Beata pełniąca tymczasowo obowiązki premiera była łaskawa wygłosić w sejmie bardzo koncyliacyjne przemówienie. Używając tonu i głosu będącego miksem płaczu z wczesnym Gomułką poinformowała tępy Naród, że dobra zmiana jest dobra.
Przypomniała, że Polska w Unii, to prawa i obowiązki. Obowiązki Unii i prawa Polski. Że polskie sprawy sprzedawczycy i donosiciele powinni prać w polskim domu, a nie latać na skargę. Że tymczasowo pełniąca obowiązki pani Becia chciałaby porozumienia i kompromisu, ale wyciągnięta ręka pańska jest gryziona przez wściekłą opozycję. Zabrakło walenia butem w mównicę i słów o obcinaniu ręki wyciągniętej po dobra zmianę.
Prezes nawet bił brawo i mlaskał rękę. I tyle sukcesów. To przemówienie było jak wypowiedzenie wojny społeczeństwu. Była w nim pogarda dla wyników wyborów, bo PiS nie został wybrany jednogłośnie przez naród, była arogancja i groźba. Mówi się, że jak wyciągasz broń, to musisz być gotów do naciśnięcia spustu. Broń została wyciągnięta, pani Beata nawet nią pomachała i co?
Nie sądzę, by ekipa rządząca była gotowa do konfrontacji ze społeczeństwem. Po co więc było wyciągać broń?
Histeryczna reakcja pokazuje, że nie ma żadnego wielkiego planu przygotowanego przez wielkiego Demiurga. Często słyszy się, że Kaczyński wszystko sobie przygotował i realizuje precyzyjnie obmyślony w szczegółach plan. Jeśli jest jakiś plan, to przygotowany przez Gang Olsena. Plan przygotowany przez bandę nieudaczników, którzy korzystając z dorwania się do władzy gotowi są psuć wszystko, co znajduje się w zasięgu ich działania. Tacy ludzie nie przygotowują precyzyjnych planów, nie tworzą alternatywnych planów „B” na wypadek komplikacji. Plan był taki, że uda się sparaliżować Trybunał i dalej już będzie łatwo. Nikt nie przewidział protestów KOD-u i innych grup społecznych, nikt nie przewidział bardzo zdecydowanej reakcji cywilizowanego świata. Społeczeństwa Trybunał miał nie obchodzić, Unia miała reagować niemrawo jak w wypadku Węgier, a Stany Zjednoczone miały być za daleko, zajęte swoją kampanią prezydencką. Jakiż to plan, jeśli od dwóch tygodni PiS i jego wyznawcy nie realizują niczego. Zepchnięci kompletnie do defensywy zajmują się reagowaniem na kolejne działania zewnętrzne.
Kuriozalny audyt przygotowany na kolanie był reakcją na udany wspólny marsz opozycji. Marsz się udał, audyt był przeciw skuteczny. Tylko najbardziej wierni wyznawcy mogli wziąć go za dobrą monetę, pozostali w najlepszym wypadku byli zdziwieni.
Reakcją na mocne porównanie Billa Clintona było chamskie wysłanie go do lekarza przez naszego zdrowego psychicznie Prezesa Polski. Takiej wymiany uprzejmości między naszymi zaprzyjaźnionymi krajami nie było chyba nigdy w historii. A warto pamiętać, że polityka pro amerykańska była wręcz histerycznie eksponowana przez obóz prawicy od wielu lat w kontrze do polityki pro europejskiej. Na wszelki wypadek, gdyby nasza deklaracja przyjaźni nie przebiła się do Amerykanów za pierwszym razem, minister Morawiecki wygłosił złotą myśl, że wybór między Clinton a Trumpem, to „wybór miedzy dżumą a cholerą”.
Czyli na wszelki wypadek obraziliśmy dwóch kandydatów na urząd Prezydenta USA. Trzeciego nie ma, któreś z obrażonych będzie najważniejszym człowiekiem na świecie i prezydentem naszego największego militarnego sojusznika. Swoją drogą dżuma, czy cholera i tak wydają się lepsze niż wybranie krwawej dyzenterii…
Panibeatowe stand up comedy w Sejmie, to oczywiście niemądra emocjonalna reakcja na twarde ultimatum Komisji Europejskiej i koniec grania na czas. Ten rząd wraz z tragicznie urzędującym Prezydentem nie takie rzeczy potrafił załatwić między zmrokiem a świtem. Czasu jest aż nadto, nawet, jeśli musiałyby ucierpieć trochę relacje z „Eweliną wazeliną”, czy z Sebą, co „sra do chleba”. Zamiast tego jest obrona przez atak, przypominająca najbardziej furię rannego zwierzęcia.
Nie ma w tym żadnego planu. Jest upór prezesa, wiernopoddańczość urzędników wobec prezesa i nadzieja, że jakoś da się tę Unię ograć, oszukać, wmówić im, że już prawie jest kompromis, bo się Kamysz pojawił na spotkaniu i rozmawiali.
Nie ma planu, czas się kończy. Trzeba będzie coś zrobić z tą wyciągniętą spluwą.