16 listopada 2024
trybunna-logo

Dzień gniewu kobiet

Takiej demonstracji Warszawa nie widziała od czasu Polskiego Października 1956 r. A przecież demonstrowano 31 października nie tylko w stolicy.

100 tysięcy w Warszawie, tyleż we Wrocławiu, wielotysięczne pochody w innych dużych miastach, a także w mniejszych, w których po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat zanotowano protesty tak liczebne. Kobiety wysłały rządowi jasny sygnał – nie ustąpimy, musicie się z nami liczyć.

Piątek 30 października miał być decydującym starciem – dniem, w którym miało się okazać, czy fala gniewu może wznieść się jeszcze wyżej. Rząd robił wszystko, by złamać morale protestujących. Jarosław Kaczyński w telewizyjnym przemówieniu wezwał swoich zwolenników do ulicznej konfrontacji. Prokurator krajowy Bogdan Święczkowski powtarzał, że organizatorkom protestów grozi nawet do 8 lat więzienia. TVP puszczała fake newsy o nadjeżdżającej niemieckiej antifie, niszczeniu kościołów, chmurze wirusów unoszącej się nad demonstracją czy nawet kanibalistycznych (!) zamiarach uczestników protestów.

I wszystko to na nic. Centra polskich miast zostały sparaliżowane przez ciągnące się kilometrami kolumny protestacyjne. W Warszawie celem był dom prezesa Kaczyńskiego na Żoliborzu, gdzie demonstranci dotarli w ramach różnych marszy. Każdy z nich liczył ponad 30 tysięcy osób. W całym mieście przed, podczas i po demonstracji rozlegały się spontaniczne okrzyki „jebać PiS”, „trzeba było nas nie wkurwiać”, „Norymberga dla Kaczora” czy „myślę, czuję, decyduję”. Mimo że sprawa jest poważna – w końcu mamy do czynienia z zamachem na wolność podstawową – prawo do decydowania o własnym ciele, na proteście panowała fiesta – tańce, śpiewy, zagadywanie nieznajomych osób, wspólne wymyślanie przyśpiewek, których głównymi bohaterami byli dygnitarze władzy – Kaczyński, Ziobro, Czarnek czy Morawiecki. Mocne słowa padały również w kierunku ideologicznych sojuszników – fanatyków z Ordo Iuris, Kai Godek, Krzysztofa Bosaka czy nacjonalistów, bezlitośnie obśmiewanych.

Nie zabrakło też socjalnych akcentów: socjalistki i związkowcy wystawili w marszu swoją kolumnę z czerwonymi sztandarami.

Nacjonaliści i kibole, pochowani w bramach, nie tak liczni, jak zapowiadano (w mediach społecznościowych odgrażali się, że będzie ich 10 tysięcy), przeżywali w piątek trudne chwile. Wprawdzie w kilku miastach udało im się pobić kilka kobiet, jednak najbardziej wymowną ilustracją ich bezradności była scena z Ronda de Gaulle’a w Warszawie, gdzie grupa ekstremistów próbowała zaatakować marsz, jednak napotkawszy na opór kobiet i antyfaszystów, uciekali w popłochu.

Agresywni mężczyźni rzucali gdzieniegdzie w tłum racami, jednym z poszkodowanych był działacz społeczny Jan Śpiewak, a także poseł Koalicji Obywatelskiej, były szef MSWiA, Bartłomiej Sienkiewicz, który dostał gazem w twarz, kiedy próbował przeciwstawić się bandytom.

– Właśnie zostałem potraktowany gazem przy próbie interwencji poselskiej – grupa faszystów zaatakowała ludzi przy próbie oddzielenia faszystów oberwałem (…) Podobno pokazała się informacja że dostałem gazem od policjantów. Stanowczo dementuję. Zostałem zaatakowany przez bojówki Kaczyńskiego, zwykłych nazioli kiedy im zastąpiłem drogę przy ich ataku” – napisał polityk na Twitterze.

Warszawska policja zatrzymała 37 osób. 35 z nich to członkowie kibolskich bojówek, jak wynika z oficjalnych informacji komendy. – Przy zatrzymanych policjanci zabezpieczyli różnego rodzaju pałki, w tym teleskopowe, gazy obezwładniające, dużo wyrobów pirotechnicznych. Zdecydowane działania pododdziałów prewencji i policjantów po cywilnemu pozwoliły na skuteczne zapewnienie bezpieczeństwa w centrum miasta”– czytamy w oficjalnym komunikacie.

Poprzedni

Ta władza nie chce mediacji

Następny

Niegodziwość najwyższej próby

Zostaw komentarz