ABW zatrzymała w środę kilku działaczy partii Zmiana i dokonała rewizji w siedzibie partii oraz w mieszkaniach jej liderów. Nie wiadomo oficjalnie, jaki był powód takich działań. To kolejne w ostatnim czasie działania państwa skierowane przeciwko „niesłusznym” działaczom politycznym.
Oficjalnie nie wiadomo, jaki był powód takich działań ze strony służb specjalnych. Dziennikarze, którzy wypytują o tę sprawę, są odsyłani z kwitkiem – ABW zasłania się formułką o niejawności postępowania. Nieoficjalnie mówi się o podejrzeniu szpiegostwa na rzecz Rosji bądź Chin, co miałoby obciążać przede wszystkim przewodniczącego Zmiany, Mateusza Piskorskiego. To właśnie on został zatrzymany i, jak wynika z naszych informacji, może spędzić w areszcie dłuższy czas. Od momentu zatrzymania – do którego doszło w środę rano – nie ma z nim żadnego kontaktu.
Funkcjonariusze ABW dotarli też do mieszkania wiceprzewodniczącego partii, Konrada Rękasa w Lublinie. Przeszukanie objęło również „prawą rękę” lidera Zmiany, Tomasza Jankowskiego. służby weszły również do domu rodziców Tomasza Jankowskiego – „prawej ręki” szefa Zmiany i do wynajmowanego przez niego mieszkania w Warszawie. A dokładnie – wynajmuje on w nim jeden z trzech pokoi. Rykoszetem zainteresowania służb specjalnych działaczem Zmiany dostało się przy okazji współlokatorom Jankowskiego. Ich pokoje również zostały przeszukane. Z pokoju Jankowskiego zabrano m. in. komputer oraz laptop, który należy do jego dziewczyny.
Funkcjonariusze ABW próbowali też dorwać innych działaczy tej partii, ale – jak na razie – to się nie udało. Mają oni jednak świadomość tego, że będą następni.
Przeszukania
ABW złożyło również wizytę w siedzibie Zmiany, w budynku w okolicach Placu Bankowego w Warszawie, w którym mieszczą się siedziby też wielu innych organizacji. Formalnie Zmiana podnajmuje pomieszczenia od jednego ze stowarzyszeń polsko-ukraińskich, ale nie jest tam zarejestrowana. W tym samym budynku znajdują się również lokale Stowarzyszenia Polska-Wschód oraz towarzystw przyjaźni polsko-rosyjskiej i polsko-białoruskiej.
Z pomieszczeń zajmowanych przez Zmianę funkcjonariusze Agencji wynieśli dosłownie wszystko. Zabrano komputery, dokumenty, a nawet flagi i proporczyki. Lokal został wyczyszczony i oplombowany.
– Pod naszą nieobecność funkcjonariusze ABW weszli i zrobili kipisz, zabrali wszystko, co tylko można. Bez świadków, bowiem nagabywany o wydanie kluczy do pomieszczeń wiceprzewodniczący partii, Nabil Al Malazi (Syryjczyk mieszkający w Polsce od 30 lat – przyp. red.) nie wyraził na to zgody. Zapewne dostali więc klucze od administratorów budynku, albo po prostu się do nas włamali – opowiada w rozmowie z „Dziennikiem Trybuna” Jarosław Agustyniak, jeden z członków władz Zmiany.
Obawy działaczy Zmiany budzi fakt, że do wejścia i przeszukania ich siedziby doszło w zasadzie bez świadków. Wyjątkiem są zdjęcia zrobione przez Nabila Al Malaziego przy wejściu do siedziby organizacji. Nie wiadomo jednak, czy za jakiś czas nie okaże się, iż wśród zabranych materiałów znajdą się takie, które mogłyby pogrążyć prawnie jej działaczy i kierownictwo. – Takie rzeczy, w takich okolicznościach, mogą „się znaleźć” zawsze, gdy trzeba kogoś załatwić – mówi nam jeden z nich.
Represje polityczne
Działacze partii nie boją się tego, co ABW mogłaby znaleźć w ich siedzibie i utrzymują, że nie prowadzili żadnej działalności, której zakazywałoby obowiązujące w Polsce prawo. Podkreślają, że nigdy nie kryli się ze swoim prowschodnimi, a zwłaszcza prorosyjskimi i prochińskimi sympatiami, bowiem na tym kierunku dostrzegają oni interes Polski. Jak dotąd, nie jest to zakazane prawnie. Co więcej, głosili je oficjalnie i wręcz ostentacyjnie.
– Te sprawy były jawne od samego początku. Wielu z nas połączyła krytyka wobec poczynań Stanów Zjednoczonych i NATO, do którego Polska należy od 1999 roku. Byliśmy tak samo krytyczni wobec nalotów NATO na byłą Jugosławię, jak i atak na Afganistan (2011) jak i Irak (2003) oraz wobec późniejszych działań Sojuszu – mówi nam jeden z działaczy Zmiany. – Pod tym względem było nam blisko zarówno do niektórych ugrupowań radykalnej lewicy, jak i skrajnej prawicy, które również nie ukrywają swojego krytycyzmu wobec takich działań – podkreśla.
Tymczasem okazuje się, że za tego rodzaju sympatie mogą obywateli Polski spotkać represje polityczne, choć obowiązujące prawo wprost o tym nie mówi. Nie ma więc prawnej podstawy do takich działań, jakich ofiarą padli właśnie działacze Zmiany.
Zresztą, do tej chwili nie bardzo wiedzą, za co konkretnie spotkały ich takie represje. Podczas zatrzymań, przeszukań i przesłuchań funkcjonariusze ABW mieli nie przedstawić żadnych nakazów z sądu czy prokuratury. – Po prostu weszli „z buta” i niczym się nie przejmowali – mówi nam jeden ze świadków.
Nie można, w tym kontekście, zapominać o tym, iż KAŻDE działanie władz publicznych musi opierać się ściśle na obowiązującym prawie, zaś to obywatelom przysługuje wolność działań i głoszenia poglądów, które nie są wyraźnie zakazane przez prawo. Innymi słowy – wszyscy urzędnicy i funkcjonariusze państwa mają ręce związane obowiązującym prawem. To obywatele mają swobodę, dopóki nie naruszają prawa i co musi zostać im udowodnione w sądzie i orzeczone jego prawomocnym wyrokiem. To są podstawy demokratycznego państwa prawnego, którym – według wyraźnego zapisu w konstytucji – jest Rzeczpospolita Polska.
Zdaniem działaczy Zmiany, zostali oni objęci represjami za głoszone przez siebie poglądy. Innego wyjaśnienia takich działań służb nie widzą.
Co ciekawe, o akcji ABW w siedzibie Zmiany zostały wcześniej poinformowane media. Oczywiście, tylko niektóre. Relację z miejsca przeszukania robił na żywo m.in. Michał Rachoń, do niedawna dziennikarz związanej z PiS TV Republika, a od niedawna redaktor TVP Info. Na miejscu obecni byli również wybrani dziennikarze innych prawicowych mediów.
Innym też się dostanie
Kontrowersje związane z akcją ABW w siedzibie Zmiany oraz działań podjętych wobec jej czołowych działaczy wiążą się również z tym, że objęły one też ludzi prywatnych (np. współlokatorów Tomasza Jankowskiego) oraz organizacji korzystających z lokali zajmowanych przez tę partię. Przy okazji rewizji w siedzibie Zmiany wyniesiono z niej również wszystkie materiały, które należały do Związku Zawodowego „Zmiana – Jedność Pracownicza”, współpracującego ze Zmianą.
– Mój związek po prostu podnajmował lokal od Zmiany, na co mam umowę. Nie wiem, jakie zarzuty postawiono liderowi Zmiany, Mateuszowi Piskorskiemu, ale jakie by one nie były, nie dają one prawa przejmować dokumentacji związkowej przez jakiekolwiek służby, a już zwłaszcza bez zgody a nawet próby kontaktu z władzami związku – mówi nam przewodniczący związku, Piotr Kret. – ABW wyniosło wszystko, co znalazło, w tym dokumenty należące do naszego związku. Wśród tych dokumentów są dane osobowe pracowników należących do naszego związku. W przeciwieństwie do partii politycznych, związki zawodowe nie mają obowiązku ujawniać personaliów wszystkich członków związku, są wręcz zmuszone je chronić, żeby nie narazić szeregowych związkowców na represje ze strony pracodawców. Tymczasem teraz wszelkie dane osobowe tych ludzi dostały się w ręce służb i nie wiadomo, w czyje ręce następnie trafią. I to w sytuacji, kiedy mój związek jest represjonowany za walkę o prawa pracownicze w kilku firmach – ocenia Kret.
Równi i równiejsi
Przypomnijmy, że od ponad roku partia Zmiana ma problemy z wpisaniem jej do ewidencji partii politycznych. Jej kierownictwo utrzymuje, że spełniło wszelkie formalne wymagania, jakie są potrzebne do zgłoszenia partii do ewidencji, a mimo to urzędnicy wciąż robią im w tej sprawie pod górkę. Nawet nie bardzo wiedzą, dlaczego. Są po prostu lekceważeni, ich pisma są odsyłane bądź olewane. Nie są nawet w stanie walczyć na argumenty, ponieważ nikt im nie powiedział, czemu ich partia po ponad roku nie może zostać wpisana do ewidencji partii politycznych.
Dodajmy, że wpisanie partii do ewidencji to nie jest to samo, co rejestracja organizacji. W tym drugim przypadku konieczna jest bowiem zgoda urzędników, którzy się tym zajmują. W przypadku partii politycznych chodzi zaś o zwykły wpis do ewidencji pod warunkiem spełnienia przez partie określonych ustawowo warunków formalnych. To dopiero Trybunał Konstytucyjny ma prawo orzec o tym, czy dana partia narusza obowiązujące prawo a jej działalność jest nielegalna. Tymczasem, w przypadku Zmiany, nikt nie postawił takich zarzutów. Po prostu utrudnia się im przejście przez formalną procedurę. I tak wygląda „demokracja” w Polsce…
Czystki polityczne?
Istna obława, jaką służby urządziły właśnie na działaczy Zmiany, zdaje się wpisywać w ogólny klimat działań obecnej władzy. Jako pierwszy do więzienia trafił redaktor naczelny tygodnika „Fakty i Mity”, od wielu lat krytykującego działalność kościoła katolickiego. Roman Kotliński został zatrzymany pod pretekstem zarzutów kryminalnych – miał ponoć grozić śmiercią byłej żonie. Sprawa ciągnęła się od kilku lat, ale dopiero w momencie nastania „dobrej zmiany” zostały podjęte działanie. Przy okazji zatrzymania Kotlińskiego, ponoć pod zarzutami dotyczącymi wyłącznie jego, jednocześnie zrobiono przeszukanie w całej redakcji „FiM” oraz wyniesiono z niej wiele materiałów oraz sprzętu.
Kilka tygodni później zostało wznowione postępowanie wobec działaczy Komunistycznej Partii Polski, którego kierownictwo zostało skazane – po kilku latach odrzucania sprawy przez prokuraturę – na prace społeczne. Ponieważ, podobno, głosili oni pochwałę systemu totalitarnego na łamach swojego niszowego pisma „Blask” oraz na swojej stronie internetowej. Poseł PiS, Bartosz Kownacki już w 2013 r. zgłosił taki donos do służb specjalnych i prokuratury. Zgłoszenie odrzucano jako.. chyba głupie, ale . już dwa miesiące po zmianie władzy sprawę skierowano do sądu k, zaś po trzech miesiącach zapadł wyrok, skazujący grupkę komunistówna karę 4 miesięcy prac społecznych. Co ciekawe, wyrok ów zapadł nie w normalnym procesie, podczas którego strony mogą odnieść się do zarzutów, ale zaocznie, bez obecności oskarżonych.
Komentarz
Jak widać, w „wolnej i demokratycznej” Polsce, która podobno przed ćwierćwieczem zrzuciła z siebie jarzmo „dyktatury” oraz zależności od obcego mocarstwa zmieniło się bardzo wiele. Wreszcie możemy doświadczać na sobie dobrodziejstwa demokracji, której jedną z podstawowych wartości jest pluralizm poglądów politycznych, swoboda działalności społecznej i politycznej oraz wolność słowa. Możemy się cieszyć ową wolnością, pod warunkiem jednak, że nie wykorzystamy jej do krytyki kościoła (naczelny „Faktów i Mitów”), kapitalizmu (działacze KPP) czy sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i NATO (działacze partii Zmiana).
Czasem musi się bardzo wiele zmienić, żeby nic się nie zmieniło…