25 listopada 2024
trybunna-logo

Komik jakich już nie ma – Wojciech Pokora

1934-2018

Należał do nielicznego gatunku aktorów obdarzonych naturalną vis comica, czyli siłą komiczną, a używając wprost trochę zapomnianego określenia – komików. I był komikiem doskonałym. Praktyka pokazuje, że ten rodzaj talentu i dyspozycji aktorskiej zdarza się nieporównywalnie rzadziej niż inne. Może dlatego, że o ile inne aktorskie cechy można w sobie wypracować, o tyle z wrodzonym, naturalnym zmysłem komizmu trzeba się urodzić. Toteż zmarłego wczoraj Wojciecha Pokorę większość widzów kojarzy być może w pierwszym impulsie z tytułową rolą w jednej z najpopularniejszych polskich komedii filmowych, „Poszukiwany-poszukiwana” Stanisława Barei (1972).
Objawił w niej Pokora jeszcze jedną umiejętność aktorską, dziś dzięki nowym technikom znacznie łatwiejszą do osiągnięcia niż prawie pół wieku temu, czyli dar totalnego przeobrażania się w osobę płci przeciwnej. Drobny, niewysoki, szczupły blondyn, stworzył typ osobnika często ze skłonnościami do nieco agresywnej zarozumiałości, pieniactwa i rezonerstwa, ale i z rysami inteligenta-okularnika. Takim był jako inżynier Gajny z serialu „Czterdziestolatek” Jerzego Gruzy (1974-77), dziwny jegomość, zakompleksiony, złośliwy, perfidny, acz nie pozbawiony pewnej wiedzy i inteligencji, typ mądrali. Podobnym był jako autor piosenek w „Misiu” (1980) czy docent Furman w serialu „Alternatywy” (1983) Barei. Ze swoją umiejętnością błyskawicznej metamorfozy mógł w tym samym niemal czasie przeobrazić się w stylowo i brawurowo zagraną postać groteskowego arystokraty Zorża Ponimirskiego w serialu „Kariera Nikodema Dyzmy” Jana Rybkowskiego (1980). O tej roli mówił w jednym z wywiadów: „Nigdy nie wyobrażałem sobie, że mógłbym mieć w sobie coś z arystokraty. Nie mam błękitnej krwi, w młodości pracowałem jako wykwalifikowany robotnik w FSO na Żeraniu. W końcu jednak dałem się Rybkowskiemu przekonać. Zagrałem jednak nie tyle arystokratę, ile parodię arystokraty. Ta polska arystokracja, to często była śmiechu warta. Dużo nadymania się i mało treści”. Nie wszyscy o tym wiedzą, bo Pokora był człowiekiem kameralnym i dyskretnym, że należał on do nielicznych przedstawicieli swojego środowiska o autentycznie lewicowych poglądach.
Choć funkcjonował w zawodzie do 2016 roku, w serialu telewizyjnym „Na Wspólnej”, to ostatnią z jego „kultowych” ról był oszalały z wściekłości, ograniczony tyrański zupak, porucznik von Nogay w „CK Dezerterach” Janusza Majewskiego (1985). To rola, która śmiało mogłaby znaleźć się w światowej antologii arcymistrzowskich, filmowych kreacji komediowych tego typu postaci.
Styl gry Wojciecha Pokory opierał się na arcymistrzowskim i bez najmniejszego nawet wymuszenia, zastosowaniu jednej z żelaznych zasad klasycznego komizmu, polegającej na jaskrawym kontraście żelaznej powagi z komicznymi efektami poczynań postaci. To była ta gildia komizmu, którą zapoczątkowali i wytyczyli kiedyś, w prehistorycznych czasach kina – Charlie Chaplin, Harold Lloyd czy Buster Keaton.
Ale Wojciech Pokora był także oczywiście kapitalnym aktorem teatralnym, jako przedstawiciel pokolenia (absolwent warszawskiej PWST rocznik 1958), którego podstawowym żywiołem był teatr. Najdłużej związany był z Teatrem Dramatycznym w Warszawie, w jego najbardziej markowym artystycznie okresie (1958-1984). Stworzył tam jeszcze jako debiutant i młody aktor serię brawurowych kreacji, m.in Leandra w „Paradach” Jana Potockiego (1958), Teodoryka w „Romulusie Wielkim” F. Dűrrenmatta (1959), Rudolfa w „Indyku” S. Mrożka (1961), Jozafata (1963), a po latach Regimentarza (1983) w „Księdzu Marku” J. Słowackiego, czy Kleanta w „Świętoszku” Moliera (1981). Po 1984 roku, aż po 2013, głównie na scenach teatrów Nowego i Kwadratu stworzył dziesiątki kapitalnych kreacji, głównie w rolach komediowych. Jego kameralny talent stworzony był wprost do Teatru Telewizji, gdzie stworzył dziesiątki cudownych ról w rolach epizodycznych ale i pierwszoplanowych, choćby w „Kapitanie z Koepenick” C. Zuckmayera (1965), „Dożywociu” (1968) i „Zemście” A. Fredro, „Klubie Pickwicka” K. Dickensa (1971), „Ożenku” M. Gogola (absolutnie fenomenalny Żewakin, 1976) czy Heliodora w „Marcowym kawalerze” J. Blizińskiego. Nie można też pominąć kapitalnej postaci stworzonej przez Pokorę najpierw w „Gallux show”. a później w kolejnych mutacjach kabaretu Olgi Lipińskiej.
Wielki artysta i wielki po nim żal.

Poprzedni

Opowieść Elizabeth Revol

Następny

Pasjonująca podróż w „nudne” Oświecenie