21 listopada 2024
trybunna-logo

Kaczyński na zawsze będzie moim wrogiem!

Nadal nie wiem, czy mogę wrócić do roboty. Rząd bowiem milczy. Tak jak nasze instrumenty. Jednak i tak grać będziemy, na rympał, na pohybel czarnym i czerwonym.

Dzwonię i pytam. Pytam i chodzę. Nikt niczego nie wie. Jakiś czas temu, w dyrektywach Ministerstwa Kultury i czegoś tam, zapisano, że obostrzenia pandemiczne względem imprez masowych będą sukcesywnie usuwane. Ale nie dla wszystkich. Poza nawiasem zostawiono trupy cyrkowe i zespoły muzyczne. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Nie minął dzień, żeby grupy związkowe, zrzeszające menadżerów kultury, zapytały Ministerstwo, czy to nie przypadkiem pomyłka edytorska. Rząd, ustami Ministerstwa orzekł, że owszem, coś jest na rzeczy i wykreślił z rozporządzenia cyrkowców, muzyków pozostawiając na indeksie. I tak, owa plotka, która nie wiadomo czy jest prawdą, trwa do dzisiaj, i odbija się całej branży czkawką, jak zjełczały smalec.

Siedzimy więc dalej w domach. Żyjemy nadzieją, że może wrócimy do pracy. Ba, umawiamy się nawet na próby, bo cały czas trzeba być w gotowości. Po to, żeby za pięć dwunasta okazało się, że rząd jednak nam nie pozwoli. Piłkarze mogą grać przy udziale publiczności. Aktorzy też. Nawet trupy cyrkowe. Ale nie muzycy. Przynajmniej oficjalnie.

Historia z wykreśleniem cyrkowców i muzyków przypomina mi, jako żywo, opowiastkę, którą w filmie „Nienawistna ósemka” Quentina Tarantino, Samuel L. Jackson sprzedał wąsatemu Meksykaninowi. Samuel L. Jackson, który grał łowcę nagród, byłego kapitana wojsk Północy z czasów wojny secesyjnej, nie dowierzał, że właścicielka zajazdu w którym przyszło im się chronić przed śnieżycą, czarnoskóra Minie, zatrudniła do pomocy przy prowadzeniu interesu Latynosa. – Minie, powiadał Jackson, miała w życiu dwie zasady: nie wpuszczała do knajpy psów i Meksykanów. Potem, po wojnie, ciągnął dalej Jackson, spuściła nieco z tonu. Zaczęła wpuszczać psy.
Rząd polski zachował się identycznie. Potraktował nas, muzyków, jako obywateli drugiej kategorii, za co będzie miał ode mnie przejebane aż po grób. Jeszcze nigdy żaden polityk, tak wyraźnie, jak Kaczyński z Morawieckim, nie pokazali nam środkowego palca. Nawet, gdy Kaczyński krzyczał o łże-elitach, o gorszym sorcie, brałem to za brednie nawiedzonego starca, które szczególnie mnie nie dotykają. Po pierwsze dlatego, że mnie bardzo trudno obrazić, a po drugie, dlatego, że Jarosław Kaczyński, jest, w moim mniemaniu, przypadkiem bardziej medycznym niż politycznym, a jak wiemy, niepoczytalność wyłączana umyślność. Nie miałem jednak racji. Swoim podeptaniem kultury i jej ludzi Kaczyński udowodnił, że pozbawienie dlań ludzi chleba, jest jak splunięcie. Tak jak wtedy, kiedy Tusk, w trakcie debaty wyborczej przypomniał, że kiedyś, w sejmowej windzie, Kaczyński pokazywał mu damski pistolecik który nosił ze sobą, dodając, że dla niego zabić go, to jak cisnąć flegmą pod buty. Kaczyński, rzecz jasna, stanowczo wtedy zaprzeczył. Zastanawiałem się, czy Tusk kłamał, koloryzował, czy może Kaczyński rzeczywiście ganiał po Sejmie z giwerą. Tego nie wiem do dziś. Wiem natomiast, że w jednym Tusk miał rację. Zatruć życie ludziom, to dla Kaczyńskiego jak splunąć.

Poprzedni

Jak rząd sobie radził z Covidem?

Następny

Oświadczenie Polskiej partii Socjalistycznej w sprawie „Polskiego Ładu”

Zostaw komentarz