22 listopada 2024
trybunna-logo

Drugi, demokratyczny próg

„Diabeł zbiera żniwo” – pisze OKO.press o filmie Tomasza Sekielskiego o pedofilii w Kościele, mocniejszym niż „Kler”. Czy z tej mąki będzie chleb?

Nigdy wcześniej w polskich mediach, nawet w najgorszym okresie PRL-u, gdy prowadzono rzeczywiście walkę z Kościołem i podejmowano aktywne próby ateizacji społeczeństwa, nie ukazywało się tak wiele bardzo krytycznych materiałów o polskim Kościele katolickim, o jego hierarchach i szeregowych księżach, o wątpliwych poczynaniach tej instytucji i konieczności zasadniczego ograniczenia tak jej pozareligijnej roli, jak też udziału w konsumpcji państwowej kasy.
Czytam tytuły artykułów
w prasie i Internecie: Premiera filmu o pedofilii w Kościele, Pedofilia, tylko nie mów nikomu, Kościół nas zastrasza, Jeżdżewski był zbyt łagodny, Kościół pod rękę z polityką, Ujawniać, nie przemilczać, Nie chcemy płaci za lekcje religii, Kto tu naprawdę profanuje symbole wiary, Franciszek: za tuszowanie pedofilii biskupi mogą stracić posadę, a ofiary nie muszą składać przysięgi milczenia, W Gdańsku odwołano pokaz filmu Tomasza Sekielskiego. Jeszcze ostatnio wydana książka „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie” Frédérica Martela, przy której „Urząd” i „Spiżowa brama” Tadeusza Brezy , ostro przez nasz Kościół w swoim czasie potępiane, wydają się lekturą dla pierwszoklasistów. I nadto spadające z pomników postacie molestujące dzieci: najpierw kapelana „Solidarności”, teraz kapelana prezydenta Wałęsy oraz kustosza bazyliki w Licheniu. Wiele innych przykładów wraz z aroganckim stosunkiem bądź zmową milczenia zdecydowanej większości hierarchów, albo z ich wykrętnymi próbami odpowiedzi na stawiane zarzuty.
Zapoczątkowana przez Marcina Lutra
w roku 1517 reformacja, była ruchem religijno-polityczno-społecznym, zrodzonym z wielu nadużyć i nierozwiązanych problemów ówczesnego Kościoła do których m. in. należały: „rozluźnienie dyscypliny kościelnej, symonia, powszechna ignorancja duchowieństwa, liczne przywileje stanu duchownego i Kościoła, wielorakie i często szkodliwe obciążenia na rzecz duchowieństwa i Kościoła etc.” (Wikipedia). Ówczesny Kościół nie okazał się zdolny do samoodnowy, a reformacja zawierająca jego krytykę i program naprawy, po uzyskaniu poparcia, nie tylko elit społecznych i politycznych szeregu krajów, zapoczątkowała wielki kryzys, serie wojen religijnych oraz trwały podział w zachodnioeuropejskim katolicyzmie. Badacze historii do dziś się spierają, czy te konflikty militarne zostały wywołane jedynie przez kwestie sporne dotyczące religii oraz postępowanie zwierzchności kościelnej, czy też tylko kamuflowały rzeczywiste cele i dążenia ekonomiczne, polityczne bądź społeczne. W tym kierunku szły rozważania Fryderyka Engelsa na temat wojny chłopskiej w Niemczech, którą nazywał niemiecką rewolucją 1525 roku i podkreślał „że religijno-polityczne kwestie sporne owej epoki są odbiciem rozgrywających się równocześnie walk klasowych”.
Przywołane karty historii,
w licznych fragmentach tak bliskie stanowi naszego obecnego Kościoła, nie stanowią oczywiście prognozy jego losów, acz niczego, w tej skomplikowanej materii, wykluczyć nie można. Jeżeli w średniowieczu odpowiedzią na zło panujące w kościelnej instytucji było powstanie co najmniej trzech nowych odłamów chrześcijaństwa, to obecnie, poza poszukiwaniami innych wyznań czy sekt, reakcją może być odejście od Kościoła, od wiary w różnych kierunkach. Oczywiście błędy i grzechy tak polskiego Kościoła, jak i jego różnych funkcjonariuszy były i wcześniej znane, dostrzegane, a nawet czasem, w ograniczonej formie, publicznie opisywane.
Cóż więc się wydarzyło,
że aktualny dyskurs o naszym Kościele odbiega w zasadniczy sposób od wszystkich wcześniejszych na ten temat dysput. Nabrał bowiem niespotykanych rozmiarów i częstotliwości, okazał się otwarty, odważny, pozbawiony poprzednich zastrzeżeń i niedomówień, stał się trwałym tematem różnych publikacji, któremu towarzyszy nadto publiczna działalność, wyrażająca się m. in. w takich akcjach jak Baby Shoes Remember.
Pierwszy demokratyczny próg
został przekroczony w Polsce wraz z dokonującą się transformacją ustrojową, której integralną częścią było stworzenie warunków dla realizacji wolności, rozumianej przede wszystkim jako niezbywalne prawo obywatelskie, co znalazło później odbicie w Art. 31 Konstytucji. W konsekwencji nastąpiła m. in. likwidacja cenzury, jako instrumentu ograniczającego wolność słowa, powstały warunki do swobodnego organizowania się obywateli, także do nieskrepowanej manifestacji poglądów, również podczas wolnych, wyborów parlamentarnych i samorządowych. Wydawało się, że wraz z wcześniejszą jeszcze, bo już za premierostwa Mieczysława Rakowskiego, Ustawą o wolności gospodarczej, oraz uchwaloną i w ogólnopolskim referendum zatwierdzoną Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, powstały trwałe fundamenty demokracji w naszym kraju. To przekonanie okazało się ułudne w warunkach odrodzonego ustroju kapitalistycznego, niosącego w swojej istocie także pogłębiające się nierówności społeczne, połączonych z liberalną doktryną ekonomiczną, nadto z praktyką polityczną preferującą określone idee, instytucje i grupy obywateli. Dopełniły ten obraz stronnicze decyzje, naruszające równość obywatelską na jej wielu polach, a kielich goryczy przelał się wraz z tzw. reformą wymiaru sprawiedliwości podjętą przez Prawo i Sprawiedliwość.
Hierarchiczny polski Kościół,
ale również duchowni na niższych stanowiskach, umocnieni autorytetem papieża, a później świętego Jana Pawła II oraz licznymi aktami zadośćuczynienia za okres komunizmu, wynoszeni często, przez kolejne rządy III RP i liczne środowiska społeczne, ponad instytucje państwa, w błogim spokoju konsumowali swoją, jak się im wydawało, niezachwianą pozycję społeczno-polityczno-ekonomiczną. Lekceważąc pojawiające się publicznie krytyczne sygnały, także płynące z samego Kościoła, odsuwając w niepamięć znane dobrze negatywne wydarzenia i zjawiska, nie dostrzegając zmian nadchodzących wraz z nowym papieskim pontyfikatem i procesami dziejącymi się w innych kościołach rzymsko-katolickich, popadli w samozadowolenie pozbawiając się możliwości, podobnie jak kilka wieków temu, samoodnowy.
Wpisują się w taki stan samoświadomości słowa metropolity gdańskiego abp Sławoja Leszka Głódzia z homilii podczas uroczystości św. Stanisława w Krakowie, o tym, że obecnie w Polsce rozbrzmiewa wobec Boga słowo nie. Wierni – podkreślił – są zobowiązani wyrazić wobec takich poczynań „współczesne non possumus”. To nota bene ulubiony i wielokrotnie wcześniej wykorzystywany chwyt polemiczny, w którym krytykę instytucji ziemskiej, jaką jest Kościół, utożsamia się z atakiem na Boga, a wszystkich inaczej myślących z wrogami Chrystusa i chrześcijaństwa.
Na tym tle do nadzwyczajnego wyjątku należą ostatnio wypowiedziane słowa abp Wojciecha Polaka, prymasa i pełniącego funkcję delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży: „Jestem głęboko poruszony tym, co zobaczyłem w filmie Pana Tomasza Sekielskiego. Ogromne cierpienie osób skrzywdzonych budzi ból i wstyd. W tym momencie przed oczami mam także dramat osób pokrzywdzonych, z którymi spotkałem się osobiście. Dziękuję wszystkim, którzy mają odwagę opowiedzieć o swoim cierpieniu. Przepraszam za każdą ranę zadaną przez ludzi Kościoła.”
Przywołując słowa Ewangelii wg. św. Mateusza „Poznacie ich po ich owocach”, w powszechnym społecznym żądaniu nastąpić wreszcie muszą czyny: nie ukrywanie przestępstw i ich sprawców, których należy oddać pod sąd, wydalania ze stanu kapłańskiego i wytworzenie klimatu potępienia czynów pedofilskich w c a ł y m, bez wyjątku, stanie kapłańskim polskiego Kościoła.
Warto także przytoczyć fragment wypowiedzi Jana Turnau „Wara od Kościoła, od dzieci wara” („GW”, 11-12.05.2019), a propos najścia policji bladym świtem do domu Elżbiety Podleśnej, która na ikonie jasnogórskiej namalowała tęczę: „Podpisałem się pod zbiorowym listem do Episkopatu katolików podobnie jak ja myślących, gdzieśmy takich pomysłów malarskich bronili, a przed dalszym upaństwawianiem naszej religii przestrzegali. A LGBT trzeba bronić, może także sugerując malarsko, że to też Boże dzieci, nie diabelskie.”
Drugi demokratyczny próg
został przekroczony poprzez liczne, w przestrzeni publicznej, manifestacje: czarnych parasolek, i w obronie konstytucji, ruchów obywatelskich i marszów równości. Również przez płynącą, coraz szerszym strumieniem, z różnych stron krytykę realizowanej w III RP demokracji, jak też równości obywateli. W naturalny sposób musiał się ten protest przelać także na ostrą krytykę grzechów naszego Kościoła, jego uprzywilejowanej pozycji, a także aktywnej współpracę części duchowieństwa z rządzącym PiS. I również dlatego, że pomimo licznych doświadczeń z okresu PRL-u, po roku 1989 nigdy nie stanął Kościół w obronie ekonomicznie wykluczonych i prawnie pokrzywdzonych, także w obronie Konstytucji gwarantującej warunki dla jego duszpasterskiej misji.
Reprymenda pod adresem polskiego Kościoła stanowi także negatywną ocenę szeregu zjawisk i praktyki minionych lat wolności i równości, stanowiąc trwałe dążenie do społeczeństwa obywatelskiego, w którym prawo stanowi jego gwarancję i podstawę. Walka o rzeczywistą demokrację i równość w naszym kraju przejawia się więc także w surowej ocenie wielu duchownych i samego Kościoła.
Być może szatan
z radością macha ogonem na wieść o licznych grzechach duchownych i Kościoła. Przykłady pedofilii oraz skrywane, częste praktyki gejowskie, przez liczącą się w kraju grupę społeczną nie akceptowane, w świetle pouczeń i zakazów Kościoła na temat praktyki życia seksualnego, wywołują daleko idący dysonans moralny.
Z poważnych problemów Kościoła nie może radować się polska lewica, nie tylko dlatego, że jej liczącą się część stanowią głęboko wierzący. Przede wszystkim z powodu szacunku dla światopoglądowych wyborów, należących do podstawowych wolności obywatelskich. Zadowolenie przynieść mogą, nie tylko zresztą lewicy, dopiero takie prawne rozwiązania, które w praktyce zapewnią faktyczny rozdział Kościoła od państwa.

Poprzedni

W rodzinie socjalistów

Następny

Na ostrzu noża

Zostaw komentarz