21 listopada 2024
trybunna-logo

Dwa stulecia niepokoju

Od kogo uczy się prosie, jak chrząkać? Gruzińska mądrość ludowa głosi, że od rodziców. Raport „Dekada niepokoju. Szoki makroekonomiczne i trendy rozwojowe do 2030 roku” Dariusza Standerskiego ma ukierunkowywać działania parlamentarnej lewicy. Rekomenduje go na forum publicznym w Krynicy i na łamach Dziennika Trybuna przewodniczący klubu Lewicy K. Gawkowski (nr 181-182, 2022). Lewica pokazuje gotowość do działania, ale czy również do myślenia? Niepokój o to wywołuje lektura raportu.

Standerski obrał sobie za patrona współtwórcę tzw. nowej ekonomii instytucjonalnej Douglassa Northa. Trafnie określa on teoretyczną i ideologiczną kondycję parlamentarnej lewicy, jej obecnych i poprzednich przywódców, oraz zaplecza analitycznego. To co najwyżej socjalliberalizm. Lektura tego raportu pozwala zrozumieć ruch kadrowy między formacjami nowej, a właściwie nowoczesnej, lewicy a nadwiślańskimi liberałami PO. Zmierza w tym kierunku piątka świeżo narodzonych socjalistów. Wcześniej uczynili to prominentni działacze lewicy, z przewodniczącym włącznie. Także starzy-nowi lewicowcy jeszcze z PZPRowskim rodowodem nie musieli długo stać na wycieraczce do salonu III RP. To lewica, której struny głosowe nie są w stanie wyemitować słów kapitalizm i wyzysk. Kiedyś publicznie zapytałem ówczesną działaczkę jednej z formacji lewicowych, obecnie wizytową twarz postępowych konserwatystów PO, co to za lewica, która wstydzi się tych słów. Wkrótce się okazało, że liczą się nie słowa, lecz czyny, a jeszcze bardziej ich brak. Za możliwość obcowania z gronem łasuchów systemu, schowali głęboko sztandary, przysięgając w duchu: nie tylko nie będziemy robić rewolucji, ale nawet ogłupimy i bezkrwawo spacyfikujemy na ołtarzu mamony ten ciemny lud, udając jego obrońców.

W raporcie czytamy, że „nie będzie stabilnego i szybkiego wzrostu gospodarczego w pogarszającym się klimacie i słabych instytucjach” . Ten wzrost będzie zależał od wdrożenia nowych technologii cyfrowych. Szczęśliwy kraj jak USA, który ma takie korporacje i… państwo, pilnujące korzystnego dla nich ładu instytucjonalnego. Ale nie tylko to. Front nowej walki klasowej to przede wszystkim walka z fake newsami i mową nienawiści. To broń populistów i demagogów, którzy wzmacniają tytułowy niepokój. Trzeba autorowi raportu oddać sprawiedliwość, że dostrzega główne źródło tego niepokoju. Jest nim wzrost poziomu nierówności. Jednak główne tło procesów czekających ludzkość to katastrofa klimatyczna i klęski żywiołowe, w tym epidemie. Ludzkość według autora, jakżeby inaczej, to „konsumenci, inwestorzy i wyborcy”. Ci ostatni „w środowisku z niepewnością i wysokimi nierównościami są bardziej podatni na fake newsy, kampanie dezinformacyjne i demagogię”. Jako żywo, autor raportu wypunktowuje rozległe skutki kapitalizmu, jaki znamy od dwóch stuleci. Ile trzeba włożyć wysiłku umysłowego, żeby wśród drzew nie dostrzec lasu – to wiedzą tylko autor raportu i jego patron.

Antropocen czy kapitałocen?

W lewicowej perspektywie są trzy rodzaje ekonomistów: katedralni, bankowi i uprawiający refleksję tradycyjnie zwaną ekonomią polityczną. Ekonomiści katedralni odznaczani przez szwedzkich bankierów tzw. ekonomicznym noblem to drewniane pajacyki (A. Schopenhauer), to klasa akademickich sług legitymizujących System. Ich reprezentantem może być przywołany jako duchowy patron raportu Douglass North. W tej perspektywie teoretycznej kapitalizm odniósł historyczny sukces dzięki instytucjom, kontroli parlamentu nad królem, prawom własności, państwu prawa itd. Pomińmy zatem w jego dziejach grodzenia (enclosure), tanią pracę, tanie surowce, tanią ziemię ludów kolonizowanych, późnowiktoriański holokaust, czyli 30 mln Indusów zmarłych w wyniku reform angielskich kolonizatorów. Pomińmy więc imperializm, przemoc państwowo-instytucjonalną, eksploatację peryferii i przyrody?

Z kolei bankowi ekonomiści to główny trzon tzw. klasy średniej, a właściwie elity polskich kompradorów. To kilkunastoprocentowa klasa menedżerska, która obsługuje zagraniczny kapitał: menadżerowie polskich filii międzynarodowych korporacji, influencerzy i kreatorzy „digital marketing”, operatorzy i dilerzy machiny kapitału portfelowego. Znajdujemy tu też prawników, jak pisze trafnie krakowski filozof i publicysta Jarosław Dobrzański, „dostosowujących dzikie reguły kultu cargo tubylców do wyrafinowanych reguł importowanych z centrali systemu”. Pozwolili na deindustrializację gospodarki, otworzyli rynek wewnętrzny dla nadwyżek produkcyjnych swoich patronów. I przede wszystkim zadbali o tanią i sformatowaną siłę roboczą, pozbawioną należytej ochrony ze strony instytucji, które chroniły pracowników w ich własnych krajach. Zdegradowali związki zawodowe, przeciwdziałając ich powstawaniu w przedsiębiorstwach lub ograniczając wpływ na stosunki pracy, a także skutecznie blokowali rolę instytucji państwa w tym zakresie, tzn. w sferze nadzorczej i regulacyjnej wobec zagranicznego biznesu. Nowa i nowoczesna lewica walczy o ich głosy z nadwiślańskimi liberałami. Większych szans nie ma, bo nie zmyje usłużnością piętna komunizmu i ucisku przedsiębiorczości.

Ekonomiści polityczni łączyli wiedzę o mechanizmach funkcjonowania gospodarki z próbą ich korekty, przebudowy w interesie klas zdominowanych, podporządkowanych, eksploatowanych. Najpierw ekonomiści klasyczni jak A. Smith torowali drogę burżuazji. Kolejni badali społeczeństwo, by je zreformować: K. Marks, R. Luksemburg, S. Amin, M. Husson, J. B. Foster, J. Varoufakis, do pewnego stopnia Th. Piketty, w Polsce M. Kalecki, G. Kołodko czy W. Szymański (nie pojawiają się w raporcie). W obecnych realiach polskiego peryferyjnego kapitalizmu przedmiotem ich analiz teoretycznych i praktycznych wniosków byłby prekariat lub gorzej, masa upadłościowa po komunie, którą politycznie zaktywizował PiS. Ekonomiści polityczni wskazują, że to właśnie zglobalizowany kapitalizm stworzył pole dla aktywności narodowej prawicy. Walka z fake newsami to zatem walka z kapitalizmem bezosmenów, wyciskających rentę z platform cyfrowych i darmowej pracy facezboków w mediach społecznościowych. Do tego szeregu powinien dołączyć autor raportu, gdyby chciał wypełniać rolę lewicowego intelektualisty, a nie adaptatora klas pracowniczych do Systemu, którym rządzi logika zysku – eksploatacja pracy, przyrody i życia ludzkiego.

Jakich instytucji nam potrzeba

A teraz krótki test lewicowości na poziomie globalnym, europejskim i krajowym, zgodnie ze strukturą raportu. Na poziomie globalnym mamy nie dekadę niepokoju, lecz dwa stulecia narastającego kryzysu kapitalizmu. Kapitalista musi wciąż swój kapitał inwestować, jeśli chce go pomnożyć. W tym celu zużywa minerały i energię. Ponadto musi ogromne zbiorowisko towarów znów przekształcić w pieniądz. Warunkiem rentowności jest bezrobocie, oszczędzanie na płacach, inflacja. Stąd strukturalne kryzysy: wielka depresja lat 80. XIX w.; wielki kryzys lat 30. XX w., kryzys finansowy 2007/8. Końca nie widać. Swój historyczny sukces kapitalizm zawdzięcza taniej energii węglowodorów. Lansowana ostatnio wizja zielonego kapitalizmu, transformacji energetycznej przesuwa tylko w inne miejsce planety barierę ekologiczną. Nie będzie wzrostu, tak bliskiego autorowi raportu, nie będzie kapitalizmu jaki znamy. Czas wprowadzić do lewicowej agendy kwestię postkapitalizmu i potrzebnego do tego nowego globalnego ładu instytucjonalnego. Nie wzrost, lecz umiarkowany dostatek dla wszystkich. Do tego potrzebne są inne instytucje niż global governance wielostronnych organizacji jednostronnych jak MFW, WTO, OECD kierowanych z tylnego siedzenia przez umyślnych Wuja Sama.

Inny niż nadwiślańskich liberałów musi być stosunek lewicy do UE. To dialektyka zerwania/rozszerzania: zerwania z euro-neo-ordoliberalizmem, poszerzania zaś o funkcje socjalne, sprzężone przecież z fiskalnymi. To wymaga radykalnej przebudowy instytucji UE, o wiele głębszej niż przewiduje raport, a bliski temu, co postuluje ruch DiEM25.

Walka z facebucem

Lewica dla zachowania historycznej tożsamości nie może się wypierać dorobku Polski Ludowej. Wraz z przyśpieszoną industrializacją kraju lat 50/60 ubiegłego wieku dokonało się przejście od gospodarki rolniczej II RP do gospodarki rynkowej. Produkcja rolna w II RP miała charakter naturalny. Rolnik kupował na rynku naftę, gwoździe i sól. W skrócie, w wyniku planowej industrializacji 15 mln mieszkańców kurnych chat przeniosło się do miast, do pracy w przemyśle. Powstały dochody pieniężne, popyt konsumpcyjny, obroty towarowe w formie pieniężnej. Kropka. Urzędowy kult wyklętych to żałosne pienie głupiego antykomunizmu postsolidarnościowego obozu. W Polsce pogoń za czołówką cywilizacji rolniczej, potem przemysłowej, trwa od tysiąclecia. Tego problemu millenium nie rozwiązali ani nadwiślańscy liberałowie Augiasza Balcerowicza, ani pisowskie przekopy, Luxtorpedy, grafeny, teraz polski wodór. Reindustrializacja w warunkach III rewolucji przemysłowej to wyzwanie dla całego społeczeństwa, zwłaszcza młodego pokolenia facebuców (copyright by J. Dobrzański). Stało się ono współczesnym wcieleniem pańszczyźnianego chłopstwa. Teraz panem jest prezes korporacji czy publicznej spółki. Nowy pan łaskawie daje kaskę na siłkę, a nawet na przeprowadzkę do centralnego folwarku, gdzie kretyn z żoną kretynką pracują w „kreatywnym” zawodzie, czyli przy ogłupianiu innych za pomocą „digital marketing”. Gdy dobiją do 40-ki lub gdy zdezaktualizują się ich „oprogramowania” wgrane w mózgi, dobry pan się ich pozbędzie. Przydatniejsze okaże się kolejne pokolenie chłonnych jak gąbka zewnątrzsterownych biorobotów. Przygotowały ich dla rynku lekcje przedsiębiorczości i netflixy – HiTy naszych czasów. Być może, dopiero symbioza z niemieckim kolosem przemysłowym pomogłaby rozwiązać ten polski problem millenium. Na pewno łatwiej to przyjdzie lewicy, która jest oswojona z planowaniem i interwencjonizmem.

Poprzedni

Uchodźstwo jest następstwem wojny

Następny

To szaleństwo ma imię

Zostaw komentarz