30 listopada 2024
trybunna-logo

Jak smakuje telewizja?

Od kilku dni media plotkarskie żyją tak zwaną sprawą Makłowicza. To nie tylko celebrycka aferka, to ważny epizod naświetlający wizję, jaką mają dziś państwowi zarządcy informacji. Postulują oni całkowitą repolonizację mediów i zamianę wszystkich kanałów w tubę prawicowej propagandy, przy jednoczesnym zmarginalizowaniu i odcięciu od państwowych pieniędzy pozostałych mediów, nie dość prorządowych. Na wielkich prywatnych graczy na razie nie mogą znaleźć sposobu, ale z pewnością wkrótce uda się wykazać jakieś powiązania z obcym interesem.

Makłowicz gotuje w TVP wiele lat – przetrwał różne ekipy polityczne, i serio – trudno znaleźć program równie ociekający „polskością”, który stawia i Panu Bogu świeczkę, i diabłu ogarek. Makłowicz ze swoim konserwatywnym stylem zatwardziałego krakusa jest kuchennym ambasadorem Wielkiej i Godnej Polski za granicą (co prawicy powinno się podobać), ale jednocześnie jest na tyle (w przeciwieństwie do Cejrowskiego) bezpretensjonalny w kontakcie z innymi kulturami i zwyczajami, że ogląda się go bez bólu. A właściwie oglądało, bo właśnie wyleciał z TVP.
Nie chodzi oczywiście o to, by drzeć nad nim szaty, ale Makłowicz Gate pokazuje, jak wiele „haków” jest w stanie znaleźć władza na każdego, nawet najbardziej apolitycznego człowieka, który jej akurat przypadkiem nadepnie na odcisk. Makłowicz uczestniczył w nagrywaniu spotu promocyjnego TVP. Gdy zobaczył go na wizji, oburzył się i zażądał jego wycofania, ponieważ poczuł się narzędziem politycznej propagandy, a na ten kontekst – jak twierdzi – się nie godził. Z jego wypowiedzi miała zostać usunięta pierwsza część zdania. Makłowicz zaczął „Telewizja smakuje różnie, ale program »Bake Off: Ale ciacho!« smakuje słodko i doskonale”. Po wycięciu połowy wyszło, że doskonale smakuje pisowska telewizja. Każdy by się wkurzył i zabrał swoje zabawki.
TVP broni się w sposób doprawdy paradny, twierdząc, że Makłowicz znał scenariusz, a jego wypowiedź „jest prawdziwa”. Bo jest. Jest absolutnie prawdziwa – tylko wycięta. To doskonałe zobrazowanie wyrażenia „post-prawda”. Post-prawda to de facto jakaś tam prawda – pod określonym kątem, w określonym oświetleniu.
Jednak prawdziwy cyrk zaczął się później, gdy do zajadłej gry włączyła się na Twitterze Ewa Świecińska, reżyserka filmu „Pucz”, od niedawna w ścisłej kadrze TVP. Zarzucała Makłowiczowi, że na planie spotu zachowywał się nieprzystojnie: podśmiewał się z wypadku premier Szydło w Oświęcimiu, nie krył braku sympatii do kolegów prowadzących „Wiadomości”. Cud, że jeszcze nie bekał i nie puszczał bąków. Swoje przemówienie Świecińska zakończyła kąśliwą konstatacją, że TVP rzeczywiście musiała być słodka, płacąc przez tyle lat komuś, kto nie zgadza się z jej przekazem. Kto nie z nami…
W tej konkretnej sytuacji oburzenie Makłowicza jest zrozumiałe. Był w TVP „pierwszy”. Robił swoje. Mógł chcieć robić swoje dalej. Ale mu nie pozwolono, wkręcając w bieżącą politykę. Jednak to, co wydarzyło się później, seria żenujących chwytów, które u żyto przeciwko niemu, niech będzie przestrogą dla ludzi mediów, którzy zamiast zbojkotować TVP póki czas, chcą w niej tworzyć ruch resistance i być ostoją pluralizmu. Dla reżimówki nie ma takiej możliwości. Przeżuje Was i wypluje, a potem wyniesie na kopach. Nie warto.

Poprzedni

Stoch nie odpuszcza

Następny

Bruk-Bet bez Michniewicza