Paradoksem obecnej polityki polskiej jest to, że bardzo intensywnej rusofobii, której podporządkowana jest polska polityka wschodnia, towarzyszy wyraźna tendencja do naśladowania rosyjskiej wersji elekcyjnego autorytaryzmu w polityce wewnętrznej.
Kierunek zmian zachodzących w polskiej polityce od 2015 roku wyraźnie przypominają to, co dzieje się w Rosji od roku 2000, gdy po nieudanej prezydenturze Borysa Jelcyna władze przejął Włodzimierz Putin. Z lat mojej wczesnej młodości pamiętam okres podobnego naśladowania wzorów obcych (wtedy radzieckich) w Polsce po 1948 roku. Wtedy wynikało to z dwóch powodów: zależności Polski od ZSRR i fanatyzmu przedwojennych komunistów, w większości postrzegających system radziecki jako wzór do naśladowania. Wtedy jednak w ramach PZPR przebijał się, acz z trudem, nurt patriotyczny i reformatorski, którego dziełem w 1956 roku było zerwanie ze stalinowską ortodoksją i próba realizowania „polskiej drogi do socjalizmu”.
Podobieństwa obu systemów widoczne są w czterech podstawowych dziedzinach.
Po pierwsze: tak w Rosji, jak i w Polsce dokonuje się proces koncentracji władzy w ręku jednej partii, która zdobywszy władzę w wyniku wyborów systematycznie podporządkowuje sobie nie tylko cały aparat państwowy, ale także środki masowego przekazu (w tym zwłaszcza telewizję publiczną), prokuraturę i sądownictwo. W procesie tym rządzący stawiają przede wszystkim na polityczną dyspozycyjność awansowanych kadr, często kosztem ich zawodowych kompetencji.
Po drugie: w obu państwach prawdziwa władza skupiona jest w ręku jednego człowieka, w stosunku do którego inni dygnitarze państwowi odgrywają jedynie rolę wykonawców. W Rosji jest to o tyle mniej rażące, że przywódca jest wyposażonym w znaczne uprawnienia prezydentem, podczas gdy w Polsce jest jedynie wszechwładnym szefem rządzącej partii.
Po trzecie: w obu państwach rządzący pielęgnują ścisłe związki władzy państwowej z najsilniejszym kościołem i odwołują się do zasad religijnych dla umocnienia swej władzy. W obu także odwołują się do ideologii narodowej i do poczucia rzekomego zagrożenia ze strony zagranicy.
Po czwarte wreszcie: w obu państwach dokonuje się proces wykorzystywania wpływów politycznych dla umacniania pozycji ludzi władzy w sferze gospodarki, czego oczywistą konsekwencja jest proces wytwarzania się nowej warstwy uprzywilejowanej, dla której źródłem bogacenia się jest polityka.
Podobieństwa te nie powinny jednak przesłaniać istotnych różnic, które powodują, że polska wersja „naśladowczego autorytaryzmu” jest znacznie słabsza i mniej ustabilizowana niż jej rosyjski oryginał. Jest tak z kilku powodów.
Pierwszym jest siła tradycji demokratycznej w Polsce, co powoduje, że nastawienia autorytarne, choć ostatnio rosnące w siłę, są bez porównania słabsze niż w Rosji. Jest to konsekwencja historii – zarówno dawniejszej, jak i stosunkowo niedawnej. To w Polsce Ludowej pojawił się masowy ruch demokratycznej opozycji i to w Polsce Ludowej w rządzącej istniał stosunkowo silny prąd reformatorski. Również proces wychodzenia z systemu państwowego socjalizmu był w Polsce znacznie bardziej demokratyczny niż w Rosji, gdyż jego kluczowym momentem były negocjacje „okrągłego stołu”, nie bez powodu uważane w całym świecie za udany przykład „deliberatywnej demokracji”.
Druga różnica polega na tym, że rządzący Federacją Rosyjską Władimir Putin może wykazać się znaczącymi sukcesami w polityce wewnętrznej i zagranicznej, czego nie da się powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim. Putin objął władzę, gdy gospodarka rosyjska była w stanie daleko posuniętego rozkładu i gdy trwała druga wojna czeczeńska. Zdołał rozwiązać oba te problemy. Jego popularność ogromnie wzrosła po przyłączeniu do Rosji Krymu, o czym świadczą nie tylko badania socjologów (w tym zwłaszcza moskiewskiego centrum socjologii i psychologii polityki kierowanego przez Helenę Szestopal), ale także wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Pięć lat rządów Prawa i Sprawiedliwości żadnymi porównywalnymi efektami nie może się wykazać.
Trzecia różnica wynika z innej sytuacji międzynarodowej obu państw. W Rosji hasło „wstawania z kolan”, dążenie do przeciwstawienia się światowej hegemonii USA i temu kierunkowi integracji europejskiej, który pozostawia Rosję poza jednocząca się Europą, trafiają na podatny grunt, gdy z Rosjanie nie bez powodu postrzegają własne państwo jako mocarstwo światowej, jednego z głównych zwycięzców drugiej wojny światowej. Nie jest winą Jarosława Kaczyńskiego, że w Polsce tak historia, jak i obecny potencjał, czynią politykę „wstawania z kolan” i przeciwstawiania się Unii Europejskiej żałosną karykaturą. Jest natomiast jego winą to, że w dla wewnętrznych (zresztą iluzorycznych) korzyści politycznych zatruwa myślenie Polaków o zewnętrznym świecie.
Czwarta różnica polega na tym, że opozycja w Polsce jest bez porównania silniejsza niż w Rosji. W ostatnich wyborach parlamentarnych padło na nią niemal milion głosów więcej niż na rządzącą Zjednoczoną Prawicę i jedynie podział opozycji (przy obowiązującym systemie d’Hondta) zapewnił kontynuacje rządów PiS. W Rosji nie do pomyślenia jest, by – jak w Polsce – we wszystkich wielkich miastach rządziły partie demokratycznej opozycji.
Piąta wreszcie różnica polega na jakości przywództwa. Putin jest najbardziej popularnym politykiem rosyjskim, Kaczyński należy do najmniej popularnych polityków polskich. Dla trwałości systemu autorytarnego jest to różnica zasadnicza.
Wszystko to powoduje, że wtórny, naśladowczy autorytaryzm polski stoi na niepewnych nogach. Polska nie musi naśladować Rosji, choć powinna dążyć do zbudowania z nią normalnych, wolnych od wrogości stosunków dobrego sąsiedztwa.