22 listopada 2024
trybunna-logo

Kraina mlekiem i miodem…

Czasem warto się przyjrzeć swojej sytuacji z pewnego oddalenia i podjąć próbę porównania się z innymi krajami. Okazję do takiego oglądu daje najnowszy, ogłoszony niedawno Ranking Celów Zrównoważonego Rozwoju, sporządzony przez ONZ po zbadaniu realizacji siedemnastu wyznaczonych celów w poszczególnych krajach.

Ranking ów słabo przebił się w mediach, a przecież sytuacja Polski, a więc i Polaków, wydaje się w nim bardzo dobra. Zajęliśmy 15. miejsce, wyprzedzając Japonię, Szwajcarię i Wielką Brytanię, a ustępując nieco Chorwacji, Irlandii i Czechom.

Wygląda to bardzo ładnie i trochę jakby wymyka się intuicyjnej ocenie tego, co się u nas dzieje. W dodatku różnice między krajami są niewielkie. Zajmującą 7. lokatę Norwegię (81,98 pkt) dzieli od Nowej Zelandii na 23. miejscu (79,13 pkt) mniej niż trzy punkty. Maksymalnie można zdobyć sto punktów, a będąca liderem w tym rankingu (już po raz kolejny) Finlandia uzyskała ich 85,9. W pierwszej trzydziestce jest tylko pięć krajów pozaeuropejskich: Japonia, Nowa Zelandia, Kanada, Korea Południowa i Chile. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej znalazły się dopiero na 32. miejscu, tracąc 0,7 punktu do Litwy i nieco ponad punkt do Chile. Z rankingu bezsprzecznie wynika, że Europa, szczególnie ta zrzeszona w Unii Europejskiej, to najlepsze miejsce do życia. Dla ludzi.

Można z przedstawionych danych wyciągać różne wnioski, a jeden z nich jest taki, że jeśli chodzi o realizację celów, olbrzymia większość krajów nie zrobiła żadnych postępów w ciągu ostatnich pięciu lat. Tam gdzie żyje się dobrze, nie nastąpiło pogorszenie, a tam gdzie żyje się gorzej, nie ma poprawy. Ot, taka mała – lub większa – stabilizacja na światową skalę.

A nad Wisłą (i Odrą)? Do istotnej poprawy sytuacji (i wskaźników) doszło u nas w okresie 2013–2016. W tym czasie nasz ranking wzrósł o dwa punkty. Ten właśnie wynik zapewne pozwolił nam przeskoczyć Szwajcarię, Wielką Brytanię i Japonię, choć nas samych przegoniła Chorwacja, i to w ostatnich dwóch latach. Na tle reszty świata żyje się w Europie, w tym i w Polsce, względnie, a nawet bezwzględnie dobrze – w każdym razie lepiej niż gdzie indziej. Europejskie standardy życia są, i niestety pewnie jeszcze długo będą, nieosiągalne dla większości globu, nawet dla krajów uznawanych za najbardziej rozwinięte, takich jak Stany Zjednoczone, o Rosji czy krajach Zatoki Perskiej nie wspominając.

Na pierwszy rzut oka może dziwić, że wskaźniki ONZ premiują kraje o stosunkowe niedużym rozwarstwieniu społecznym i gospodarczym, z szeroko rozwiniętymi usługami publicznymi. Być może dlatego w rankingu ogólnym Serbia wyprzedza Australię, a Grecja Izrael, i dosyć wysoko w rankingu jest Kuba (49. miejsce), którą od USA (32. miejsce) dzielą oprócz morza niecałe trzy punkty rankingowe, czyli mniej niż USA tracą do Polski.

A wracając między nasze barany, czy raczej Odrę i Bug – co takiego jest u nas (do)cenione? Spośród siedemnastu celów ONZ poprawę odnotowano w zakresie walki z biedą, dostępu do edukacji, dostępu do czystej wody i kanalizacji, rozwoju gospodarczego i budowy infrastruktury oraz generalnej poprawy warunków życia. Wiele z tego zawdzięczamy wykorzystaniu funduszy europejskich. Dużą ilość środków przeznaczano i nadal się przeznacza na wodociągi i kanalizację, a także transport publiczny, zwłaszcza w miastach. W ostatnim okresie ruszyły też nieco intensywniej inwestycje kolejowe, a nawet zaczęto dostrzegać marną kondycję transportu regionalnego.

Zauważono również sukcesy w walce z biedą, co należy wiązać z decyzjami PiS‑u co do programu 500 plus oraz z podnoszeniem płacy minimalnej. Paradoksalnie, nie wpłynęło to na poprawę sytuacji najuboższych, którzy mają problemy z zaspokojeniem głodu, co potwierdziło wcześniejsze hipotezy, że w najgorszej sytuacji finansowej nie są wyłącznie rodziny wielodzietne.

W dalszym ciągu pozytywnie wypada nasza edukacja (dane z rankingu dotyczą roku 2020), zwłaszcza na poziomie podstawowym i średnim. Utrzymuje się jeszcze, przynajmniej nominalnie, szeroki dostęp do studiów wyższych, choć ranking nie odzwierciedla poziomu kształcenia na tychże studiach. Przyszłość jednak nie rysuje się różowo. Już można dostrzec skutki likwidacji gimnazjów. Powiększają się różnice w wynikach egzaminów ośmioklasistów. Szkoły wiejskie przegrywają coraz bardziej ze szkołami miejskimi i metropolitalnymi, a to w przyszłości odbije się na dostępie młodzieży z małych ośrodków do szkół maturalnych i wyższych.

W rankingu doceniono wskaźniki rozwoju gospodarczego, wpływające także na poprawę ogólnych warunków życia. I na tym w zasadzie pozytywy się kończą. Odnotowano całkowity brak postępów w pozyskiwaniu czystej energii oraz w odpowiedzialnej i oszczędnej produkcji i konsumpcji. Daje to w sumie wynik zerowy, jeśli chodzi realizację celów polityki klimatycznej. Brak postępów odnosi się też do zmniejszania nierówności oraz do współpracy z różnymi organizacjami.

Można przypuszczać – czego tegoroczna ocena już nie obejmuje – że to ostatni nasz tak dobry wynik. Nie zanosi się na zamianę polityki rządu w ocenianych sferach, a w niektórych dziedzinach zmiany będą nas raczej oddalały od wyznaczonych przez ONZ celów. Jeśli sąsiedzi w tabeli nie wypadną równie źle, możemy stoczyć się w rankingu znacznie niżej, nawet w okolice USA czy Kuby.

Trudno też twierdzić, że twórcy Polskiego Ładu inspirowali się rankingiem celów ustalonych przez zespół ONZ. Zresztą, szanse na realizację zapisanych w Polskim Ładzie przedsięwzięć maleją z każdym tygodniem dyskusji i (narastających?) kłótni wewnątrz Zjednoczonej Prawicy. Ostatnie (oby!) jej międzynarodowe osiągnięcie, czyli podpisanie przez sojusznicze partie europejskie nowego paktu stalowego (czy też tekturowego), zapewne nie posłuży realizacji celów ONZ ani nie poprawi życia obywateli krajów uszczęśliwionych paktem. Co więcej, podpisana deklaracja nieco się z celami ONZ rozjeżdża, a niektórych punktach bywa nawet z nimi sprzeczna.

Tak więc delektujmy się chwilą i rankingiem. Cieszmy się, że nie mamy tak najgorzej, bo inni mają gorzej. Jeśli kogoś to nie cieszy, w przyszłości powodów do radości może mieć jeszcze mniej – nawet jeśli mleka i miodu w naszym kraju tymczasowo nie braknie.

A konkordat należy wypowiedzieć. Tym bardziej , że raczej pogarsza oceny i nijak nie mieści się w celach

Poprzedni

Czytać, nie czyta?

Następny

Bigos tygodniowy

Zostaw komentarz