30 listopada 2024
trybunna-logo

Gastrowyzysk

PRAWA PRACOWNICZE. Pracownicy lokali gastronomicznych po raz kolejny upomnieli się o swoje prawa. W tej branży wyjątkowo często dochodzi do ich łamania.

W niedzielę, 22 stycznia, doszło do protestu pod jednym z modnych warszawskich lokali – „Miau Café” na Woli. Akcję zorganizowali byli pracownicy kawiarni. Twierdzą, iż większość z nich była zatrudniona „na czarno”, a tym samym była pozbawiona elementarnych praw pracowniczych. Z opowieści byłych pracowników wynika, że nie tylko nie byli objęci ochroną Kodeksu pracy, ale praktycznie nie mieli żadnych uprawnień. Nie mieli odprowadzanych składek od wynagrodzeń, co pozbawiało ich prawa do ubezpieczenia zdrowotnego, zatrudnienie nie wliczało się w staż potrzebny do wypracowania emerytury, nie mogli iść na zwolnienie lekarskie ani korzystać z urlopów. Nie obowiązywała ich również ochrona dopuszczalnego czasu pracy.

Wyzysk w gastronomii

Jak twierdzą działacze związków zawodowych, tego rodzaju sytuacje nie należą do rzadkości, zaś protest pod „Miau Café” jest jedną z wielu prób zwrócenia uwagi na problemy pracowników lokali gastronomicznych. Z ich informacji wynika, że zatrudnianie „na czarno” jest w tej branży niemal powszechne. Omijaniu prawa przez właścicieli sprzyja fakt, iż znaczną część zatrudnianych przez nich osób stanowią ludzie młodzi, najczęściej studenci, którzy pracę w gastronomii traktują jako zajęcie tymczasowe i często same godzą się na zatrudnianie ich z pominięciem przepisów Kodeksu pracy.
– Będziemy ich wspierać zarówno w akcjach protestacyjnych, jak i w działaniach prawnych, dopóki nie otrzymają tego, co im się należy – zapowiadają działacze Związku Syndykalistów Polski, którzy wspierają byłych pracowników tej kawiarni. Podobnie Międzyzakładowa Komisja Pracujących w Gastronomii OZZ IP.
– Zatrudnianie na czarno jest po prostu nielegalnie i niemoralne. Mamy nadzieję, że właścicielka lokalu bardzo szybko zrozumie swoją sytuację, zaprzestanie oczerniania swoich byłych pracownic i ureguluje wszystkie należności względem nich – mówią obrońcy praw pracowniczych.
– Solidaryzujemy się z pracowniczkami Miau Cafe i wszystkimi, których prawa pracownicze są łamane! To nie tylko sprawa byłych pracownic „Miau Café”, ale tysięcy ludzi, pozbawianych podstawowych praw. Czas przełamać zmowę milczenia! – piszą organizatorzy pikiety na Facebooku.
Dodają, że wspierana przez nich grupa pracowników, która zdecydowała się nagłośnić problem nagminnego nieprzestrzegania elementarnych praw pracowniczych w branży gastronomicznej, sama zrezygnowała z pracy w „Miau Café”. Byli pracownicy nie zamierzają jednak rezygnować z walki o prawa, jakie im się należały podczas pracy w tym lokalu. Związkowcy liczą, że organizowany wspólnie protest właśnie pod siedzibą kawiarni zwróci również uwagę jej potencjalnych klientów na to, że korzystają z usług ludzi nie korzystających z elementarnych praw pracowniczych.

Pracownicy się bronią

Nie ulega wątpliwości, że tego rodzaju protest może nadszarpnąć wizerunek tej prestiżowej warszawskiej kawiarni, a tym samym zmusić jej właścicielkę do spełnienia postulatów zgłoszonych przez jej byłych pracowników i zaprzestania łamania prawa wobec pozostałych osób, które zatrudnia. Byli pracownicy kawiarni domagają się przede wszystkim uznania istnienia stosunku pracy w okresie, kiedy byli zatrudnieni oraz wszelkich wynikających z tego jego konsekwencji prawnych. „Jako byłe pracownice kawiarni „Miau Café” oświadczamy, że wbrew naszej woli byłyśmy osobami zatrudnionymi nielegalnie, mimo że forma naszego zatrudnienia idealnie wpisywała się w kryteria posiadania umowy o pracę. Liczyłyśmy na to, że w związku z naszym ogromnym zaangażowaniem i wkładem pracy w poprawne funkcjonowanie kawiarni sytuacja ulegnie zmianie i w końcu otrzymamy odpowiednie umowy” – napisali byli pracownicy. Oczekują oni również od właścicielki lokalu, że ta zobowiąże się do legalnego zatrudniania pracowników.
Tymczasem właścicielka lokalu twierdzi, że zarzuty byłych pracowników są bezpodstawne. Broniąc się, oskarża ich o „naganny stosunek do powierzonych obowiązków, do mienia kawiarni, a nawet do klientów” – jak stwierdziła w swoim oświadczeniu.
Byli pracownicy lokalu odebrali owe oświadczenie jako kolejną groźbę ze strony właścicielki. Przypominają, że tuż po tym, jak odeszli z pracy właścicielka „Miau Café” miała im grozić za pośrednictwem sms-ów. Pracownicy nie przestraszyli się jednak tych gróźb i nie zrezygnowali z planowanej pikiety pod lokalem.

Kocia kawiarnia

„Miau Café” to otwarta niedawno na warszawskiej Woli kawiarnia o bardzo specyficznym charakterze. Jej cechą wyróżniającą jest to, że w lokalu mieszkają koty, które są główną atrakcją dla klientów. Goście lokalu mogą nie tylko wypić w nim kawę czy zamówić posiłek, ale również cieszyć się obecnością zwierzęcych towarzyszy.
Pomysł, by w publicznych lokalach „zatrudniać” koty pochodzi z Japonii, gdzie te zwierzęta cieszą się ogromną estymą. Japończycy już dawno temu docenili dobroczynny wypływ kotów na samopoczucie i zdrowie ludzi. Od tego czasu podobne lokale powstają również w Europie. Małe rozmruczane czworonogi nie tylko budzą sympatię gości, ale też przyciągają nowych klientów. Dzięki ich obecności kawiarnia staje się bardziej przytulna i sympatyczna, a możliwość zabawy z nimi działa odstresowująco na zabieganych gości. „Miau Café” jest pierwszą tego rodzaju kawiarnią w Warszawie.
W związku z tym, że w lokalu na stałe przebywają zwierzęta, organizatorzy protestu postanowili obwarować go szczególnymi warunkami. Na pikiecie obowiązywał zakaz używania trąbek, wuwuzeli oraz innych podobnych rzeczy.
– Wewnątrz są żywe stworzenia, kotki i nie chcemy, aby się stresowały – zastrzegli organizatorzy pikiety.

KOMENTARZ

Protest pracowników „Miau Café” nie jest pierwszym tego rodzaju wystąpieniem. Od dawna wiadomo, że pracownicy gastronomii są zatrudniani na specyficznych warunkach – niezwykle rzadko zdarza się, że mają oni stałe umowy o pracę. Najczęściej więc są zatrudniani na tzw. umowy śmieciowe bądź tymczasowe, a zdarza się, że po prostu „na gębę” – bez jakiejkolwiek umowy. W niektórych regionach kraju (zwłaszcza tych turystycznych) praca ma charakter sezonowy, dlatego ich właściciele bardzo chętnie korzystają z pracy uczniów i studentów. Jak wiadomo, młodzi ludzie w większości nie mają pojęcia o przysługujących im prawach pracowniczych, a prace w takich lokalach traktują jako zajęcie doraźne (praca wakacyjna). Nie można też zapominać, że w branży gastronomicznej praktycznie nie ma związków zawodowych, które edukowałyby pracowników na temat przysługujących im praw oraz wspomagały w walce o ich egzekwowanie. Poza tym większość lokali gastronomicznych to niewielkie firmy prywatne/rodzinne, zatrudniające tak niewielką liczbę pracowników, że obowiązujące obecnie prawo po prostu nie daje im możliwości założenia komisji zakładowej.
Na tle ogólnej sytuacji warto jednak zwrócić uwagę, że do łamania praw pracowniczych dochodzi dość często w lokalach, których właściciele deklarują swoją troskę o przestrzeganie praczłowieka, zwierząt i środowiska naturalnego. Owa deklarowana wrażliwość na tego rodzaju problemy społeczne – co ma być jednym z wyróżników prowadzonych przez nich biznesów – jakoś jednocześnie nie przeszkadza im nie dostrzegać, czy wręcz omijać inny bardzo ważny aspekt życia społecznego, jakim są cywilizowane warunki zatrudniania pracowników. Wręcz przeciwnie. Bardzo chętnie wykorzystują oni brak wiedzy i świadomości najczęściej młodych ludzi, bądź wręcz ich desperacji w znalezieniu jakiegokolwiek źródła utrzymania. W wielu przypadkach dochodzi wręcz do ewidentnego łamania obowiązującego prawa, co jest tym łatwiejsze, że niezwykle niskie uzwiązkowienie w tej branży nie pozwala pracownikom na skuteczną walkę o swoje prawa. Do ujawnienia przypadków łamania praw pracowniczych w gastronomii dochodzi niezwykle rzadko, zwykle rzadko, dopiero wówczas, gdy sprawy staną „na ostrzu noża”, a więc dochodzi do ostrego konfliktu między pracownikami a nieuczciwym pracodawcą.

Poprzedni

Ordynat Kaczyński

Następny

Naomi Klein o Obamie