29 listopada 2024
trybunna-logo

Koniunktura strachu

Widząc Jarosława Kaczyńskiego w towarzystwie Rydzyka – nie dziwimy się.

Widząc Kaczyńskiego przemawiającego sprzed ołtarza na Jasnej Górze w Częstochowie – nie reagujemy.
Ale widok Jarosława Kaczyńskiego brylującego na Forum Ekonomicznym w Krynicy – przeraża.
Gdy w ubiegłym roku Jarosław Kaczyński został przez Radę Programową tego Forum uhonorowany nagrodą Człowieka Roku – wszyscy byliśmy mocno zaskoczeni. Forum Ekonomiczne odbywało się, jak zwykle, we wrześniu… Ale rok temu było to na miesiąc przed wyborami parlamentarnymi. I chyba nikt nie miał wówczas wątpliwości, że taka nominacja dla prezesa PiS była wyborczą rekomendacją środowisk biznesowych. Nie można wykluczyć, że przyczyniła się do tak wyraźnego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości. Dziwne, bo dotychczas wydawało się, że biznesmeni bardziej boją się rządów PiS-u, niż je popierają.

Casting na oligarchów

W tym roku Jarosław Kaczyński pojawił się w Krynicy w towarzystwie premiera Węgier – Viktora Orbana. Jak się okazało tegorocznego laureata nagrody Człowieka Roku Forum Ekonomicznego w Krynicy. Dziennikarze ekonomiczni zaczęli gorączkowo przypominać sobie jakieś dokonania premiera Węgier, predestynujące go do takiej nagrody. I co? I nic! Wiele doniesień z Węgier jest wręcz dla Orbana nieprzychylnych. Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że na Węgrzech biurokracja i korupcja mają się dobrze jak nigdy. Transparency International twierdzi nawet, że węgierska korupcja ma częstokroć charakter systemowy i przez to jest niezwykle trudna do wykrycia i ścigania. Jedno jest bezdyskusyjne w gospodarce Węgier: intensywnie rozwija się i bogaci grupa oligarchów. Nie można wykluczyć, że właśnie wizja oligarchizacji Polski tak zafrapowała decydujących o przyznaniu nagrody Orbanowi.
To, że premier Węgier jest politycznym wzorcem dla Kaczyńskiego, nie ulega wątpliwości. Sam prezes o tym zapewniał. Kto wie – może więc i Kaczyński zgromadzi wokół siebie zaufanych ludzi ze świata finansjery i biznesu, którzy w zamian za polityczne poparcie dla rządzących, będą czerpali wymierne korzyści finansowe.
Będą wygrywali specjalnie przygotowane dla nich przetargi, będą mieli łatwiejszy dostęp do środków unijnych, wpływ na decyzje polityków o ulgach i zwolnieniach w biznesie, będą wreszcie głównymi beneficjentami wielkich planów roztaczanych przez Morawieckiego – wszak podawana przez wicepremiera kwota biliona złotych na inwestycje robi wrażenie na każdym.
Polska po roku 1989 nie wyhodowała sobie, na szczęście, kasty oligarchów na miarę choćby Ukrainy. W dzisiejszej Polsce to chyba niemożliwe, by teść, mąż lub syn premier Szydło wygrywał największe przetargi rozpisywane przez jej podwładnych… A premierowi Orbanowi nie przeszkadza, że jednym z największych beneficjentów państwowych projektów inwestycyjnych jest István Tiborcz – jego zięć…
Ale to się może zmienić – ten brak kasty polskich oligarchów. Idziemy przecież „drogą węgierską”. I to chyba najprostsze wytłumaczenie nagłej miłości, jaką zapałała część środowisk biznesowych do prezesa Kaczyńskiego. Najwyraźniej w Krynicy od zeszłego roku trwa casting na oligarchów.
To bardzo źle świadczy o części polskich środowisk biznesu – takie dążenie do fraternizacji z władzą łamiącą zasady demokratycznego państwa prawa. Niestety, to nic nowego, historia zna wiele przykładów, gdy przyszli autorytarni władcy i dyktatorzy budowali swoje kariery właśnie dzięki przychylności wielkiego biznesu.

Parasol Kaczyńskiego

Na Węgrzech bliskie związki wielkiego biznesu z rządzącymi oznaczały jednocześnie odwrócenie się plecami do małych i średnich firm, w tym firm rodzinnych. Doprowadziło to wiele z nich do upadku. W Polsce kłopoty z dopięciem budżetu widać już dziś, choćby po rekordowym deficycie zaplanowanym na przyszły rok, wynoszącym 60 miliardów. Jeśli Kaczyński rozłoży parasol ochronny nad grupą przychylnych mu kandydatów na oligarchów, to można oczekiwać, że równocześnie minister Ziobro wraz z ministrem finansów, dla równowagi, zastawią sidła na pozostałych. W końcu ktoś te cholerne podatki musi płacić.
Jestem zdania, że lewica w Polsce powinna zwrócić większą uwagę na tych, którzy co prawda nie są pracobiorcami, ale trudno ich też zaliczyć do „kapitalistów”. Samozatrudnieni, właściciele maleńkich firm rodzinnych. Fryzjerka, manikiurzystka, mechanik samochodowy, taksówkarz – oni wszyscy mogą w Polsce PiS-u potrzebować szczególnej pomocy. Jest ich ponad dwa miliony. W castingu na oligarchów nie mają szans, a Ziobro, CBA lub najzwyklejsza kontrola skarbowa, zawsze znajdą jakiegoś haka. Jeśli tylko będzie taka polityczna dyspozycja – a pewnie będzie.
Spotkałem kolegę z dawnych lat. Jeszcze niedawno miał warsztat produkujący „coś tam”. Zamknął go. Twierdzi, że prowadzenie działalności gospodarczej jest coraz bardziej ryzykowne. Nikt nie jest idealny, jak się weźmie pod lupę każdy detal, każdą fakturę, to znalezienie czegoś, do czego można się przyczepić, jest tylko kwestią czasu. Lepiej przeczekać czasy PiS-u.
Nie mniejsze obawy ma wiele organizacji pozarządowych, stowarzyszeń i fundacji. Jeśli będą obsypywać Kaczyńskiego, Dudę i Szydło nagrodami i komplementami, jak ci z Krynicy – będą mieli spokój. Ale jeśli odważą się mówić prawdę o łamaniu Konstytucji przez rządzących, o manowcach, na jakie prowadzi polską demokrację Kaczyński – mogą spodziewać się kłopotów.

Kiepski wzorzec

Gdy przed laty odwiedzaliśmy Węgry, podziwialiśmy poziom życia i zamożność tego kraju. Dzisiaj to my jesteśmy w zdecydowanie lepszej sytuacji ekonomicznej. PKB per capita (przypadający na 1 mieszkańca) jest co prawda w obu krajach podobny, ale już na przykład zarobki są w Polsce średnio o 20 proc. wyższe. A cały szereg raportów, oceniających gospodarkę węgierską, jest dla niej wręcz miażdżących. Ważny i ceniony przez inwestorów raport szwajcarskiego Światowego Forum Gospodarczego, dotyczący konkurencyjności gospodarki, plasuje Węgry na 60. miejscu, zaś Polskę prawie dwadzieścia pozycji wyżej. Dodatkowo raport odnotowuje trend spadkowy konkurencyjności węgierskiej gospodarki. Również dane prezentowane przez unijny Eurobarometr nie są dla Węgier budujące. Zdecydowanie Polska powinna sobie poszukać lepszych gospodarczych wzorców do naśladowania niż Węgry. Dokładniejsza analiza gospodarki węgierskiej jeszcze wyraźniej pokazuje, jaką kompromitacją dla Forum Ekonomicznego w Krynicy była nominacja Orbana na Człowieka Roku.

Koniunktura strachu

Polsce potrzeba wydajnej, konkurencyjnej i innowacyjnej gospodarki. Czasy, w których naszym największym atutem były groszowe koszty robocizny – kończą się. Na szczęście! Również niedługo przestanie działać największa siła napędowa gospodarki w ostatnich latach – fundusze unijne. W tym wszystkim, o czym mówi wicepremier Morawiecki jest bardzo wiele prawdy. Ale to są tylko słowa, rzeczywistość zaś skrzeczy.
W ten weekend agencja Moody`s zapewne obniży Polsce rating inwestycyjny. Politycy PiS-u będą z lekceważeniem mówili o „jakimś tam” ratingu. Ale złe wskaźniki gospodarcze publikuje również państwowy Główny Urząd Statystyczny. W I kwartale tego roku poziom inwestycji spadł o 1,8 proc. (w skali rok do roku), a w II kwartale ten spadek gwałtownie przyspieszył i wyniósł już 4,9 proc. Tymczasem rząd nie potrafi zagospodarować 500 miliardów złotych przyznanych Polsce przez Unię Europejską na lata 2014-20. Wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński przyznaje, że opóźnienia w realizacji projektów sięgają już 12 miesięcy. Oznacza to wykorzystanie pieniędzy unijnych z nowej perspektywy finansowej na poziomie bliskim zeru! Brakuje koniecznych regulacji prawnych i przetargów na inwestycje. Tłumaczenia polityków PiS-u, że to opozycja wkłada kij w szprychy gospodarki – są po prostu głupie. Winna jest koniunktura strachu.
Koniunktura – to bardzo ważny wskaźnik ekonomiczny, choć bezpośrednio niezwiązany z konkretnymi danymi gospodarczymi. Jest raczej odbiciem emocji panujących na rynku. Znamy to z życia codziennego. Jeśli jest ładna pogoda, pracodawca dał nam właśnie podwyżkę, wracamy po pracy do świeżo wyremontowanego mieszkania – widzimy świat w jasnych barwach. I również w przyszłość patrzymy bardziej optymistycznie. Nie inaczej jest w gospodarce. Na złą koniunkturę składa się po trosze wszystko: obniżony rating, awantura o Trybunał Konstytucyjny, buńczuczne wypowiedzi Ziobry i Kempy, rekordowy deficyt, pewnie nawet też Kaczyński, wychwalający w Krynicy Orbana. I to wszystko razem wpływa na decyzje tych, którzy od lat lokowali w Polsce swoje inwestycje. Dzisiaj coraz częściej wybierają opcję: czekam. Zresztą trudno im się dziwić w sytuacji, gdy PiS, dzień po dniu, buduje w Polsce zamiast koniunktury optymizmu, koniunkturę niepewności i strachu.
Zadzwonił do mnie znajomy, pracujący w urzędzie. Zapytałem go o drogę. Miała być gotowa za parę miesięcy, a tymczasem nie rozpisano nawet przetargu. Żartujesz – odpowiedział. A kto w dzisiejszych czasach zaryzykuje podpisanie się pod specyfikacją przetargową, gdy w sąsiednim pokoju siedzi pan z CBA z lupą. Trzeba czekać.
Cierpliwość i umiejętność czekania jest w wielu sytuacjach zaletą. W gospodarce czekanie jest zabójcze – przetłumaczone na język ekonomii oznacza stagnację. Świat, mimo zawirowań i kryzysów, prze do przodu każdego dnia. My tymczasem mamy się zajmować „pielęgnowaniem i chronieniem wartości narodowych i religijnych”. To słowa Orbana z Krynicy. Kaczyński mu przyklasnął.

Poprzedni

Zdolny do wszystkiego

Następny

Szybsze tory