30 listopada 2024
trybunna-logo

I znów Budapeszt ogrywa Warszawę

SŁOWO NA ŚRODĘ (I CZWARTEK TEŻ): O tym, że przyszłość naszego świata będzie rozgrywać się w czworokącie: Waszyngton, Pekin, Bruksela, Moskwa, każde polityczne dziecko już wie.

Z Brukselą polski rząd przegrał ostatnio 27:1. Z Moskwą komunikacji brak, bo Warszawa czeka na wrak. Jak Żydzi na Mesjasza. Z Waszyngtonem jest jak z zamrażarką w Polsce Ludowej. Żeby ją dotknąć trzeba cierpliwie odstać w kolejce. Za to Pekin wydawał się na wyciągnięcie ręki.
Wyglądało nawet, że to Pekin sam wyciąga rękę do Warszawy. W 2012 roku właśnie w Warszawie doszło do pierwszego spotkania szefów rządów, które dało początek grupie „16+1”. Czyli szesnastu państw Europy Środkowo – Wschodniej, od Estonii po Albanię plus Chińska Republika Ludowa.
To Pekin wyznaczył Warszawę na nieformalną stolicę tego swojego regionu gospodarczego. W Warszawie powstał w 2014 roku Stały Sekretariat ds. Inwestycji „16+1”, a w tym roku Sekretariat ds. Morskich.
To między chińskim Chengdu i polskim miastem Łodzią uruchomiono pierwszą bezpośrednią towarową linię kolejową Chin z Unią Europejską.
To w listopadzie 2015 roku goszczony po królewsku w Pekinie nowy prezydent RP Andrzej Duda zapowiadał nowe, wielkie otwarcie w relacjach Polska – Chiny.
To wiceminister spraw zagranicznych Jan Parys w imieniu swego rządu „zdekomunizował” Chińska Republikę Ludową. Ogłaszając, że jest to państwo „postkomunistyczne”, czyli dalszej godne współpracy. To pod koniec zeszłego roku oficjele z polskiego MSZ zapowiadali wizytę pani premier Beaty Szydło w Pekinie zaraz po chińskim Nowym Roku. Czyli w końcu lutego 2017.
I coś się naraz zatarło. Jak słusznie zauważył na naszych łamach Dariusz Szymczycha, obecnie w polskim rządzie nie ma osoby, która byłaby twarzą promującą lepsze relacje polsko-chińskie.
Wizyta pani premier Beaty Szydło w Pekinie została odłożona. Podobno na maj tego roku. Ale w kwietniu wraca do Warszawy polski ambasador akredytowany w Chinach. Wraca przed końcem normalnej ambasadorskiej kadencji. Kiedy będzie nowy? Nie wiadomo.
Wiadomym jest, że każdy nowy ambasador potrzebuje przynajmniej około trzech miesięcy aby zacząć skutecznie pracować na nowej placówce. Wizyta pani premier przy nowym, jeszcze nieopierzonym ambasadorze w tak specyficznym i ważnym miejscu jak Pekin, nie ma praktycznego sensu. Czy będzie znów przełożona?
Można rzec: „Polacy, nic się nie stało”. Pani premier Szydło będzie miała szansę porozmawiać z chińskim premierem Li w tym roku podczas szczytu grupy „16+1”. Szczyt odbędzie się w Budapeszcie.
Warto przypomnieć, że niedawno Węgry zadeklarowały, iż wesprą starania Chin o uznanie ich gospodarki za rynkową, i poparły chińskie stanowisko w sprawie spornych wysp na Morzu Południowochińskim. A po niekorzystnym dla Pekinu wyroku haskiego trybunału w tym sporze nie chciały, wraz z Chorwacją, zgodzić się na wspólne unijne oświadczenie w tej sprawie. Dlatego przyznanie Węgrom organizacji kolejnego szczytu grupy „16+1” można potraktować jako wyraz uznania Pekinu dla prochińskiej polityki rządu Viktora Orbána. Zainteresowane goszczeniem szczytu w tym roku były także Czechy. Jednak relacje czesko-chińskie ochłodziły się po październikowej wizycie w Pradze Dalajlamy, który spotkał się z urzędującym ministrem kultury.
Warszawa od lat stara się zająć zrównoważone stanowisko w kwestiach spornych wysp na Morzu Południowochińskim. I Pekin szczególnie nie naciska na jego zmianę. Bardziej irytuje go brak konkretnych propozycji współpracy gospodarczej płynących z Warszawy. Brak odpowiedzi na chińskie propozycje wspólnych inwestycji w Polsce. Budowy centralnego portu lotniczego, rozbudowy portu gdańskiego, modernizacji linii energetycznych, regulacji rzeki Odry. Na pozytywną odpowiedź w sprawie budowy elektrowni atomowej Chińczycy już nie liczą.
Taki polski imposybilizm decyzyjny przekłada się na już istniejące, wspólne inwestycje. Pod koniec ubiegłego roku pan minister obrony narodowej Antoni Macierewicz zablokował budowę wielkiego terminalu kolejowego w Łodzi, zaplecza dla polsko-chińskiej kolei. Zakazał sprzedaży działki należącej do Agencji Mienia Wojskowego spółce chińsko-polskiej. Bo partnerzy polscy nie byli związani z „Dobra Zmianą”, tylko z rządząca łodzią koalicją PO-SLD. Co prawda, pan minister obiecał znaleźć Chińczykom nowych, słusznych partnerów, ale poszukiwania łódzkich „Misiewiczów” trwają i trwają.
Za to bracia Węgrzy nie czekają, aż im ostatni chiński pociąg odjedzie.

Poprzedni

W pogoni za Złotym Butem

Następny

Rywale byli za mocni