19.06.2004.Afganistan.Baza Bagram .Wizyta delegacji MON w PolskimKontyngencie Wojskowym w Afganistanie fot.Witold Rozbicki
Spektakl telewizyjny, w którym prezydent Stanów Zjednoczonych gra główną rolę obrońcy demokracji i pokoju światowego, wymaga pogłębionej interpretacji. To zadanie dla lewicy, której cele długofalowe nie dają się realizować w świecie stworzonym i podtrzymywanym przez amerykańskie mocarstwo. Dziwi więc, że falset lewicy nie psuje harmonii lokalnego chóru miłujących Amerykę z jej modelem kapitalizmu i przedsiębiorczości. Co skrywa demokratyczny ład i wartości Zachodu, których z takim oddaniem broni też lewica, chociaż może nie do ostatniego polskiego żołnierza.
Problem lewicy polega na tym, że wstydzi się ona brzydkiego słowa na k. Mianowicie słowa kapitalizm – odkąd za przykładem B. Clintona, T. Blaira, L. Millera kroczy poboczną, trzecią drogą donikąd. Nawet jak to słowo przemknie przez mózg, to i tak utknie w gardle. Tak nie wypada mówić w towarzystwie polskich patriotów POPiSu, medialnego komentariatu, funkcjonariuszy think tanków – utrzymanków rodzimego i zagranicznego biznesu, inteligenckiej klasy jego sług. Myśl wówczas z trudem toruje sobie drogę przez przesłony ideologii, oczywistych oczywistości, szumu korporacyjnej machiny propagandowej, konwencjonalnych prawd o wolnym rynku i cudach własności prywatnej. A bez myśli ujawniającej głębiej ukryte mechanizmy tego, co się pojawia na scenie politycznej, nie ma szans na skuteczną strategię realizacji programowych celów.
Neoimperializm
Zajrzyjmy zatem za kulisy telewizyjnego spektaklu. Skrywa on bolesną prawdę, że sukces kapitalizmu to w istocie dobrodziejstwo taniej energii pochodzącej ze spalania węglowodorów. To ona na napędza wszystkie urządzenia, które zmniejszyły trud pracy, skróciły przestrzeń, umożliwiły szybki i łatwy dostęp do informacji. Teraz zbliża się mineralna eschatologia, życie bez wzrostu gospodarczego, bez nowego modelu SUVa. Drugi bolesny fakt dla ¾ ludzkości to systemowy charakter kapitalizmu. Mianowice tworzy on zawsze system, który ma uprzywilejowane centrum i rozległe peryferia. Firmy, które należą do centrum mają najkrótszą drogę do taniej pracy, do tanich surowców, do rynków zbytu towarów, do długoterminowych kredytów, do korzystnych lokat kapitału, do rentownych inwestycji. Dlatego stolice w centrum mają piękne aleje i parki, imponujące architekturą publiczne budowle, cieszące oczy wystawy sklepowe. Teraz to smart city. Wolny rynek okazał się gadką-szmatką lumbago-ekonomistów. Począwszy od XVIII w. kapitały krążą po świecie w dążeniu do maksymalizacji rentowności. Zawsze też były najskuteczniejszym sposobem dotarcia do peryferii systemu, by akumulację móc wzmóc. Aktywa przybierają postać bądź kapitału handlowego, zainwestowanego w kombinację środków produkcji i towarów, bądź w postaci płynnej, kapitału pieniężnego o dużej swobodzie lokowania. Obecnie to głównie akcje i obligacje firm, a także obligacje instytucji państwa. Zawsze też dominacja na poziomie systemu osadzona jest w potędze państwa narodowego – obecnie państwa amerykańskiego i europejskiego drobiazgu skoszarowanego w NATO. Państwo wspiera rodzimych przedsiębiorców i kapitalistów pieniężnych, tworzących wielkie korporacje. Gwarantuje im ochronę inwestycji, dba o pokój społeczny w kraju, stwarza warunki ekspansji ponad granicami konkurentów. Wbrew liberalnej mitologii najbardziej stabilny wzrost gospodarczy przypada na okresy czynnej roli państwa wobec „wolnego rynku”, jak po drugiej wojnie światowej. To historyczne tło dla państwa amerykańskiego. Ono za pośrednictwem jednostronnych organizacji jednostronnych jak MFW, BŚ, później WTO – stworzyło i broni ładu, który sprzyja wielkim korporacjom. W gospodarce dominuje sektor finansowy, a kapitalizm ma charakter rentierski. Ale wyczynowy kapitalizm wzrostu gospodarczego i masowej konsumpcji pogrąża świat w chaosie kryzysu planetarnego. Ojczyzna wielkich korporacji stanowi czarną dziurę na planecie, w której znikają zasoby surowcowe i energetyczne świata, by ”american way of live” mógł trwać. Broni neoliberalnego ładu redukującego rolę państwa –przykładem rokowania w sprawie TTIP. Niedoszły traktat, negocjowany przez KE, miał poddać pośrednio korporacjom nadzór nad polityką gospodarczą państwa. Reszta nie może być milczeniem: polaryzacja dochodów, ruina rolnictwa na globalnym Południu, niepewność pracy i spokojnej starości. Państwo amerykańskie próbuje w kostiumie demokracji i wartości Zachodu, zachować jak najdłużej neoliberalny ład, a w nim raje podatkowe i preferencyjny dla krezusów system podatkowy. W ładzie tym pełni funkcję globalnego Minotaura, tj. przerabia światową nadwyżkę na obligacje rządowe, by pokryć deficyty. Państwo amerykańskie to ostatnia reduta obrony systemu, w którym zysk ci wszystko wybaczy, nawet wtedy, kiedy wycinasz lasy wilgotne, by konsument sieciówek na Północy mógł raczyć się mięsem, a celebrytka skórzaną torebką. Amerykański obywatel jak zwykle na czele – aż 120 kilogramów mięsa konsumuje przez rok.
Natomiast inne jest miejsce polskiej gospodarki i polskiego państwa w systemie światowym kapitalizmu. Polska powróciła Aleją Solidarności na swoje historyczne miejsce – roli peryferii. Za długi epoki Edwarda Gierka podłączyła swoją gospodarkę do rozwiniętego centrum Systemu: oddała sektor bankowy zasobniejszym partnerom z zagranicy, sprywatyzowała aktywa przemysłowe często za cenę ziemi, na której stał zakład, nawet największe zakłady jeszcze odziedziczone po właścicielach niemieckich (elbląski Zamech, wrocławski PAFAWAG). Produkują one teraz starsze generacje sprzętu AGD. Dlatego eksport przetworzonych produktów z Polski pochodzi w 70% z filii zagranicznych koncernów. Tu ulokowano początkowe ogniwa światowych łańcuchów pracy i wartości. D ominują zatem poddostawcy i podwykonawcy dla światowych gigantów. Obok nich bieda-firmy eksploatujące tanią pracę prekariuszy. To strefa specjalna taniej pracy, miejsce lokat usług biznesowych zagranicznych gości (Warszawa, Kraków, Wrocław). Skutek: gentryfikacja miast, w których logo zastąpiło herb. Nic dziwnego, że z Polski ucieka młodzież w poszukiwaniu lepszych warunków kariery i miejsca do życia. Ich śladem podążają specjaliści. Słowem, to gospodarka bez globalnych firm, z wiedzą wyciekającą po reformie Gowina do światowych parków technologicznych.
Mc`Donald polityki
Tu tkwi podstawowa różnica między lewicą i reprezentantami biznesu na scenie politycznej, np. liberalną formacją PO. Reprezentuje ona interesy polskiego biznesu, zarządzających jego firmami, specjalistów koniecznych do tego, by ruch kapitału trwał bez zakłóceń inflacji, recesji (prawnikami, finansistami, ekonomistami bankowymi, specjalistami marketingu, reklamy). Itd., itp. Ją zachwyca amerykański przewodnik do obiecanego raju konsumpcji i kariery.
Powstaje pytanie, czy amerykańska strategia neoimperialna, wspierająca i broniąca amerykańskiego modelu kapitalizmu, służy polskiemu społeczeństwu, a zwłaszcza polskim pracownikom. Otóż atlantyzm, który lansują Amerykanie jest pułapką dla Polski. Jego istota polega na tym, że po drugiej wojnie światowej państwo amerykańskie podporządkowało swoim korporacjom gospodarkę Europejczyków, m. in. za sprawą planu Marshalla. Ówcześni europejscy partnerzy to państwa w większość albo osłabione wysiłkiem wojennym, albo zmuszone do przebudowy demokratycznej jak niemieckie. Ich stopniowe łączenie we wspólnotę miało korzystny skutek dla Stanów Zjednoczonych. Ich partnerem stawały się albo państwa narodowe po kolonialnych przejściach (Wielka Brytania, Francja, Holandia), albo stopniowo uzyskujące wigor gospodarczy Niemcy i Włochy. W warunkach zimnej wojny ustawione w szeregu bojowym NATO pod kierownictwem amerykańskiej soldateski. To kompleks militarno-przemysłowy, przed którym bezskutecznie ostrzegał następców prezydent D. Eisenhover. Kolejni prezydenci wraz z przybocznymi to w większości reprezentanci interesów korporacji z różnych sektorów: od wielkich banków po koncerny naftowe. Partnerami amerykańskich przywódców świata po drugiej stronie Atlantyku stawała się stopniowo bezpaństwowa UE. Polska dołączyła do tego towarzystwa na warunkach kraju peryferyjnego. Dlatego stałym wyzwaniem dla wszystkich formacji jest wskazanie dalszej drogi modernizacji nie tylko gospodarki, ale też mentalności, która z trudem opuszcza kościelną kruchtę. Oto dialektyka: im bardziej wspierasz strażnika obecnego ładu, tym gorsza twoja pozycja w systemie, na dodatek rośnie tempo niszczenia planety.
Eurazja kontra Pacyfik
Dlatego pierwszy dylemat dla polskiej lewicy to stosunek do atlantyzmu, promowanego przez Stany Zjednoczone. Po pierwsze, wciągają one Europę w swoją rywalizację z Chinami i Rosją. Stany Zjednoczone chcą storpedować realizowaną częściowo chińską inicjatywę Pasa i Szlaku. W dłuższej perspektywie spaja ona na nowo Eurazję, ale przesuwa z Pacyfiku główny szlak handlowy między dwoma centrami gospodarczymi: UE i Chinami. Między nimi znajduje się zasobna w surowce Rosja i Azja Centralna. Ważną okolicznością jest to, po pierwsze, że w UE znajduje się największe centrum przemysłowe, zorganizowane wokół Niemieckiego Cesarstwa Przemysłowego. Gospodarka niemiecka jako jedyna ma dodatni bilans handlowy z chińskim olbrzymem, a w eksporcie niemieckim duży udział mają polscy pracownicy i polscy poddostawcy. Dlatego orientacja na europejskie centrum przemysłowe jest wyznacznikiem strategii rozwojowej, pod warunkiem, że rządzący państwem polskim potrafią, zamiast wojennych odszkodowań, uzyskać podniesienie roli polskich firm, uczelni, pracowników w niemieckich łańcuchach produkcji i wartości.
Polska by się stała hubem logistycznym dla całego regionu, kluczowym węzłem łańcucha dostaw między krańcami Euroazji. Na dodatek cenionym eksporterem produktów rolno-spożywczych. Obecnie jest co najwyżej zapleczem logistycznym zachodnich firm, przystankiem dla towarów w drodze do konsumentów Europy Środkowej. Po drodze powstawały by huby transportowe pozwalające zaopatrywać w towary i surowce oba krańce Eurazji: południkowo i równoleżnikowo. Byłaby to oś transportowa konkurencyjna wobec Pacyfiku.
Korzyścią inicjatywy Pasa i Szlaku dla globalnego ekosystemu byłaby przebudowa systemu transportu towarów. Transport morski z wykorzystaniem kontenerowców jest co prawda trochę tańszy od transportu kolejowego. Kontenerowiec zużywa 5 kWh energii na 100 tonokilometrów, pociąg stosunkowo niewiele więcej, bo 10 kWh, ale samolot aż 160 kwh. Co gorsza, transport morski z Chin do Europy prowadzi przez dwa newralgiczne odcinki. Mianowicie, cieśninę Malakka i Kanał Sueski. Na dodatek, transport koleją trwa krócej o 2-3 tygodnie niż kontenerowcem.
Dlatego strategia lewicy europejskiej i polskiej powinna zmierzać do realizacji europejskiego projektu, którego podstawą jest gospodarka zaspokajająca materialne potrzeby Europejczyków w harmonii z przyrodą. Ale w przeciwieństwie do amerykańskiego rezerwatu eksploatacji pracy i przyrody, w tradycji Europy leży łączenie efektywnej gospodarki z bezpieczeństwem socjalnym. Obecnie to bezpieczeństwo musi obejmować i gwarancje zatrudnienia, i skracanie czasu pracy, i likwidację przywilejów podatkowych dla sektora finansowego i rentierów kapitalizmu sieci. Sojusz z amerykańskim obrońcą pozycji koncernów zbrojeniowych i kapitalizmu cyfrowego utrudnia też transformację energetyczną. Przejściowo energetyka europejska, jak obecnie niemiecka, będzie oparta na elektrowniach gazowych. Dlatego konieczne są długoterminowe kontrakty na zakup gazu z Rosją. Ale dla ograniczenia skutków kryzysu planetarnego konieczne jest dążenie do wyhamowania wyścigu zbrojeń. Jest on nie tylko szkodliwy dla środowiska, pochłania bowiem ogromne zasoby minerałów, napędzany jest ropą. Pojawiły się nowe pola militarnej rywalizacji: wyścig zbrojeń w kosmosie, broń hipersoniczna, laserowa, robotyzacja pola walki. Jak zawsze w dziejach. Wyścig ten ostatecznie sprowadza się do kontroli minerałów (złota, drewna w epoce żaglowców, węgla, teraz ropy i litu). Dlatego Bliski Wschód jest tak ważny dla amerykańskiej gospodarki i zbrojeniówki. Izrael pełni rolę lokalnego strażnika hegemona. Tutaj amerykańskiemu wielbicielowi praw człowieka nie przeszkadza rygoryzm ortodoksyjnego islamu w Arabii Saudyjskiej czy feudalizm w Katarze. Ale wojna z przyrodą jest jedyną, której człowiek nie wygra. Rola surowców i minerałów dla dalszej prosperity chińskiej gospodarki tłumaczy też dążenie Stanów Zjednoczonych do ocięcia Chin od zasobów Rosji i Azji Centralnej.
Zbrojenia wymusza, niestety, sam kapitalizm. Nie może on prosperować, bez wzrostu gospodarczego. Musi bowiem ciągle inwestować, bo kapitalista tyle zarabia, ile wydaje. Stąd ekościema korporacji: neutralność klimatyczna nowej generacji produktów. Teraz znów musi, by obrót kapitału móc wzmóc, wybudować nowe fabryki dla elektromobilności, tym samym zlikwidować stare fabryki i miliony samochodów, ciężarówek, autobusów, szukać zastosowań dla sztucznej inteligenci, biotechnologii. Do tego potrzebne są nowe innowacje: akumulatory, stacje ładowania prądu, choć te przecież muszą być ładowane prądem z urządzeń, wciąż emitujących dwutlenek węgla. Dopiero energia z syntezy jądrowej będzie przełomem dla hiperprzemysłowej cywilizacji, nie zaś żaden mityczny kapitalizm zielony czy kognitywny. Im szybciej lewica porzuci kolejne mamidła o zielonym kapitalizmie, tym lepiej dla planety i ludzi, choć nie wszystkich.
Znów wracają państwa
I w końcu lewica musi dążyć do powrotu państwa i planowania po to, by było możliwe skutecznie zarządzanie planetarnym kryzysem: zasobami, ochroną klimatu, likwidacją luki rozwojowej między centrum a globalnym Południem po to m.in., by ograniczyć fale migracyjne. Te zadania mogą być skutecznie podjęte tylko na poziomie globalnym. Bo tylko na tym poziomie można przezwyciężyć partykularyzmy i wypracować formułę funkcjonowania gospodarki według kryterium racjonalności planetarnej. To kryterium ograniczy dotąd królujące: dochody udziałowców i akcjonariuszy wielkich korporacji. Dlatego głównym hamulcowym transformacji kapitalizmu są amerykańskie korporacje i ich polityczne marionetki. Chiny podpowiadają jak mogłaby wyglądać symbioza prywatnego biznesu i państwa, kiedy działa ono w imię kryteriów racjonalności ogólnospołecznej. Takie państwo za pomocą rynkowych bodźców może sterować rozwojem gospodarczym, nie wpuszczać do systemu gospodarczego globalnego kapitału portfelowego. To jeszcze jeden powód, by jak najszybciej odsunąć od władzy zagubiony we współczesnym świecie POPiS.
Konkludując
strategia lewicy nakazuje stopniowo działać na rzecz powstania coraz bardziej unitarnego państwa europejskiego, z własnym obronnym arsenałem, pod demokratyczną kontrolą całego europejskiego demosu (w przeciwieństwie do KE). Państwa europejskie, w tym Polska, powinny preferować długoterminowe umowy w sprawie dostaw gazu, skoro ich energetyka przejściowo będzie oparta na elektrowniach gazowych jak niemiecka. I przede wszystkim bez zmiany charakteru amerykańskiego kapitalizmu droga do piekła na Ziemi jest szeroko otwarta. Dlatego nie tylko lewica, ale wszyscy przytomni, powinni razem dążyć do ograniczania amerykańskiego militaryzmu i wyścigu zbrojeń między mocarstwami. Tutaj lewicy najbliżej tylko do lewego skrzydła Demokratów, obecnie uosabianego przez Alexandrię Ocasio-Cortez. A także, licząc się ze zmierzchem amerykańskiej hegemonii, działać na rzecz wielocywilizacyjnej wspólnoty życia i pracy na planecie.