18 listopada 2024
trybunna-logo

Kolejna rewolucja w szkole

PiS szykuje nam kolejną rewolucję w systemie oświaty. Szefowa MEN, Anna Zalewska zapowiedziała likwidację gimnazjów i powrót do 8-letniej podstawówki. Zdaniem wielu ekspertów, jest to krok w dobrym kierunku. Nie brakuje jednak obaw, że zapowiadane zmiany spowodują kolejny chaos w oświacie.

Likwidację gimnazjów i powrót do poprzedniego systemu politycy PiS zapowiadali jeszcze podczas kampanii wyborczej i ogłoszony obecnie plan oznacza realizację owej obietnicy wyborczej. Wielu specjalistów popierało taki pomysł, krytykując skutki wprowadzenia gimnazjów w 1999 r. Krytykowano nie tylko organizacyjny podział początkowego nauczania na dwa etapy: sześcioletnią szkołę podstawową i trzyletnie gimnazjum, gdy nauka w nich jest prowadzona niekiedy w innych budynkach i z nowymi nauczycielami, ale również skutki psychologiczne, jakie taki podział ma na dorastającą młodzież.

Bo to zła reforma była

Gimnazja zostały wprowadzone jedną z tzw. czterech wielkich reform rządu Jerzego Buzka (1997-2001). Reforma, przygotowana przez ówczesnego ministra edukacji, prof. Mirosława Handke, rozbiła dotychczasową ośmioletnią podstawówkę na dwie części: sześcioletnią szkołę podstawową i trzyletnie gimnazjum. To drugie kończy się egzaminem gimnazjalnym, którego wynik decyduje o tym, do jakiej szkoły ponadgimnazjalnej trafi uczeń. Przez wiele lat większość nastoletnich uczniów starała się dostać do tzw. dobrych liceów ogólnokształcących, po ukończeniu których mieli nadzieję dostać się na dobre, państwowe uczelnie.
Wprowadzenie gimnazjów uzasadniano potrzebą wyrównanie szans edukacyjnych. W praktyce okazało się jednak, że miało ono przeciwny skutek, bowiem już etapie wcześniejszym niż w poprzednim systemie dokonywał się „odsiew” uczniów z biedniejszych środowisko, których nie stać na opłacenie zajęć dodatkowych czy korepetycji.

Pretekst do zmiany w programach?

Zdaniem rządu PiS, powrót do poprzednich rozwiązań pozwoli zniwelować te negatywne skutki reformy sprzed kilkunastu lat. Pozwoli nie tylko dojrzeć młodym ludziom do podjęcia indywidualnej i odpowiedzialnej decyzji o dalszych etapach własnej edukacji, ale również wyrówna szanse edukacyjne młodzieży pochodzącej z różnych środowisk.
Jak zwykle jednak, „diabeł tkwi w szczegółach”. Zapowiedziana przez PiS zmiana w strukturze systemu edukacji ma charakter nie tylko pedagogiczny, jest ona bowiem związana również z przebudową dotychczasowej podstawy programowej, którą wprowadzi się „przy okazji”. Warto i na ten „szczegół” zwrócić uwagę.
– Minister Zalewska zaznaczyła w swoich zapowiedziach reformy edukacji znaczącą przebudowę nauczania przedmiotów humanistycznych, w tym języka polskiego, historii oraz wiedzy o społeczeństwie, które mają zostać ze sobą powiązane. Nietrudno przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie taka zmiana w wykonaniu obecnej władzy – ostrzega dr Katarzyna Szumlewicz z Katedry Pedagogiki Społecznej w Instytucie Polityki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego.
– O ile zmiany organizacyjne, z punktu widzenia pedagogiki wydają się słuszne i korzystne dla uczniów, o tyle zasygnalizowana obecnie reforma podstawy nauczania tych przedmiotów może budzić niepokój. Nie wiem, czy faktycznym celem, wprowadzanym pod płaszczykiem zmian organizacyjnych, nie jest właśnie zmiana na tym polu, czyli opracowania nowej podstawy programowej w myśl ideologii prawicowej, czy wręcz skrajnie prawicowej. Już poprzednie zmiany doprowadziły do tego, że obecny system wykształcił całe pokolenie młodych ludzi, dla których myśl konserwatywna i prawicowa jest czymś naturalnym, stąd taki wysyp młodych prawicowców i narodowców, biegających po ulicach w koszulkach z orłem, bardzo ksenofobicznych i zachowawczych – zaznacza ekspertka.

Kolejny chaos dla nauczycieli

Zapowiedziana właśnie reforma systemu edukacji niewątpliwie spowoduje też problemy organizacyjne. Zwłaszcza, że to kolejna „rewolucja” w systemie oświaty w ciągu zaledwie kilku miesięcy.
Jeszcze daleko do opanowania chaosu wywołanego przyjęciem ustawy cofającej zmianę obowiązku szkolnego z 6-lat do 7. roku życia., którą pisowski rząd wprowadził pod naciskiem środowisk klerykalnych, a tu już następne zmiany.
Przede wszystkim jednak ów chaos dotknął nauczycieli, których praca i plany zawodowe stanęły w związku z tymi zmianami pod znakiem zapytania. Nie dość, że zarobki nauczycieli pozostawiają wiele do życzenia, to dodatkowo, po raz kolejny, ich poczucie stabilizacji zawodowej zostało zagrożone. Nie może więc dziwić opór, jaki nauczycielskie związki zawodowe wyrażają wobec kolejnej rewolucyjnej zmiany w systemie edukacji.

Dwie ścieżki edukacji

Powrót do poprzednich rozwiązań, sprzed reformy 1999 r., nie jest automatyczny. Szkoła powszechna (8-latka) ma bowiem zostać podzielona na dwa etapy edukacji. Pierwszy będzie obejmował klasy I-IV, podczas którego będzie realizowane zintegrowane nauczanie początkowe – z tym samym nauczycielem-wychowawcą. Dopiero w V klasie rozpocznie się podział zajęć na bloki programowe oraz nastąpi zmiana wychowawcy.
Nauka w klasach V-VIII będzie odbywać się w budynkach dotychczasowych gimnazjów’ W tzw. okresie przejściowym niektóre gimnazja mają pozostać i funkcjonować jak dotychczas, co będzie zależało od decyzji władz samorządowych.
Po skończeniu 8-letniej nauki uczeń ma być kierowany albo do ogólniaka (na cztery lata), albo do technikum zawodowego. Wybór na tym poziomie będzie decydował o dalszej ścieżce edukacyjnej. Wybór liceum będzie kończył się ogólną maturą, otwierającą drogę do studiów magisterskich, zaś matura zawodowa, kończąca edukację w technikum, ma polegać na zdaniu ogólnego egzaminu maturalnego, poprzedzonego jednak wcześniejszym egzaminem zawodowym.
W tym drugim przypadku absolwenci techników będą mogli kontynuować edukację w „szkole branżowej” – odpowiednika obecnego licencjata, który trwa 3 lata. Dostępność takich „szkół branżowych” ma być powiązana z zapotrzebowaniem lokalnego rynku pracy i zakłada współpracę z działającymi lokalnie firmami. Problem polega jednak na tym, że uczniowie, którzy wybiorą taką ścieżkę edukacji, a będą chcieli uzupełnić swoją wiedzę na studiach magisterskich, będą zmuszeni ponownie zdać maturę, tym razem na poziomie obowiązującym absolwentów ogólniaków i dopiero wtedy będą mogli starać się o dostanie się na studia magisterskie.

Stopniowa reforma

Szefowa resortu edukacji zapewnia, że zaproponowane przez nią zmiany w systemie edukacji nie uderzą w środowisko nauczycielskie, a wręcz pozwolą zachować ich dotychczasowe miejsca pracy. Największy problem będzie z tymi nauczycielami, którzy od kilkunastu lat uczą gimnazjalistów. Część z nich będzie musiała się przekwalifikować albo trafić do nowych, 8-letnich podstawówek, albo do 4-letnich liceów i 5-letnich techników.
Ministerstwo edukacji zapewnia, że chaosu uda się uniknąć, ponieważ reforma nie będzie wprowadzana z dnia na dzień, a stopniowo – przez trzy lata. Zaplanowany okres przejściowy ma zabezpieczyć interesy środowiska nauczycielskiego i pozwolić im na przystosowanie się do nowych rozwiązań. Pierwszy etap zmian ma zostać wprowadzony od przyszłego roku szkolnego – 2017/2018, ale będzie mieć właśnie charakter przejściowy. Ostatecznie reforma systemu edukacji ma zostać wprowadzona w życie w latach 2022-2023.

Poprzedni

Pilot – firma jednoosobowa

Następny

Czy Lechu zapuści wąsy?