Minister Zdrowia potrzebował tygodnia, aby zabrać głos w sprawie strajku pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka. Zaapelował do pielęgniarek, żeby wróciły do pracy twierdząc jednocześnie, że jego resort nie jest stroną w trwającym sporze. Ostatecznie wziął on jednak udział w rozmowach z protestującymi.
Szef resortu zdrowia, Konstanty Radziwiłł od początku był krytyczny wobec protestu pielęgniarek. Przez długi czas milczał i dopiero desperacja strajkujących, odejście od łóżek pacjentów i przeciągający się strajk zmusiły go do zabrania głosu w tej sprawie. Minister Radziwiłł zastrzegł, że spór płacowy powinien zostać rozstrzygnięty między komisją zakładową Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych a kierownictwem CZD dodając, że ministerstwo nie jest stroną w tym sporze. Co innego twierdzą jednak same pielęgniarki, które podkreślają, że Centrum bezpośrednio podlega Ministerstwu Zdrowia.
Po rozmowach ze strajkującymi pielęgniarkami minister Radziwiłł poinformował, że widzi możliwość porozumienia. Podobną opinię przedstawiły działaczki OZZIP w CZD. Do czasu zamknięcia tego numeru „Dziennika Trybuna” nie znane były jednak żadne szczegóły ewentualnego porozumienia.
Nie mogą się utrzymać
Wcześniej minister zdrowia zwrócił się do pielęgniarek, by te zmieniły formę protestu i wróciły do opieki nad małymi pacjentami. Zasugerował też, że płace pielęgniarek i położnych w Centrum wynoszą średnio 5 tys. zł, a więc są znacznie wyższe niż średnia w tym zawodzie. W odpowiedzi strajkujące pielęgniarki zaczęły publikować w Internecie zdjęcia pasków z wyliczeniami wypłat, jakie dostają. Wynika z nich, że większość pielęgniarek zarabia niewiele ponad 2 tys. zł „na rękę”, a więc są to pensje, za które trudno się utrzymać, szczególnie w stolicy. Początkujące pielęgniarki zarabiają jeszcze mniej.
– Strajkujące okupują salę konferencyjną szpitala. Robią to w systemie zmianowym, pokrywającym się z dyżurami. Co jakiś czas ktoś ze strajkujących zabiera głos. Mogą to być uczestniczki negocjacji (ze zrozumiałych względów ich informacje cieszą się największą uwagą) lub po prostu któraś z pielęgniarek chcąca podzielić się własnymi przemyśleniami – relacjonuje jeden z działaczy społecznych, który odwiedził strajkujące. – Głos zabierają też wspierający strajk goście: poza nami były na przykład deklarujące solidarność i pomoc przedstawicielki Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. Były też osoby z Partii Razem z kanapkami, które głosu nie zabrały, ale i tak dostały oklaski. Swoje poparcie dla strajkujących pielęgniarek wyrazili też działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Radziwiłł: chodzi o kasę
Mimo dotychczasowego dystansu, jaki minister Radziwiłł miał wobec tego protestu, we wtorek zdecydował się wreszcie osobiście pofatygować do CZD i wziąć udział w rozmowach z protestującymi. Jeszcze we wtorek rano, na antenie TVN24 stwierdził: – W tym strajku chodzi przede wszystkim o kasę i proszę, żebyśmy nie rozwadniali tego. W ten sposób minister zdrowia stanął w jednym szeregu z liberalnymi mediami, które od początku protestu utrzymują, że pielęgniarki z egoistycznych pobudek narażają zdrowie oraz życie chorych dzieci leczonych w Centrum. Krytyki pielęgniarkom nie szczędzą też niektórzy komentatorzy, wypowiadający się w podobnym tonie i stosujący wobec nich szantaż moralny. Większość owych krytyków odwołuje się do faktu, że strajkujące pielęgniarki mają pod opieką chore dzieci, w związku z czym powinny się wykazać szczególną odpowiedzialnością i troską o tych specyficznych pacjentów.
Przedstawicielki pielęgniarskich związków zawodowych nie zgadzają się z tymi zarzutami, a już zwłaszcza z argumentem, że chodzi im głównie o lepsze płace. Przypominają, że środowisko lekarskie co roku wywalcza dla siebie lepsze wynagrodzenia, grożąc uniemożliwieniem dostępu do leczenia wszystkim pacjentom. Mimo to, nikt nie wymaga od nich takich poświęceń, jakich oczekuje się od pielęgniarek, które od lat walczą o poprawę warunków zatrudnienia.
Brak rąk do pracy
Według protestujących, o wiele większym problemem niż ich niskie płace są braki kadrowe i to właśnie one są największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa pacjentów. Każdego dnia w CZD brakuje co najmniej kilkudziesięciu pielęgniarek, zaś te, które pracują, są z tego powodu nadmiernie obciążone. Pracują pod ogromną presją i w ciągłym pośpiechu, są przemęczone i zestresowane. Boją się, iż taka sytuacja sprawi, że mogą popełniać błędy.
Problem braku rąk do pracy dotyczy nie tylko CZD, ale całej branży, o czym środowisko pielęgniarskie alarmuje od kilku lat. W wielu placówkach niedobór pielęgniarek już dawno przekroczył poziom bezpieczeństwa. Spowodowane jest to niskimi płacami, jakie oferuje się pielęgniarkom. Szkoły pielęgniarskie od dawna świecą pustkami. Jednocześnie systematycznie rosną wymagania, jakie stawia się przedstawicielkom tego zawodu. Od kilku lat obowiązuje je wymóg wyższego wykształcenia, podobnie jak w innych krajach Unii Europejskiej. Od tego roku doszedł im kolejny obowiązek – mają, na równi z lekarzami, wystawiać recepty. Zwiększonym obowiązkom nie towarzyszy jednak poprawa warunków zatrudnienia. Nic więc dziwnego, że brakuje chętnych do pracy w zawodzie zaś coraz więcej pielęgniarek decyduje się skorzystać z możliwości pracy w innych krajach, gdzie oferuje się im zdecydowanie lepsze warunki zatrudnienia.
„1 kwietnia 2014 r. weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia pozwalające dyrektorom szpitali – jeżeli przyjrzeć mu się uważnie – na ogromną dowolność ustalania minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek dla swoich placówek. Warto przy okazji uświadomić sobie, że >minimalne< oznacza w tym przypadku: obowiązujące. Żaden dyrektor szpitala nie wyda więcej pieniędzy, niż musi. Przyspieszenie kryzysu pielęgniarskiego sprokurowała zatem PO, a PiS skwapliwie ten stan przyjął, nie planując w tym zakresie żadnej zmiany, a zwłaszcza dobrej” – ocenił na swoim blogu dr Stefan Karczmarewicz, lekarz, który od wielu lat popiera walkę pielęgniarek. Dodał on, że środowisko pielęgniarek jest lekceważone przez kolejne rządy, niezależnie od ich barwy politycznej.
Konsekwencje za strajk
W poniedziałek strajkujące działaczki OZZiP poinformowały, że są zastraszane – część z nich dostała SMS-y z informacją, że z powodu strajku Centrum zostanie zamknięte, zaś wszystkie zatrudnione w nim pielęgniarki stracą pracę. Magdalena Nasiłowska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy CZD dodała, że w podobny sposób zastraszani są także rodzice dzieci leczonych w Centrum. Tego samego dnia pielęgniarki dostały wypłaty, których wysokość pomniejszono o czas strajku. W ocenie działaczek związkowych, jest to forma zastraszania i szantażu ekonomicznego. Co ciekawe, pensje zmniejszono również tym pracowniczkom, które w czasie strajku przebywały na urlopach czy zwolnieniach lekarskich i nie uczestniczyły w proteście.
Sprawą przedłużającego się strajku zajęła się też prokuratura na skutek doniesienia Rzecznika Praw Dziecka, który twierdzi, że rozpoczęty ponad tydzień temu strajk zagraża bezpieczeństwu dzieci. Dodatkowo, zdaniem kierownictwa CZD, jest on nielegalny. Owe zarzuty rozstrzygnie dopiero sąd.
Dr Karczmarewicz nie kryje swojego oburzenia postępowaniem Rzecznika. „Pan Rzecznik, uruchamiając postępowanie prokuratorskie, sam naraził dzieci na dodatkowe niebezpieczeństwo. Prokuratura musi bowiem robić swoje – zadawać pytania, żądać dostarczenia odpowiedniej dokumentacji, dotyczącej sytuacji podczas strajku etc. To wszystko odciąga pozostałą przy pracy część personelu od pacjentów. Zwłaszcza że – jeżeli wierzyć oświadczeniom dyrekcji CZD – dużą część obowiązków pielęgniarskich przejęli lekarze. Zaś zastąpienie pielęgniarki przez lekarza jest zawsze rozwiązaniem częściowym i niedoskonałym. Pan Rzecznik powinien o tym wiedzieć” – ocenia. Dodaje, że krzywdzące jest określanie pielęgniarek mianem „średniego personelu”, bowiem ich praca nie jest dodatkiem do pracy lekarzy, lecz jej niezbędną podporą. To one bowiem na co dzień zajmują się pacjentami i realizują wytyczne wyznaczone przez lekarzy.
To dopiero początek?
Zdaniem specjalistów zajmujących się problemami branży medycznej, bunt pielęgniarek i położnych z CZD to zapewne początek protestu, który może objąć całą tę grupę zawodową. Obecny strajk wybuchł właśnie w CZD ze względu na specyfikę tej placówki, do której trafiają najbardziej chore dzieci. „W przypadku dzieci margines bezpieczeństwa jest znacznie węższy niż w przypadku pacjentów dorosłych. Dalsze jego ograniczanie głupim i pazernym zarządzaniem może dużo łatwiej doprowadzić do nieszczęścia” – ocenia cytowany lekarz.
O zmianę formy protestu do strajkujących pielęgniarek z CZD zaapelowała też Rzecznik Praw Pacjenta, powołując się na dobro pacjentów. Rzecz w tym, że mniej drastyczne formy protestu były przez środowisko pielęgniarskie organizowane wielokrotnie, jednak bez skutku. Jak zauważa dr Karczmarkiewicz, wina za problem braku rąk do pracy spoczywa też na pani Rzecznik, która od dawna zdaje sobie sprawę z owych braków kadrowych, ale dotąd nic w tej sprawie nie zrobiła.
Rozwój sytuacji w CZD może mieć niebagatelny wpływ na postawę pielęgniarek w innych placówkach. W wielu z nich od miesięcy toczą się spory zbiorowe, a co za tym idzie – jest możliwość ogłoszenia strajku na wzór tego, jaki właśnie trwa w CZD, a więc z odejściem od łóżek pacjentów.
Strajk w Centrum został zorganizowany przez OZZiP, który jest zrzeszony w Forum Związków Zawodowych. Przedstawiciele dwóch pozostałych central, z którymi rozmawialiśmy – NSZZ „Solidarność” oraz OPZZ – nie poparli tego protestu. Nie ukrywając swojej sympatii i zrozumienia dla walki toczonej przez warszawskie pielęgniarki przypominają oni, że w ubiegłym roku – jeszcze w czasie rządu Ewy Kopacz – pielęgniarki wywalczyły podwyżki tylko dla swojej grupy zawodowej, wyłamując się z solidarnej walki całego średniego personelu medycznego. Obie centrale zabiegały wówczas, by walka o wyższe wynagrodzenia objęła wszystkie zawody medyczne, ale pielęgniarki zadziałały na własną rękę. Stąd dystans, jaki wobec ich protestu zachowują pozostałe związki zawodowe zrzeszające inne zawody medyczne.