Chciałoby się powiedzieć, że PiS ma wyraźny kłopot z wyborami z czerwca 1089 r. Tylko, że to nieprawda. PiS z niczym nie ma kłopotu, a już zwłaszcza z historią i faktami. Np. minister Macierewicz twierdzi, że żadnych wyborów 4 czerwca 1989 roku nie było, no, bo skoro były „częściowo” wolne, to tak, jakby ich w ogóle nie było. Tylko, że w wyniku tych wyborów bracia Kaczyńscy zostali posłami… No i co z tego? Oni słusznie, a inni niesłusznie – im się należało, a inni sobie to załatwili!… Prezes Kaczyński twierdzi, że pierwszym, czysto polskim rządem, był rząd Jana Olszewskiego. Co prawda on wtedy pod Olszewskim rył, ile sił w łapkach, ale widocznie miał powody…
Według PiS w gruncie rzeczy historia wolnej Polski zaczyna się dopiero po wyborach wygranych przed Andrzeja Dudę. Pozostałe to fałsz, oszustwo, rządy komunistycznych służb i mafii. Prezes zapomina, że ich współarchitektem był jego brat Lech, uczestnik tajnych narad w Magdalence. To przecież tam dogrywano szczegóły demokracji, której Polska miała dopiero wyjść naprzeciw… Źle mówimy – prezes na pewno pamięta, tylko jest przekonany, że inni zapomnieli.
I tak się tu bawimy w te gry polsko-polskie. Prezes zapewnia cały świat, że w Polsce demokracja jest niezagrożona i każdy może mówić, co chce i demonstrować, ile chce. Tyle, że zwłaszcza demonstracje coraz bardziej grają panu prezesowi na nerwach. Jeszcze kilka miesięcy temu lekceważył je – dziś mówi, że to jest rebelia. A wiadomo, co się robi z rebelią. Tłumi się ją…
Dzień po dniu bawimy się w słowa i gesty, a tymczasem czas ucieka. Im bardziej pan prezes staje się królem, tym bardziej Polska popada w zadupizm.