Pamiętacie, jak nagłówki prawicowych mediów krzyczały o tym, że ktoś oblał drzwi biura Beaty Kempy łatwopalną substancją? Sprawca usłyszał zresztą zarzuty o charakterze terrorystycznym. Grozi mu 20 lat paki. A podpalenie przed kamienicą posła Brejzy? Prawica podaje sobie tę anegdotkę jak pyszny żart.
„Kolejny atak na PiS!”, „zamach na władzę”, „tajemnicze napisy”, „chciał zabić posłankę?” – w połowie grudnia wszystkim wPolityce i innym DoRzeczom nie było do śmiechu. Politycy PiS podbijali bębenek, sugerując, że opozycja przygotowuje systemowe ataki na rządzących.
Kiedy ujęto sprawcę , 40-letniego Sebastiana K., który przyznał, że reformy wymiaru sprawiedliwości wdrażane przez państwa Kempe i Ziobrę rzeczywiście średnio mu się podobają – śledczy czuli presję, aby przykładnie go ukarać. Usłyszał zarzuty o terroryzm. A za to można oglądać świat w kratkę nawet przez 20 lat.
W toku śledztwa wzięto pod uwagę, że na piętrze budynku, gdzie znajdowało się biuro poselskie – były również lokale mieszkalne, zatem mężczyzna naraził zdrowie i życie wszystkich lokatorów. W wyniku rozprzestrzenienia się pożaru mogli ucierpieć. A jeszcze jakby tego było mało, u Sebastiana K. w mieszkaniu znaleziono marihuanę – mężczyzna powędrował więc z miejsca do aresztu.
Kilka dni temu rozniosła się wieść, że ktoś podpalił toi-toia na podwórku kamienicy, w której mieszka z rodziną poseł Krzysztof Brejza. To postać, której PiS ma powody nie lubić. To on wywlekł na światło dzienne m.in. sprawę ministerialnych nagród, on też dociekał, kto dokładnie wywiązał się z obowiązku ich oddania na Caritas.
Żona posła przestraszyła się nie na żarty kiedy w nocy zobaczyła języki płomieni na ścianie budynku od tej strony, od której swoje pokoje mają dzieci. Słusznie zauważyła, że gdyby ogniem zajęłaby się instalacja, doszłoby do wybuchu, w którym prawdopodobnie rodzina straciłaby życie. Brejza złożył w prokuraturze doniesienie o usiłowaniu zabójstwa.
Ale najwyraźniej dla prawicy to żart że boki zrywać. „Toi toi, głowa konia i poseł Brejza. Totalny obciach totalnej opozycji. Naprawdę myślałem, że to fejk” – nie może podnieść się z podłogi felietonista wPolityce Łukasz Adamski, nazywając poszkodowanego „posłem Brednią”. „Męczennik niedoszły. Miał być biczem na rozpasanie państwowymi pieniędzmi przez PiS. Kreował się na ostatniego sprawiedliwego „taniego państwa”, który rozniesie rewolucję Kaczyńskiego jej własna bronią. Obrońca ludu potknął się jednak o własne nogi, niczym alimenciarz z kucykiem i Rysiek wykoleżankowany przez nowoczesne niewiasty” – kontynuuje intelektualny onanizm redaktor, przemyślnie łącząc w jednym akapicie wydarzenia odległe od siebie niczym głód na świecie i hodowla kangurów w Australii.
Blogownia Salon24 również przeżywa drugi Prima Aprilis. „Wiele już napisano na temat beznadziejności totalnej opozycji, Gazety Wyborczej i TVN. Moim zdaniem ta sprawa jednak bije wszystkie dotychczasowe komizmem” – głoszą komentarze poważnych publicystów prawicowej alternatywy dla „naTemat”.
Tymczasem Brejza zupełnie przytomnie zauważył, że „nie można mówić, że materiały z włókna szklanego same się zapalają. Naprawdę trzeba dużo złej woli i dużo energii włożyć, żeby wywołać taki ogień, który obejmie instalację gazową. Ta instalacja została opalona w wysokiej temperaturze”.
Wcześniej ktoś wyłamał mu skrzynkę pocztową. Szczerze? W takiej sytuacji obleciałby mnie strach jak cholera. Żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie czekałby, aż udusi się dymem któreś z jego dzieci, żeby powziąć uzasadnione obawy o swoje życie. Ale według prawicowych blogerów znamiona zamachu wypełniała dewastacja pustego biura Beaty Kempy w Sycowie.
Tylko że my – opozycja, ci straszni lewacy – wtedy nie żartowaliśmy. Przekazywaliśmy dalej wasze komunikaty pełne oburzenia i wyrażaliśmy pełne zrozumienie. Nie próbowaliśmy wmawiać posłance Kempie, że ma zwidy. Mimo tego, że naprawdę nie da się was lubić – nie dostrzegliśmy w tamtym wydarzeniu niczego komicznego. Szkoda, że wasza hipokryzja wypływa w takich chwilach na wierzch i dryfuje w odmętach nieszczęsnego toi-toia.