wikimedia.org
Wracający do polityki polskiej Donald Tusk zasłynął z wyrażonego w bardzo danych czasach osądu, że „polskość to nienormalność”. PiS z nienawiścią wypominało mu to dziesiątki razy, traktując te słowa młodego jeszcze wtedy człowieka jako świadectwo jego – niemal – apostazji narodowej. Tymczasem rządzący dziś Polską radykalni nacjonaliści, każą nam Polskę kochać za wszelką cenę.
Kultura samouwielbienia i bezkrytycyzmu
Forsują oni kulturę bezkrytycyzmu i samouwielbienia. Każą nam kochać ojczyznę miłością bezkrytyczną, bez ulegania „pedagogice wstydu” i potępiają każdego, kto tego krytycyzmu się nie wyzbywa, kto ośmiela się nie być „prawdziwym Polakiem”. To przymuszanie do miłości, ma akurat w stosunku do szkolnej młodzieży przybrać niebawem postać szkolnego przymusu. Taki program katolicko-nacjonalistycznego, samodurnego wychowania przygotowuje fundamentalistyczny pisowski minister edukacji i nauki Czarnek. Bezkrytycyzm pisowskiego spojrzenia na historię jest szczególną aberracją. Jego heroldom nie wystarczy idealizacja rzeczywistych wydarzeń, eksponowanie pozytywnych warstw polskiej historii i przemilczanie jej warstw negatywnych i wstydliwych.
Absurd unikalny: kult klęsk
Oni czczą nawet klęski. W Europie i na świecie nie istnieje prawdopodobnie inny kraj, w którym muzeami i pomnikami czczono by straszliwe klęski narodowe. Tymczasem od 17 lat w Warszawie istnieje okazałe, technicznie imponujące, zaprojektowane z rozmachem muzeum straszliwej, krwawej klęski, jako było powstanie warszawskie 1944 roku. Trzeba to zestawić z faktem, że we Francji, ojczyźnie Wielkiej Rewolucji 1789-1994 nie ma, nawet w Paryżu, tematycznego muzeum upamiętniającego ten wielki przełom w dziejach ludzkości (jeśli nie liczyć skromnej ekspozycji w Muzeum Historii Paryża i skromniutkiego prowincjonalnego „muzeum” WRF w odległym od Paryża o kilkaset kilometrów miasteczku Vizille). Nie ma w Paryżu nawet pomnika wydarzeń 14 lipca 1789, inicjującego Rewolucję aktu zdobycia Bastylii. Tymczasem w Polsce PiS szykuje kolejne muzeum klęski, czyli muzeum Westerplatte, tak jakby obecna ekspozycja i stojący tam od ponad pół wieku pomnik nie wystarczały. Czy odwiedzający je zagraniczni goście także jak w przypadku warszawskiego muzeum powstania znów będą się zastanawiać, czy czy ich oczy nie mylą i czy nie pomylono przypadkiem deklarowanej wymowy ekspozycji z jej historyczną treścią? I czy nie trafili przypadkiem do świątyni chwały i zwycięstwa, a nie, jak się spodziewali, do mauzoleum przegranych? Wadziła też PiS-owi ekspozycja Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, bo jakoby nie dość uwypuklało imponujące polskie przewagi w tej wojnie, bo „za mało w nim było polskiej sławy i chwały”. Władze PiS zachowują się jak profesor Pimko z „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, który chciał wymusić na swoich uczniach miłość do „wielkiego poety Juliusza Słowackiego, wzbudzającego w nas zachwyt, bo wielkim poetą był” i napotyka na ich opór w osobie ucznia Gałkiewicza, który odmawia owej wymuszonej miłości, mówiąc: „jak zachwyca, kiedy nie zachwyca”.
Antypedagogiczna pedagogia
Historia cywilizacji, w tym historia wychowania uczy, że tylko społeczeństwa uformowane na krytycyzmie w stosunku do swojej przeszłości i tradycji (jak n.p. Wielka Brytania) są w stanie osiągać wielkie rejestry cywilizacyjne, kulturowe, gospodarcze. Ale także elementarna wiedza psychologiczno-pedagogiczna uczy, że tylko uformowanie młodego człowieka w duchu zdolności do samokrytycyzmu może zaowocować wychowaniem twórczego obywatela. Wychowanie w duchu bezkrytycyzmu, samozachwytu i samodurstwa prowadzi do uformowania samodurnego, nietwórczego społeczeństwa, bo mało czynników tak kaleczy człowieka jak przekonanie, że jest najlepszy, najdoskonalszy, nieskażony i nie musi nad sobą pracować, pracować, być uczciwym, płacić podatki, dbać o czystość swojego otoczenia i przestrzegać prawa. Nie ma nic bardziej antypedagogicznego niż taka pedagogia. Tworzy ona zakochanych w sobie bezmyślnych egoistów, a nie wartościowych członków społeczeństwa. Jak bardzo unurzany jest PiS w samodurstwie narodowym, w ukochaniu w każdej, najdurniejszej nawet „tradycji” świadczy o tym choćby tryb, w jakim śpiewają oni, przy oficjalnych okazjach polski hymn, czyli „Mazurka Dąbrowskiego”. Nie wystarczają im dwie pierwsze kanoniczne zwrotki. Z demonstracyjnym upodobaniem śpiewają także durną, kompletnie dziś anachroniczną a przy tym kompletnie niezrozumiałą, bełkotliwą zwrotkę o „Basi”, „zapłakanym ojcu” i „naszych, co biją w tarabany”. Bo to też jest ta „wspaniała” tradycja polska. Wydaje się, że odśpiewujący „Mazurka” w całym jego anachronicznym kształcie pisowscy czynownicy dają sygnał: my ten anachronizm traktujemy jako wartość, nie śpiewamy tej zwrotki m i m o t e g o, że jest anachroniczna, lecz d l a t e g o, że jest anachroniczna. Tymczasem we Francji miała swego czasu dyskusja nad sensem wykonywania, przy oficjalnych okazjach, „Marsylianki”, z wszystkimi jej buńczucznymi, wojowniczymi frazami. Co prawda nie skończyła się ona (przynajmniej do tej pory) zmianą zgodną z intencjami tych, którzy wyrazili swoje wątpliwości, ale sam fakt, że taka dyskusja miała miejsce, świadczy o racjonalnym spojrzeniu Francuzów na własną historię.
„Tylko prawda jest ciekawa”
PiS-owi obca jest – w tym przypadku w odniesieniu do historii – formuła radykalnie prawicowego, emigracyjnego pisarza Józefa Mackiewicza (1902-1985): „tylko prawda jest ciekawa”. W powieści „Listopad” (1844), pisarz Henryk Rzewuski, podobnie jak Mackiewicz konserwatysta i reakcjonista, lecz nie nacjonalista polski, przeciwstawił sobie postacie dwóch braci, jednego wychowanego na tradycjonalnego szlachciurę w sarmackim dworze na Kresach, drugiego uformowanego w Paryżu, w duchu oświeceniowym, hołdującego „cudzoziemszczyźnie”, lecz nie stanął bynajmniej po stronie tego pierwszego.
W polskiej kulturze cały ten nurt idealizujący, uformowany w duchu bezkrytycyzmu i „ku pokrzepieniu serc” jest właściwie, poza nielicznymi wyjątkami, bezwartościowy, jałowy, pusty i okropnie nudny. W kulturze polskiej najciekawszy i jedynie wartościowy jest nurt krytyczny, ten w którym twórcy polscy mówili i pisali o Polsce „bez taryfy ulgowej”: od pisarzy oświeceniowych, Juliusza Słowackiego, krytycznej publicystyki epoki pozytywizmu, po krytycyzm nowoczesny Stanisława Brzozowskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza („Niemyte dusze”), Witolda Gombrowicza. Bo kultura to jeden z przejawów krytycznego myślenia o otaczającym nas świecie, to – by użyć sławnej formuły Josepha Conrada – „wymierzanie sprawiedliwości widzialnemu światu”. Swoje największe sukcesy, doceniane w świecie, odnosił Andrzej Wajda wtedy, gdy „wymierzał sprawiedliwość” najnowszej polskiej historii, w „Kanale” czy „Popiele i diamencie”. Bo choć deklarował patriotyzm i kochał się na zabój w „polskiej formie”, był jednocześnie wobec swojego narodu krytyczny i to publiczność i krytyka, także zagraniczna, potrafiła docenić. Gdy w późniejszej fazie twórczości zamienił ów krytycyzm na schlebianie polskiej miłości własnej, stracił artystyczne zęby, a Złota Palma w Cannes 1981 dla „Człowieka z żelaza”, jednego z jego najsłabszych filmów, podsycającego polskie samouwielbienie, była skutkiem doraźnego, okolicznościowego zapotrzebowania politycznego.
Cynizm jest jedną z koronnych cech ludzi tworzących formację polityczną PiS. To wręcz emblemat tej formacji. W moim jednak przekonaniu w jednej dziedzinie są oni prostodusznie szczerzy – w swoim głębokim i niezbywalnym niezrozumieniu sensu fenomenu, jakim jest kultura. Oni nie są w stanie go pojąć. Dla nich kultura, to nie opatrzony w formę twórczy akt krytycznego myślenia, to nie uczciwe „wymierzanie sprawiedliwości widzialnemu światu”. Oni do takiego pojęcia kultury są organicznie niezdolni. Dla nich kultura to „akademia ku czci”, to uwielbienie dla obrazków, które Gospodarz w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego nazwał „farbowanym fałszem”. Uważają przy tym, że krytycyzm w stosunku do własnej tradycji i kultury jest jej zdradą. Dla nich kultura, to nie rwący strumień krystalicznej wody rozpryskującej się na kamieniach, lecz zarośnięty glonami, nieruchomy staw. W Polsce Ludowej, której pisowcy nie lubią, krytyczny nurt wobec polskiej tradycji był bardzo żywy. Jednak był on silny także w oficjalnym nurcie II RP, tak cenionej przez obecnie rządzących. Był silny także w XIX wieku. Takiego samodurstwa narodowego jak dziś, nie było jeszcze w polskiej historii. PiS jest pod tym względem formacją jedyną w swoim rodzaju.