22 listopada 2024
trybunna-logo

Generał o Solidarności

wikimedia.org

„Przedstawiając racje swoje, ówczesnej władzy, staram się jednocześnie odczytywać racje drugiej strony. Solidarność ze względów zasadniczych nie chciała się zmieścić w ramach konstytucyjno-ustrojowych. Z kolei władza te ramy poszerzała, uelastyczniała, ale zrezygnować z nich nie mogła. Pole ewentualnego kompromisu nie było więc szerokie. Języka autentycznego dialogu politycznego nie udało się więc stworzyć. W rezultacie narastał poziom obustronnej niechęci, nawet wrogości”.

gen. Wojciech Jaruzelski

Poprzedni tekst, „Odpowiedzialność Solidarności”, skupił  Państwa uwagę na latach 1980 -1981. Wtedy, bez wiedzy, „co stanie się jutro”, ówczesna  sytuacja szczególnie wymagała od Solidarności i władzy oparcia się na wnikliwej ocenie stanu aktualnego, „dnia dzisiejszego” i podejmowania działań – płynących z wniosków Historii, przewidywania „dnia jutrzejszego” i kolejnych. Właśnie przewidywanie – skutków, następstw podejmowanych kroków i zaniechań!

Generał, w podanych niżej wybranych ocenach „patrzy” na Solidarność lat 1980-1981 i „widzi” perspektywicznie jej „cele dalekosiężne”. Akcentuje – „My, ówczesna władza, mieliśmy rację aktualną, sytuacyjną, pragmatyczną”… Zachęcam Państwa do takiego spojrzenia, pozwoli obiektywnie ocenić „czas ów”- racje Solidarności, władzy i Generała. Zachęcam do refleksji.

 „Urodziny” Solidarności

Jak mi mówił w 2008 r. Generał- wątpliwości odnośnie celów Solidarności, rozstrzygnął Bydgoszcz. Wtedy też, wiosną 1981 r. pojawiła się >dziecięca ocena< Solidarności, chyba w rozmowie ze Stanisławem Cioskiem i Mieczysławem Rakowskim, nie był pewien. Później uzyskała poniższe brzmienie.

  1. „Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność urodził się jako dziecko nie chciane przez władze. Ale jako dziecko, które miało żyć, z tym się pogodzono. To dziecko przeraźliwie szybko rosło, wyrzucało rodzeństwo przez okno, a rodziców stawiało do kąta. Wreszcie próbowało rodziców ubezwłasnowolnić, a przy okazji postraszyć sąsiadów. To musiało się źle skończyć. Morał: rosnąć należy normalnie. Wszelkie sztuczne przyspieszenia, wielkie skoki na ogół nie wychodzą na zdrowie. Na wszystko przychodzi czas”.
  2. „Kiedy rodziła się Solidarność, nie byłem w stanie wyobrazić sobie, że związek zawodowy tak szybko stanie się ruchem o znaczeniu ogólnonarodowym, fenomenem, który niezmiernie szybko wytworzy własne symbole i legendę. Dziś widzę jak bardzo brakowało władzy wyobraźni. Niestety, nie tylko nam dobry Bóg odmówił tego daru. Wątpię, czy wszyscy uczestnicy tych romantycznych dni sierpniowych na Wybrzeżu zdawali sobie sprawę, do jakich następstw doprowadzi ich protest. Ale był on faktem najwyższej rangi. Przesądził o dziejach Polski na długie lata”.

Założenia i cele Solidarności  

  1. „Wielkim historycznym kompromisem były porozumienia sierpniowe 1980 r. Jak wiadomo bazowały one na konstytucyjnych fundamentach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Później 10 listopada 1980 r. podczas rejestracji Związku przez Sąd Najwyższy, Przewodniczący Lech Wałęsa powiedział: >Nie kwestionujemy socjalizmu. Na pewno nie wrócimy do kapitalizmu, ani nie skopiujemy żadnego wzorca zachodniego, bo tu jest Polska i chcemy mieć rozwiązania polskie. Socjalizm to jest system niezły i niech będzie, ale kontrolowany. Współudział związków powinien być pełniejszy. Niech panowie zapiszą, że nie będziemy wysuwać programów politycznych, a w żadnym wypadku ich realizować<. Co zostało z tego po roku, jesienią 1981? Czy Solidarność była tym związkiem, z którym porozumienia zostały zawarte?  W istocie rzeczy już nie. Nie przypadkowo nazywany nieraz >insurekcją<.  Naturę tego nastroju znakomicie ilustruje Waldemar Kuczyński w książce „Burza nad Wisłą” (Wyd. Iskry- 2002): „Dziennikarzowi z >Financial Times< tłumaczę, że lewicująca, rewolucyjna Europa słabo rozumie mechanizm rewolucji, skoro ma do nas pretensje, że tyle zdobyliśmy, a ciągle przemy do przodu. A to przecież naciera  rewolucja i często ciągnie nas za sobą, dając bardzo małe pole wyboru”.

4.„Celem ,Solidarności jej – nazwijmy to – polityczną cnotą, był demontaż, a następnie  zlikwidowanie systemu, nazywanego realnym socjalizmem. Od niepamiętnych czasów dyskusyjna jest teza: >cel uświęca środki<. Cel generalny, do którego zmierzała Solidarność był  słuszny, a nawet wzniosły. A jakie były te środki? Można oczywiście je uświęcać, a diabolizować motywacje i postępowanie władzy. >Zwycięzców nie sądzą< -faktem jednak jest, iż droga do tego celu obarczona była konsekwencjami rujnowania gospodarki, udręką codziennego bytu społeczeństwa, anarchizacją życia w kraju, >wywoływaniem z lasu< zewnętrznego zagrożenia. Wszystko to sumowało się w stan nieubłaganie zbliżającej się – tragicznej zwłaszcza w warunkach zimy – katastrofy. Poglądu tego zapewne nie podzieli wielu działaczy i członków Solidarności. Po pierwsze – ze względów czysto ludzkich, osobistych, emocjonalnych, w poczuciu dozgonnej więzi i niejako organicznego utożsamiania się z etosem, z legendą tego wielkiego ruchu. Po drugie- ze względów pragmatycznych. Przecież podpieranie się historycznymi zasługami ma dawać w nowej rzeczywistości ustrojowej, ówczesnym opozycjonistom szczególny, polityczno-moralny, a nierzadko i materialny status”.

  1. ,,Solidarność miała dalekosiężną, historyczną rację, która jako demokratyczny cel i wizja, w bardziej sprzyjających warunkach, w ostatecznym rachunku – chociaż w zupełnie innej niż w latach 1980-1981 społeczno-ekonomicznej filozofii i praktyce – zwyciężyła. My, ówczesna władza, mieliśmy rację aktualną, sytuacyjną, pragmatyczną. Pozwoliło to uniknąć większego zła, wielowymiarowej katastrofy, niejako „>zamrozić< pewne procesy. W rezultacie, po latach  doszliśmy do punktu , w którym warunki wewnętrzne i zewnętrzne umożliwiły >odmrożenie< i dokonanie  przemian  nie jako niebezpieczne, dzikie burzenie, ale sterowalny, pokojowy demontaż. Bez zrealizowania tej drugiej racji-nie wiadomo kiedy i jak mogłaby być zrealizowana ta pierwsza racja. Zasługa jest więc wspólna, nie będę  się licytować czyja większa”.

Charakterystyka Związku Solidarność

  1. „Solidarność stanowiła wielki ruch społeczno-polityczny, który na drodze rozpoczętej w sierpniu-wrześniu 1980 r., osiągnął ogromne sukcesy. Mimo, iż daleko wykroczył poza ramy ówczesnych porozumień, to nie osiągnął jeszcze wszystkiego. Obalanie systemu >na raty< wynikało z realiów, a nie z celów. Te zaś, dla uzyskującego przewagę nurtu radykalnego, sięgały daleko. Jednocześnie Solidarność wiedziała i widziała, że jej polityczno-psychologicznym atutem jest dynamizm, impet, ofensywa. Te zaś są paliwem do kolejnej ofensywy. Wszelkie rokowania, pertraktacje z władzą, z natury rzeczy >rozmagnesowują<, rozmiękczają, stępiają ostrze różnych roszczeń i żądań, przenoszą szczytne hasła i stanowcze, w tym populistyczne żądania, na grunt rzeczowej rozmowy. Ta zaś, w większości wypadków, ujawnia realne możliwości, sprowadza sprawy na ziemię, co więcej- >uczłowiecza< władzę. W rezultacie wytworzył się niechętny stosunek do wspólnych komisji, do >mebla<, jakim jest stół obrad”.
  2. „Postulaty rewindykacyjne Solidarności spotykały się z pozytywnym odzewem i masowym poparciem. Odzwierciedlały one oczekiwania, ażeby wzrósł poziom życia ażeby podział był sprawiedliwy, ażeby robotnicy mieli większy na to wpływ poprzez samorządy pracownicze i niezależne związki zawodowe, przede wszystkim Solidarność. To oczywiście nie wszystko. Ważne miejsce zajmowała warstwa patriotyczno-religijna. Były również i prawicowe akcenty. Wszystko to  tworzyło potężny, choć wewnętrznie poważnie zróżnicowany, a jednocześnie dość jednolity w prowadzonej wówczas walce – ruch. Jeśli spojrzymy dzisiaj, to Solidarność pod wieloma względami jest zupełnie inna. Obecnie głosi pochwałę prywatnej własności, nie gorszy się bezrobociem, nie okazuje zainteresowania samorządem pracowniczym, itd. itd. Jest w sensie społeczno-ekonomicznym w zasadniczym stopniu odmieniona od tej z 1980 – 1981r., a nawet inna , niż była przy Okrągłym Stole”.
  3. „Solidarność była politycznym fenomenem. Dyskontując społeczne niezadowolenie, bardzo szybko zdobyła mocną pozycję i szerokie wpływy. Znalazło w niej miejsce kilka odmiennych nurtów politycznych. Od skrajnie prawicowych, aż do zdecydowanych zwolenników socjalizmu, chociaż rozczarowanych praktyką jego realizacji. Wśród tych ostatnich były setki tysięcy członków PZPR, w tym kilkudziesięciu członków Komitetu Centralnego, a nawet takie osoby, jak Zofia Grzyb czy Alfred Miodowicz, późniejsi członkowie Biura Politycznego”.
  4. „Związkowy był kostium, a w treści ,Solidarność szybko przestała być związkiem zawodowym, przekształcając się – wbrew rzeczywistym intencjom wielu jej członków – w potężny  ruch społeczno- polityczny, o ogromnej dynamice. W tamtej atmosferze, każda, nawet w pełni uzasadniona reakcja władz na różne nieodpowiedzialne wyczyny, ekscesy, kończyła się  z reguły większą lub mniejszą awanturą. Umiarkowani, realistyczni działacze czy doradcy Solidarności, których po latach poznałem -i dziś wielu szanuję-byli wobec tych sytuacji bierni lub bezsilni”.
  5. „Masowość Solidarności była jej i siłą, i słabością. Stanowiła konglomerat, na którego skrajnych skrzydłach znalazły miejsce i kręgi prawicowo-nacjonalistyczne, i populistyczno – lewackie. Całość ruchu łączyła jednak walka z władzą oraz roszczeniowość haseł. Na ile ta więź była doraźna i krucha okazało się po zwycięstwie Solidarności. Jednakże w latach 1980-1981 >upoiła< się ona swą potęgą. Członkostwo 10 mln. osłabiło poczucie realizmu”.
  6. „Solidarność miała nadmierne poczucie siły, potęgi, była w ofensywie. Padały nawet ze związkowego wysoka słowa ,>czapkami was nakryjemy<.  Władzę widziała jako słabą , rozkojarzoną, w istocie bezradną. Taki pogląd, taka ocena stosunku sił nie stanowi zachęty do kompromisu. Chcąc do niego doprowadzić, niejako go wymusić- my, władza, też musieliśmy prężyć muskuły, a więc i przygotowywać, zbyt zresztą tego nie kryjąc, siłowy wariant. W ten sposób dawaliśmy również sygnał: porozumienie, kompromis – tak, destabilizacja, degradacja państwa- nie. Do ostatniej chwili,  był to  koszmar wahań, bolesnych rozterek, oporów. I wciąż nadziei. Nie przebieraliśmy nogami do  skrajnego rozwiązania”.
  7. „Solidarność była ruchem, który nie używał przemocy. Jednakże >można nie wybić szyby, a podpalić dom<. Są bowiem pewne procesy, zjawiska społeczne i psychologiczne, które niezależnie od woli ludzi, ich rzeczywistych intencji, na zasadzie żywiołu czy prowokacji, przerastają w dramatyczną, bratobójczą postać. O tym trzeba było pamiętać. O tym dzisiaj nie chce się pamiętać”.

Cele i ocena Kierownictwa 

  1. „Przywódcy wielu regionów Solidarności liczyli często zaledwie po dwadzieścia kilka lat. W tym wieku doświadczenie i wiedza na ogół nie nadążają za energią i animuszem. Kiedy wracam pamięcią do tamtych dni, to dziś sądzę, że ci ludzie zachowywali się jak gdyby mieli >morze do kolan<. Właściwie trudno się temu dziwić. Nawet kariera Napoleona i jego marszałków przebiegała wolniej. Solidarnościowi przywódcy niemal z dnia na dzień uzyskali ogromną władzę. Kierowali setkami tysięcy ludzi. Odbierali niekiedy wręcz żenujące publiczne hołdy, w tym znanych ludzi nauki, a zwłaszcza kultury. Ówcześnie nadawali ton >młodzi gniewni<, w wielu przypadkach niewątpliwie utalentowani, o wybitnych cechach przywódczych. Po dziesięciu latach, gdy emocje ostygły, a życiowe i polityczne doświadczenie wzrosło, widać lepiej, jak niejednokrotnie wartościowe były to jednostki. Naszym błędem, błędem ówczesnej władzy było niedostateczne uwzględnianie tego, częstokroć bardziej psychologicznego niż politycznego czynnika”.
  2. „Przywódcze kręgi Solidarności były zlepkiem różnych grup: od anarchistyczno- lewackich, trockistowskich, po skrajnie reakcyjne, prawicowe. Znalazły wśród nich  miejsce również wpływy skrajnie klerykalne. Zewnętrznym tego wyrazem była religijna ornamentacja różnych ówczesnych demonstracji, nawet politycznych ekscesów”.
  3. „Taktyka ,Solidarności zasadzała się na stopniowo dojrzewającej koncepcji przejmowania pewnych segmentów władzy, bez brania na siebie odpowiedzialności”.
  4. „Na próżno autorytety świeckie i kościelne wzywały do umiarkowania. W Solidarności górę brały elementy radykalne. Wystarczy wziąć wyniki wyborów na przewodniczącego: Wałęsa -55%, a reszta, ta właśnie skrajna – Jurczyk, Rulewski, Gwiazda – 40%. Wałęsa w swoich pamiętnikach mówi o Radomiu, że musiał wystąpić właściwie wbrew własnej linii, dlatego, że inaczej regiony by go nie poparły Taki  mocny człowiek, z takim instynktem politycznym sam przyznaje, że musiał pójść z prądem, bo inaczej by przegrał. Adam Michnik, analizując ruch radykalny („Takie czasy. Rzecz o kompromisie”, Wyd. „ANEKS”- Londyn1985), pisze: >Ich radykalizm nie był wyrazem stanowisk przemyślanych, uwzględniających realia i limity polskiej sytuacji.  Od realiów był Wałęsa i był Kuroń – oni byli od podgrzewania atmosfery … widzieli już władzę leżącą na ulicy. Czuli się jednak zbyt słabi, by się po nią schylić. Miał to zrobić za nich  Wałęsa. Brak doświadczenia podsuwał im wizje coraz bardziej niezwykłe, z którymi trudno jednak było polemizować w kategoriach wiedzy i zdrowego rozsądku, bowiem właśnie wiedzę uważali za skompromitowany zbiór frazesów epoki minionej,  zaś w zdrowym rozsądku widzieli artykulacje inteligenckiego strachu”.

Co pozostało w pamięci członków Solidarności  

  1. „Znaczna część członków czy sympatyków Solidarności – ludzi światłych , ideowych, o patriotycznych zasługach i wysokich walorach moralnych, funkcjonowała jak gdyby na innej >orbicie< tego ruchu. Widzieli więc w nim głównie to co mądre, piękne i szlachetne. Natomiast nie dostrzegali lub nie doceniali innego nurtu, który zwłaszcza w ostatniej fazie coraz bardziej w Solidarności dominował”.
  2. „Subiektywnie rzecz biorąc, ludziom Solidarności pozostała w pamięci wolnościowa euforia lat 1980-1981. Ludziom władzy z kolei kojarzyło się to ze swoistym >trzęsieniem ziemi<. A dla wszystkich były to, i nadzieja, i lęk. Będzie wciąż nurtowało pytanie: czy gorsze jest nie spełnienie nadziei – czy urzeczywistnienie zagrożeń?”

Ocena Generała Refleksje osobiste

  1. „Napisałem wiele gorzkich słów, jednak nie w zamiarze pomniejszania, czy tym bardziej podważania historycznego miejsca Solidarności, Lecha Wałęsy. Ich dokonania, zasługi dla Polski, dla przełomu ustrojowego, są doniosłe i oczywiste. To nie znaczy, że ich eksponowanie ma się dokonywać kosztem innych. Ci >inni<, też mają swoje racje i autentyczny dorobek – nie da się go wykreślić. Chodzi więc o to, aby nie narkotyzować się zadrami przeszłości i aby pamięć oznaczała pamięć, a nie pamiętliwość. Z tą myślą pragnę podkreślić potrzebę rzetelności i umiaru w ocenie oraz naświetlaniu naszej, jakże dramatycznie skomplikowanej historii”.
  2. „Liczyłem, że można będzie się porozumieć z Solidarnością, zwłaszcza – jak wówczas mówiliśmy – z jej robotniczym nurtem. Skala, masowość strajków sierpniowo – wrześniowych, a w ich rezultacie pojawienie się potężnego, niezależnego związku było dla nas, dla władzy, ogromnym szokiem. Mówię o tym otwarcie. Robiliśmy dobrą minę. Przyjęliśmy formułę – słuszny protest klasy robotniczej. Pocieszaliśmy się hasłem: >Socjalizm tak – wypaczenia nie<. Odrzucając myśl o użyciu siły, liczyliśmy jednocześnie, że to się jakoś ułoży. Emocje miną, a związek – chociaż kłopotliwy, chociaż pozostający >na bakier< w stosunku do modelu tradycyjnego, będzie mimo wszystko funkcjonować w naszej, socjalistycznej rzeczywistości. Nawet ukułem takie powiedzenie: >Lepiej mieć dziesięć małych konfliktów dziennie, niż jeden wielki konflikt raz na dziesięć lat<. Tak też tłumaczyliśmy to sojusznikom”.
  3. „Staram się rozumieć różne obawy, opory, nieufność Solidarności co do intencji władz. Paradoksalnie, ale skrajne skrzydła – konserwatywne, tzn. beton w obszarze władzy oraz radykalny nurt ekstremalny w Solidarności >żywiły się< nawzajem, tworzyły i upowszechniały atmosferę obustronnej podejrzliwości. Obiektywnie rzecz biorąc, wspólnie budowali mur  antagonizmu. Trudno jednak nie zauważyć, że to władze wysuwały różnego rodzaju propozycje, inicjatywy, zmierzające do znalezienia jakiegoś modus vivendi, a więc chociażby tymczasowego, ograniczonego kompromisu”.
  4. „Kiedy odtwarzam z pamięci oraz sięgam do materiałów, dokumentacji widzę wyraźniej, że w odczuciu władz Solidarność stała się w istocie drugą władzą, kontrwładzą – to był, co prawda nie de jure, ale de facto specyficzny pluralizm”.
  5. „Mam pełną świadomość historycznej roli ,Solidarności, szanuję wielu jej działaczy, rozumiem gorzką pamięć represjonowanych, tych wszystkich, którzy narażając się na różnego rodzaju niebezpieczeństwa, cierpienia, dokuczliwości – walczyli w imię demokratycznej idei. Ale też pragnę, ażeby lepiej zrozumiane zostały uwarunkowania oraz intencje decyzji i działań w imię ,>mniejszego zła<. Przeciwstawiam się więc tworzeniu czarno – białego wizerunku: ,>anielskie hufce Solidarności< i ,>diabelskie hordy władzy, komuny<. Przeciwstawiam się i odwrotnej klasyfikacji”.
  6. „W moich wywodach nie ma intencji licytowania się z historyczną Solidarnością. Powszechnie znane są jej zasługi dla Polski. Ukazało  się na ten temat tysiące artykułów i audycji, wygłoszono niezliczone ilości pochwalnych mów, powstały książki i filmy, w podręcznikach historii dominuje jednobarwna gloryfikacja. Przypominanie  roli tego ruchu, jego patriotycznych i demokratycznych  intencji dociera nieustannie  >pod strzechy< z odświętną kulminacją wokół kolejnych rocznic. Zasłużone jest również uznanie dla tych ludzi Solidarności, zasłużonych dla sprawy demokracji, którzy narażając się na różnego rodzaju niebezpieczeństwa, cierpienia, dokuczliwości-walczyli w imię wzniosłej idei. To wszystko prawda. Ale jest też prawda druga niejako równoległa – ta jednak dzisiaj nie ma żadnej siły przebicia. Jednocześnie jestem przekonany, że tylko uwzględnienie ówczesnych realiów, wyważenie racji stron będzie służyć prawdzie. A jedynie ona może wyzwolić z pęt zapiekłych, manichejskich ocen: czarne-białe”.
  7. „Mam świadomość błędów popełnionych wówczas przez władzę, nie próbuję ich na siłę usprawiedliwiać. Ale Solidarność zawiniła brakiem odpowiedzialności i umiaru, co przyczyniło się zasadniczo do tego dramatycznego rozwiązania. Solidarność nie powinna uchylać się, a przeciwnie- zasiąść do wstępnych, inicjujących rozmów o Radzie Porozumienia Narodowego. Nie narzucając przy tym z góry warunków, a więc do dyskusji podobnej do tej, jaka odbyła się przed, a następnie przy Okrągłym Stole. Niestety, 3 grudnia w Radomiu i 11-12 grudnia w Gdańsku, taka możliwość i szansa zostały storpedowane. Ekstremiści wzięli górę, narzucili konfrontacyjny kurs. Dalej -Solidarność nie powinna grozić strajkiem generalnym, w związku z projektem ustawy o zakazie strajków na czas zimy. Chodziło przecież o elementarne warunki bytu społeczeństwa. Należało wreszcie zrezygnować z zapowiedzianych na 17 grudnia wielkich demonstracji, które mogły stać się zapałką rzuconą w benzynę. Gdyby udało się osiągnąć kompromis – na początek chociażby w tych sprawach – moglibyśmy uniknąć sytuacji skrajnej. Stan wojenny, to była przecież potwornie ciężka decyzja, długo broniliśmy się przed jej podjęciem. Doprawdy, to była ostateczność”.

Raz jeszcze zachęcam Państwa do refleksji. 40 rocznica stanu wojennego tuż, tuż …

Poprzedni

Prognoza sprzed czterdziestu lat: jaki mieliśmy wybór?

Następny

Polska jednak nie będzie drugim Salwadorem?