Właściwie każdy kraj ma z czymś takim do czynienia. W Izraelu na przykład swego czasu wybuchła niezwykle emocjonalna dyskusja wokół powstania w getcie warszawskim – czy to było powstanie, czy głupota? Czy kilkuset bojowników miało prawo narazić na pewną śmierć 50 tys. ludzi, którzy jeszcze w getcie zostali? Czy powstanie trwało miesiąc, jak chcą jego hagiografowie, czy jeden dzień – tyle, ile Niemcy potrzebowali, żeby otrząsnąć się z zaskoczenia? Bo potem, to już była tylko rzeź. Niemcy nie walczyli z powstańcami, tylko metodycznie palili i gruzowali miasto zabijając i zasypując gruzem i popiołami wszystkich, którzy znajdowali się domach, w piwnicach, w ruinach…
Powstanie w getcie warszawskim stało się jednak niezwykle ważnym filarem mitu założycielskiego państwa Izrael.
Każdy ma kłopot z historią, tylko jedni przez to przechodzą wzmocnieni, mądrzejsi, zjednoczeni, świadomi świadectw, które historia nieustannie odkrywa, a inni, nie bacząc na nic, nieustannie toczą boje o swoją prawdę.
Nie inaczej było i jest w Polsce. PRL swego mitu założycielskiego szukała w walce z uciskiem klasowym, ze społecznym upodleniem prostego człowieka pozbawionego pracy i jakichkolwiek szans na lepsze życie. Dopiero władza ludowa sprawowana w jego imieniu, uczyniła zeń pełnoprawnego obywatela. W tym micie przeciwnik polityczny miał z góry przypisaną ponurą rolę – zaplutego karła reakcji. Ta potwarz na lata odcisnęła swój złowrogi znak na stosunkach wewnątrz polskich.
Jednak Polska Ludowa zdobyła się – poprzez publikacje, książki, dyskusje, politykę kulturalną – na zerwanie z tą złą przeszłością. Dziś w gruncie rzeczy nie jest ważne, czy robił to Gomułka, Moczar, Gierek, czy Jaruzelski, który, jako Minister Obrony Narodowej dołożył osobistych starań do powstania symbolicznego nagrobka gen. Fieldorfa na Powązkach. Ważne, że prawdzie historycznej przywracano należne jej miejsce i znaczenie.
Dziś jednak doświadczamy wydawałoby się niemożliwego – doświadczamy próby zawracania historii. Prawica reaktywuje to, co wydawało się na zawsze pogrzebane w niesławie. Intencjonalnie zestawiając prawdziwe fakty tworzy z nich fałszywą historię. Buduje sobie własny mit założycielski – na kłamstwie. Przekracza granice nikczemności? Owszem, tyle tylko, że nie wie, że przekracza. Dla współczesnej prawicy żadne granice nikczemności bowiem nie istnieją. Dowodów na to jest aż nadto. Ten opisuje portal trybuna.eu:
W Mińsku Mazowieckim kolportowano m.in. takie plakaty:
Na plakacie widzimy logo m.in. Fundacji „Niezłomni” im. „Łupaszki” Szendzielarza, która na swojej stronie internetowej chwali się, że w jej komitecie honorowym zasiada Romuald Rajs, syn Romualda Burego ps. Rajs, który dokonywał zbrodni na cywilnej ludności prawosławnej na Podlasiu.
W trakcie dyskusji o tzw. dekomunizacji na warszawskim Ursynowie radna PiS Katarzyna Polak tak uzasadniała konieczność zmiany nazwy ul. Związku Walki Młodych (członkowie ZWM walczyli w czasie wojny w szeregach AL):
– Trzeba raz na zawsze zakończyć ten spór i zmienić patrona ulicy, aby mieć to za sobą. Należy się podporządkować ustawie. Czy gdyby była ul. Hitlera, to też chcielibyśmy przy niej mieszkać?…
Porównywanie żołnierzy, którzy z bronią w ręku ginęli w walce z niemieckim okupantem, do Hitlera, czy Waffen SS jest czymś podłym. Przypomnijmy, że bohaterstwo bojowników AL w trakcie Powstania Warszawskiego doceniło Polskie Państwo Podziemne: członkowie tej formacji zostali odznaczeni przez gen. „Bora” Komorowskiego orderami Virtuti Militari oraz Krzyżami Walecznych.
A już niezwykłą bezczelnością jest fakt, iż porównania te formułują wielbiciele Narodowych Sił Zbrojnych, nacjonalistycznej formacji zbrojnej, wobec której AK i Państwo Podziemne pozostawały nieufne, a ich Brygada Świętokrzyska wycofała się z Polski wraz z oddziałami niemieckimi…
Różnica więc miedzy PRL a „PiS-Polską” jest między innymi taka, że Polskę Ludową „zapluty karzeł reakcji” uwierał przez długie lata. Był powodem do wstydu i ekspiacji. „PiS-Polska” z dumą obnosi się ze swym szacunkiem do morderców, a jej elity tylko tę dumę ugruntowują. Prawda nie ma tu żadnego znaczenia. Królem jest kłamstwo. To ono sprawia, że Lech Kaczyński nie zginął, lecz poległ i dlatego jest równy powstańcom, którzy polegli, choć za sprawą swoich dowódców zginęli bez szans na zwycięstwo w walce.