyrównywania w drodze podatków i zasiłków znacząco zmaleje.
Redystrybucja budżetowa jest konieczna, żeby zapewnić każdemu z nas godny poziom życia w ramach różnych usług publicznych takich jak powszechna, bezpłatna służba zdrowia, mieszkalnictwo komunalne, czy pomoc społeczną dla tych, którzy utracili pracę lub zdolność do jej świadczenia. Nie może być ona jednak głównym sposobem zasypywania przepaści jaka rośnie między bogacącymi się elitami a niezamożną większością. Jeżeli nie nauczymy się liczyć zysków i domagać się w nich udziału, doczekamy świata, w którym demokrację zastąpi oligarchia. Rządy bogatych nad biednymi. W swojej istocie taki system już działa, choć oficjalnie zachowuje się jeszcze pozory.
I mimo, że nie ma już prawie wielkich zakładów pracy, zatrudniających tysiące ludzi, to jednak tylko ludzie pracy, zorganizowani w siłę polityczną mogą cofnąć ten proces i zapobiec nadejściu totalitarnej dyktatury wielkich korporacji i najbogatszych udziałowców.
Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy pod hasłami polityki prorodzinnej, nie pro-pracowniczej, mimo że formacja ta odwołuje się do „Solidarności”, wielkiego ruchu ludzi pracy, który ongiś liczył 10 milionów pracowników. W konfliktach między pracownikami a pracodawcami rząd Mateusza Morawieckiego twardo stoi po stronie kapitału. Próby strajku w wielu firmach, w tym w ZUS, Poczcie Polskiej czy PLL LOT stłumiono, zwalniając działaczy związkowych, a „Solidarność” odgrywa teraz zwykle rolę łamistrajka.
Jednym z głównych haseł wielkiego strajku brytyjskich górników w latach 80. było „Praca, nie zasiłek”. Praca już właściwie jest. Ale płace wciąż przypominają zasiłki, a nie godne wynagrodzenie. Jeżeli lewica ma się odrodzić, to tylko w walce o godność i podmiotowość ludzi pracy. Nie da się tego zastąpić ruchami miejskimi, ekologicznymi, które są niezbędne, ale lewicy nie zastąpią. Naszą wciąż niezastąpioną bronią muszą być znów strajki, ekonomiczne i polityczne. Tylko wtedy lewica się odrodzi, gdy na Wiejskiej zasiądą ludzie pracy, by przegłosować tych, którzy ich krzywdzą od początku transformacji ustrojowej.

Poprzedni

Powstanie w Warszawie

Następny

Społeczne Forum Wymiany Myśli

Zostaw komentarz