Tak, wiem. To dopiero kilka dni od inauguracji nowego Sejmu. Wszystko jeszcze przed nami. Najlepsze i najgorsze. Ale w polityce, jak w zawodach sportowych, dobrze jest zacząć z wysokiego poziomu. Zjednoczona Lewica zaprezentowała się na starcie bardzo dobrze.
Zdobycie stanowisk kierowniczych w komisjach sejmowych i postawienie się w roli siły niezbędnej PiSowi do przepchnięcie bardzo istotnej, z punktu widzenia budżetu likwidacji 30-krotności składki ZUS doprowadziło do rozpaczy w obozie Koalicji Obywatelskiej, której przywódcy liczyli, że Lewica będzie jej spółką-córką. Nic z tego. Kidawie-Błońskiej, tej słynnej łagodnej pani z bilbordów opatrzonych napisem „współpraca, nie kłótnie” pozostała bezsilna złość i rzucanie obelgami. A Lewica ma szansę zostać głównym obrotowym tej kadencji, jeśli tylko utrzyma obecny kurs.
Dobre rozpoczęcie jest wynikiem wykorzystania sprzyjających warunków i politycznej zręczności. Po raz pierwszy od 2015 roku mamy do czynienia z realnym rozłamem w Zjednoczonej Prawicy. Porozumienie Jarosława Gowina przypomniało sobie, że jest partią bogatej klasy średniej i właścicieli firm. A PiS znalazł się w tym samym punkcie, od którego rozpoczął się rozkład Platformy Obywatelskiej – jest partią agregującą poparcie grup społecznych o sprzecznych interesach klasowych. Aby sprostać wzrastającym apetytom na świadczenia socjalne, musi pozyskać nowe miliardy do budżetu. Zniesienie 30-krotności składki na ZUS jest sięgnięciem do kieszeni burżujów. Gowinowcy nie poprą więc ustawy, nie zrobi tego również ultrakapitalistyczna Konfederacja ani zachowawcze do porzygu PSL. Prognozowane siedem miliardów szlag trafi… chyba że za ustawą zagłosuje Lewica.
To ona jawi się PiSowi jako jedyna siła skłonna poprzeć rozwiązania, które gwarantują budżetową stabilność, a co za tym idzie – polityczne trwanie. Hipotetyczny alians w doraźnych głosowaniach jest jednak obarczony ryzykiem dla obu stron. Zmienia on bowiem postrzeganie Lewicy przez elektorat PiS. W przeciwieństwie do KO nie jest to już opozycja totalna, a partner, z którym ich partia współpracuje. W dłuższej perspektywie może to zaowocować możliwością zaistnienia przepływu elektoratu na linii PiS-Lewica, czegoś co jeszcze niedawno wydawało się nierealne z powodu silnego przywiązania wyborców socjalnie wygłodniałych do partii Kaczyńskiego. Teraz jednak PiS jest słabszy, a wyrasta mu konkurent – partia, która roztacza spójną wizję państwa opiekuńczego. Ponadto, Lewica, tuż po sejmowej inauguracji jawi się jako całkiem poważna siła polityczna, której potrzebuje władza, przynajmniej w tym momencie. Gdzie jest w tym czasie Koalicja Obywatelska? Popłakuje gdzieś samotnie w kącie.
Zagrożeniem, jakie może wyniknąć dla PIS z takiej chwilowej nawet bliskości jest odpływ części elektoratu, oburzonego współpracą z „komunistami”, do Konfederacji. Lewica z kolei może zostać wpuszczona na podwórko przeciwnika, a potem ostrzelana z dział jego propagandy. Już teraz prawicowe media prześcigają się w atakach na nową przewodniczącą komisji pracy i polityki społecznej, rycząc z oburzeniem, że władza przyznaje „kluczowe stanowiska” lewaczce i aborcjonistce. Mimo iż Magda Biejat nijak nie pasuje do wizerunku radykałki, jest matką dwójki dzieci, białą, heteroseksualną osobą, w wyważony sposób wyrażającą swoje racje. Pytanie – kto na takiej ofensywie skorzysta – PiS czy polityczka, która znajdzie się w centrum wydarzeń.
A co z atakiem na Lewicę ze strony Koalicji Obywatelskiej? Tutaj Lewica musi pocisnąć swoją opowieść – o wielokrotnej kolaboracji PO z PiSem podczas poprzednich kadencji, na czele z uwaleniem projektu „Ratujmy Kobiety” czy obniżeniem emerytur dla pracowników struktur PRL. Schetyna i spółka głosowali zgodne z PiS w ponad połowie głosowań, więc nie mają żadnej legitymacji, by uderzać za to w Lewicę.
Dla Lewicy wspieranie prosocjalnych ustaw PiS to okazja do uskutecznienia swoich postulatów. Z wypowiedzi Marceliny Zawiszy wynika, że poparcie jej klubu dla projektu zniesienia przywileju ZUS dla bogatych ma być warunkowane wprowadzeniem emerytury maksymalnej, czyli zażegnania pojawienia się w przyszłości gigantycznych świadczeń dla tych, którzy zarabiali kokosy. W ten sposób Lewica może wcielać w życie swoje pomysły, znajdując się w opozycji i zarazem krytykując rząd, np. za niewydolność służby zdrowia.
Wreszcie, w końcu Lewica jawi się społeczeństwu się jako siła polityczna mówiąca językiem socjalnym. Wyjście poza postulaty światopoglądowe jest powrotem na właściwe miejsce w politycznej konstelacji. I z tego cieszę się najbardziej.