22 listopada 2024
trybunna-logo

Komu służy sojusz z Rydzykiem

Jeżeli partia mająca 30 procent poparcia nawiązuje sojusz z Kościołem, którego formalni wierni stanowią ponad 90 procent, a praktykujący ponad 60 procent, to taki sojusz opłaca się wyłącznie tej partii, a nie temu Kościołowi.

Według raportu na temat pedofilii w Kościele, przedstawionego niedawno przez Episkopat Polski, „małoletni płci męskiej stanowili 58,4 proc. ofiar nadużyć seksualnych ze strony duchownych, natomiast 41,6 proc. to małoletnie ofiary płci żeńskiej”. To były dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, uzyskane nawet w polskiej sytuacji, gdzie dziewczynki są mniej chronione przed molestowaniem, niż chłopcy, a prawicowy argument, że tylko „pederastia” jest problemem, a nie pedofilia, został przyswojony nawet przez pedofilów w sutannach.
W filmie braci Sekielskich ksiądz-pedofil, który molestował małe dziewczynki, mówi do jednej ze swoich dawnych ofiar, jakby to było alibi: „ale ja przecież nigdy nie robiłem takich rzeczy z chłopcami”.
Jak się do tego ma wypowiedź czołowego intelektualisty Prawa i Sprawiedliwości, ulubionego rozmówcy Jarosława Kaczyńskiego, drugiej pozycji na liście PiS do europarlamentu z Małopolski Ryszarda Legutki, że „ponad 80 procent przypadków nadużyć dotyczy chłopców w wieku od 12 do 17 lat, no to przepraszam bardzo, co to jest za pedofilia? To nie jest żadna pedofilia, to jest pederastia po prostu”?
Oczywiście Legutko, mimo że był pytany o film braci Sekielskich i o sytuację w Polsce, powołał się na „badania amerykańskie”. Jako najlepszy w Polsce znawca amerykańskich wojen kulturowych nie dodał, że zostały one tam wykonane na zlecenie przeciwników papieża Franciszka, chcących ewidentne winy i zaniechania Kościoła zrzucić na „gejów” i „rewolucję obyczajową lat sześćdziesiątych”.
Kiedy jednak intelektualista świadomie nagina rzeczywistość, nie robi tego z niewiedzy, ani z głupoty, ale dlatego, że mu się to opłaca. Opłaca się jemu, jego partii, opłaca się jego liderowi, od którego zależy posada tego intelektualisty w europarlamencie, cała jego kariera polityczna, dla której zrezygnował z kariery akademickiej i w ogóle – z bycia filozofem.
Tak jest właśnie w przypadku Ryszarda Legutki. Zmuszanie go do przeprosin mija się z sensem, bo on uważa, że relatywizowanie i obrona patologii pojawiających się w polskim Kościele po prostu opłaca się jego partii – PiS-owi. I oczywiście Ryszard Legutko ma rację.
Dlaczego bowiem Jarosław Kaczyński zdecydował się na sojusz nie tyle z Kościołem, co z jego najbardziej patologiczną i niechrześcijańską częścią, jaką jest tzw. Kościół Rydzyka?
Dlaczego jego ludzie bronią dziś księży i biskupów, którzy chronili pedofilów przed odpowiedzialnością, umożliwiali skazanym dalszy kontakt z dziećmi, jeśli tylko ci biskupi i księża rewanżują się publicznie okazywanym poparciem dla PiS?
Odpowiedź jest żenująco prosta. Jeżeli partia mająca 30 procent poparcia w polskim społeczeństwie nawiązuje sojusz z Kościołem, którego wierni formalni stanowią w tym społeczeństwie ponad 90 procent, a praktykujący ponad 60 procent, to taki sojusz opłaca się wyłącznie tej partii, a nie temu Kościołowi. Polscy katolicy są w różnych partiach. Zarówno jako politycy, liderzy, jak też jako wyborcy. Pozwalając Kaczyńskiemu i jego partii na przyssanie się do najsilniejszej w Polsce instytucji, żerowanie na jej autorytecie – niektórzy ludzie polskiego Kościoła zdradzają znaczną część swoich wiernych. Można powiedzieć, że zdradzają większość katolików na rzecz mniejszości PiS-owców.
Jarosław Kaczyński doskonale to wiedział, kiedy przyssał się do Kościoła. Kiedy zaczął mówić – z właściwą sobie przesadą, która zawsze jest znakiem cynizmu – że „ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę”.
Ale czy wiedzieli to biskupi pozwalając Kaczyńskiemu wykorzystać autorytet Kościoła w swojej partyjnej walce o ziemską, osobistą władzę?
Jednak jest jeszcze tzw. Kościół Rydzyka – biskupi, księża i wierni, którzy o katolicyzmie czy o chrześcijaństwie uczyli się z Radia Maryja. A więc uczyli się źle, bo chrześcijaństwo jest religią uniwersalną, religią etyczną, religią miłosierdzia. A z Radia Maryja dowiadywali się, że jest religią kulturowej i partyjnej wojny, religią polskiego nacjonalizmu, a nawet „białego” rasizmu. Stanisław Michalkiewicz, czołowy felietonista Radia Maryja, powiedział niedawno o kobiecie, której sąd przyznał odszkodowanie za to, że jako trzynastolatka była wielokrotnie gwałcona przez księdza pedofila: „żadne k…wy na całym świecie nie są tak wynagradzane”. Michalkiewicz nadal jest felietonistą Radia Maryja, nadal „naucza” polskich katolików, szczególnie chętnie o Żydach i o kobietach.
Jednak ani Jarosławowi Kaczyńskiemu, ani Mateuszowi Morawieckiemu, ani Jarosławowi Gowinowi, ani Zbigniewowi Ziobrze, nie przeszkadza to pompować w Radio Maryja kolejne miliony i regularnie pielgrzymować do Tadeusza Rydzyka z błaganiem o polityczne wsparcie.
Jednak akurat Kościołowi Rydzyka opłaca się sojusz z PiS-em, na którym traci cały Kościół katolicki w Polsce. To bowiem właśnie dzięki pieniądzom od PiS-u (dokładniej, pieniądzom z państwowego budżetu i ze środków unijnych, którymi dysponuje rząd), a także dzięki uprzywilejowanym kontaktom z władzą Tadeusz Rydzyk powoli przejmuje cały polski Kościół. Promuje swoich proboszczów i biskupów, osłabia i próbuje zniszczyć proboszczów i biskupów wobec siebie krytycznych.
Prymas Józef Glemp, przecież nie żaden „liberał”, raczej „konserwatysta”, tyle że mający na uwadze dobro instytucji, którą kierował, potrafił napisać o Rydzyku – w głośnym liście z 1997 roku do jego zakonnego przełożonego, prowincjała redemptorystów – „ojciec Rydzyk, mimo popularności i poparcia wielkich rzesz, nie może żądać dla siebie przywilejów i stać ponad prawem…, nie można szerzyć przekonania, że teraz przeżywamy najtrudniejsze czasy, zasada: kto nie jest z nami, jest przeciwko nam, nie jest zasadą ewangeliczną”. I dodawał: „sam słuchałem ojca Rydzyka i byłem upokorzony jego pychą”.
Dziś już nikt tak w całym polskim episkopacie nie powie, nie ośmieli się tak powiedzieć.
Rydzyk urósł w czasie pierwszych rządów PiS w latach 2006-2007. Już wtedy dostawał od Kaczyńskiego pieniądze, przywileje i częstotliwości. Jeszcze bardziej urósł dzisiaj, po czterech latach kolejnych rządów PiS.
Zatem powtórzmy jeszcze raz – Kaczyńskiemu sojusz jego 30-procentowej partii z 90- czy choćby 60-procentowym Kościołem opłaca się w sposób oczywisty. Rydzykowi sojusz z Kaczyńskim też się opłaca, bo daje mu nadzieję na przejęcie całego 90-procentowego Kościoła. Ale dlaczego na taki sojusz zgadzają się polscy biskupi? A zgadzają się faktycznie, zgadzają się milcząc, zgadzają się tolerując.

Poprzedni

Mój repertuar nigdy nie był modny

Następny

Na smyczy koncernów

Zostaw komentarz