Dziś do Sejmu trafił konserwatywny projekt ustawy przewidującej wprowadzenie bezwzględnego zakazu aborcji. Komitet Obywatelski Stop Aborcji poinformował, że zebrał pod nim blisko 400 tys. podpisów poparcia. To kolejne podejście do odebrania kobietom prawa do decydowania o swoim macierzyństwie ma tym razem, niestety, dużą szansę na uchwalenie go przez Sejm obecnej kadencji.
PiS w czasie kampanii wyborczej nie zapowiadało, że plany zaostrzenia prawa antyaborcyjnego będą jednym z priorytetów, skupiając się przede wszystkim na przedstawianiu swojego programu socjalnego, jednak radykalny projekt ustawy ma duże szanse zostać uchwalonym w obecnej kadencji Sejmu. Sami autorzy projektu – głównie działacze katoliccy skupieni wokół Fundacji Pro-Prawo do Życia oraz Ordo Iuris – przypominają w uzasadnieniu projektu, że jesienią ubiegłego roku większość posłów tej partii poparła identyczny projekt, gdy został on wniesiony do Sejmu przez te same organizacje. Po ubiegłorocznych wyborach parlament zdominowany jest przez konserwatywną prawicę, której przedstawiciele od dawna opowiadaj się za przyjęciem takiego rozwiązania. Jedyną partią, która jest sceptycznie nastawiona do wprowadzenia bezwzględnego zakazu aborcji jest klub .Nowoczesnej oraz liberalne skrzydło Platformy Obywatelskiej, mają oni jednak zbyt mało posłów, by taki projekt zablokować.
Więzienie za aborcję
Autorzy projektu ustawy „o powszechnej ochronie życia ludzkiego i wychowaniu do życia w rodzinie” podpierają się min. konstytucją twierdząc, że zawiera ona nakaz ochrony życia „od poczęcia”. Interpretując na swój sposób art.38 Konstytucji RP „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. Trudno zresztą czynić im z tego zarzut, skoro Trybunał Konstytucyjny, któremu „zdarzały się” polityczne wyroki zwłaszcza z ukłonem w stronę kościoła, na podstawie tego właśnie artykułu w 1999 r. orzekł, że niedopuszczalna jest liberalizacja dotychczasowego zakazu aborcji i uznanie prawa kobiet do aborcji ze względu na trudną sytuację życiową.
W obszernym uzasadnieniu projektu katoliccy prawnicy powołują się również na szereg dokumentów międzynarodowych. Oczywiście, wyłącznie na te, z których da się jakoś wyinterpretować obowiązek państwa prawnej ochrony dzieci „od poczęcia”. Potem jest już tylko strasznie.
W ustawie „o powszechnej ochronie życia ludzkiego i wychowaniu do życia w rodzinie” pełno przepisów zmieniających Kodeks karny i wprowadzających różnego rodzaju sankcje za „zabicie życia poczętego”. Kary przewidziane są wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynią się do śmierci „dziecka poczętego” – „Dzieckiem poczętym jest człowiek w prenatalnym okresie rozwoju, od chwili połączenia się żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej.” – doprecyzowuje paragraf 24. To oczywista bzdura, bo zygoty (czyli właśnie połączone komórki męskie i żeńskie) w wielu wypadkach jeszcze przed zagnieżdżeniem się w macicy są w naturalny sposób wydalane z organizmu kobiety. Czy należy więc karać i naturę, która tak „decyduje”? Autorzy projektu całkowitego zakazu aborcji na takie niuanse jednak nie zwracają uwagi. Domagają się surowych kar nawet w przypadkach, gdy do poronienia doszło w sposób „nieumyślny” (3 lata pozbawienia wolności). Karani mają być zarówno lekarze dokonujący aborcji, jak i kobiety, które jej się poddały (obecnie obowiązująca ustawa nie przewiduje kar dla kobiet). „Prolajfowcy” odrzucają przy tym zarzuty o drastyczności proponowanych przez siebie rozwiązań, ponieważ przewidzieli w swoim projekcie możliwość odstąpienia przez sąd od wykonania kary bądź jej nadzwyczajne złagodzenie. Nietrudno przewidzieć, że takie wyjątki będą – w razie przeforsowania ustawy – należały do rzadkości w kraju opanowanym totalnie przez prawicę i przy sądach podporządkowanych prawicowej władzy.
Zwolennicy bezwzględnego zakazu aborcji bronią się, że nie są niehumanitarni wobec kobiet, które na skutek takiej ustawy zostaną zmuszone do rodzenia nie tylko niechcianych dzieci (co ma miejsce już obecnie), ale również tych pochodzących z przestępstwa oraz obarczonych ciężkimi, nieuleczalnymi chorobami. Ich humanitaryzm polega na wprowadzeniu zapisu o tym, iż władze państwowe i samorządowe mają obowiązek objąć takie dzieci szczególną opieką i pomocą. O to, czy kobieta będzie chciała urodzić i wychowywać takie dziecko, nikt nie pyta.
W ten sposób każda kobieta w wieku rozrodczym będzie mogła zostać za co najmniej podejrzaną o zamiar dokonania przestępstwa, zaś każda ciąża (a nawet wcześniej, bo od „mementu poczęcia”) będzie zagrożona kryminałem, jeśli nie zakończy się porodem (już bez względu na jego skutki dla kobiety i dziecka).
Prawicowa młodzież
Działacze Komitetu Stop Aborcji chwalą się na swojej stronie internetowej, że od 2011 r., gdy rozpoczęli swoje zabiegi o drastyczne zaostrzenie prawa antyaborcyjnego, udało im się zebrać ponad 1,6 mln podpisów poparcia pod tego rodzaju projektami. W ubiegłym roku było to 400 tys., w tym roku ich liczba ma przekroczyć pół miliona.
Co ciekawe, w akcje zbierania podpisów pod tym projektem było zaangażowano wyjątkowo wielu młodych ludzi, głównie licealistów i studentów. Kiedy jednak wczytamy się w wyniki badań socjologicznych, mówiących o dominującym wśród młodzieży światopoglądzie, taka sytuacja już nie dziwi. Dominują wśród nich bowiem osoby o poglądach konserwatywnych. Jest to niewątpliwy sukces kościoła katolickiego oraz wspierających go środowisk prawicowych, którym w ostatnim ćwierćwieczu udało się wychować (wyhodować?) całe pokolenie ludzi o zdecydowanie prawicowych poglądach.
Wehikuł czasu
W ten oto sposób historia dopuszczalności/zakazu zabiegów aborcji zatoczyła koło i przeniosła nas o prawie sto lat wstecz, gdy po odzyskaniu własnej państwowości przez Polskę rozpoczęła się i u nas dyskusja na temat warunków życia kobiet, ich praw i godności. Przypomnijmy, że Polska była jednym z pierwszych europejskich krajów, który właśnie w 1918 r. przyznał kobietom prawa wyborcze, czyniąc je pełnoprawnymi obywatelkami (choć poświęceń od kobiet ojczyzna wymagała niezależnie od praw, jakimi mogły się, lub nie, cieszyć…). Nie przyznano im jednak prawa do samostanowienia o własnym ciele. Obowiązujący w II RP Kodeks Karny przewidywał:
– Kobieta, która swój płód spędza lub pozwala na spędzanie przez inna osobę, uega krze więzienia do lat 5. art. 141
– Kto za zgodą kobiet ciężarnej płód jej spędza lub jej przy tym udziella pomocy, ulega karze więzienia do lat 5. art. 142
Argumenty na rzecz samodzielności i podmiotowości kobiet – przywoływane m.in. przez takie postacie, jak Irena Krzywicka czy Tadeusz Boy-Żeleński – znów stają się aktualne. W ówczesnej walce o prawo do świadomego macierzyństwa nie chodziło wszak o „wprowadzenie aborcji”, bo z takimi zabiegami mamy do czynienia co najmniej od starożytności, ale o to, by dokonywano jej w cywilizowanych warunkach, pod opieką lekarską, bez napiętnowania kobiet i grożenia im kryminałem. Chodziło w niej również o uświadomienie kobiet, szczególnie tych biedniejszych i gorzej wykształconych o nowoczesnych (na swoje czasy) metodach zapobiegania niechcianym ciążom oraz zapewnienie odpowiedniej opieki kobietom w ciąży, po porodzie oraz ich dzieciom. Chodziło o to, by matki i ich dzieci nie były m.in. skazane na życie w nędzy ani skazane na łaskę czy niełaskę mężczyzn.
Po 1989 r. to wszystko, co udało się pod tym względem osiągnąć w okresie międzywojennym a następnie w czasach Polski Ludowej, jest systematycznie niszczone przez polską prawicę. Przypomnijmy, że podobna walka toczyła się również w Polsce powojennej, w latach 40. i 50. XX w. Niemal dokładnie 9 lat temu rozmawiałam na ten temat z Marią Jaszczukową, posłanką do Krajowej Rady Narodowej i Sejmu Ustawodawczego, współautorką ustawy dopuszczającej prawo do aborcji (uchwaloną w 1956 r.). Wspominała ona, iż wówczas, szczególnie wśród kobiet na tzw. prowincji, nie było świadomości, jak zakaz aborcji ograniczał ich prawa. Choć i tak jej dokonywały, tyle że w sposób pokątny, w nieludzkich warunkach, nierzadko wykrwawiając się lub stając się kalekami na całe życie. Wtedy lewicowe działaczki wykonały ogromną pracę społeczną, organizując kobiety w odbudowującym się ze zniszczeń wojennych kraju. I wtedy też okazało się, jak wielkim problemem jest obowiązujący zakaz aborcji oraz napiętnowanie społeczne kobiet – zarówno tych, które dokonały aborcji, jak i tych, które rodziły nieślubne dzieci. Łączył się z tym również brak opieki lekarskiej oraz wiedzy na temat zdrowia. Tytaniczna praca, jaką wykonały w tym zakresie, była porównywalna z walką z analfabetyzmem.
Jak słusznie zauważyła jedna z teoretyczek feminizmu, Maggie Humm, „sposób, w jaki system ochrony zdrowia w danym kraju warunkuje i ogranicza dostępność i legalność aborcji, jest najbardziej widocznym wskaźnikiem jego [kraju – MO] stosunku do kobiet”. W Polsce stosunek do kobiet jest dyktowany przez kościół katolicki, który pod tym względem zachował swoją postawę sprzed setek lat, gdy palił na stosach te bardziej światłe i świadome, oskarżając je o czary.
Cenę zapłacą kobiety
Jak widać, dla polskiej prawicy czas jest pojęciem względnym, a postęp cywilizacyjny nie obejmuje niektórych dziedzin. Tak się składa, że są to zwykle dziedziny, w których postęp mógłby służyć niezależności i podmiotowości kobiet. Nic więc dziwnego, że podczas zbierania podpisów pod swoim projektem zakazu aborcji Komitet Stop Aborcji posługuje się zdjęciami proaborcyjnymi z lat 60. i 70. XX w., podczas gdy już dawno nie stosuje się ówczesnych metod zaś ciążę można przerwać na jej bardzo wczesnym etapie. Zdjęcia te robią jednak wrażenie, szczególnie na młodych ludziach, którym polska szkoła oferuje więcej godzin katechezy niż biologii.
W propagowanym przez prawicę zakazie aborcji (nieważne, bardziej czy mniej łagodnym) nie chodzi bowiem wcale o ochronę „życia nienarodzonych”, lecz o kryminalizację aborcji, czyli kryminalizację kobiet, a więc o władzę nad nimi. Bez względu na cenę, jaką przyjdzie za to zapłacić. Oczywiście, kobietom. Czeka nas powtórka piekła kobiet”.