Historia jest istotna o tyle o ile wyciągamy z niej wnioski na przyszłość. Czyli zwykle nie jest istotna wcale. Oficjalne obchody od(u)zyskania państwowości zaczynają się i kończą mszami a ich bohaterami są zwykle narodowcy. Ateista Dmowski, chichotałby zza grobu, gdyby mógł.
Zwłaszcza, że 11 listopada 2018 roku nie zdarzyło się nic, po za symbolicznym końcem I wojny Światowej. Polskie państwo powstałoby, nawet gdyby Rada Regencyjna zapiłaby się na śmierć, a pociąg z Piłsudskim nigdy by nie wyjechał z Magdeburga.
Dzisiejsza narracja historyczna przekracza jednak zwykłą fantazję. Ojcami niepodległości nazywani są, będący z dala od wydarzeń z października i listopada 1918 – Dmowski, Paderewski i Piłsudski. Choć trzeba przyznać, że Paderewski przynajmniej spełnił rolę zapalnika przy wybuchu powstania Wielkopolskiego.
Wszędzie na ziemiach polskich, o niepodległość walczyli ludowcy, socjaliści, socjaldemokraci nawet komuniści. Niepodległość zawdzięczamy też rewolucyjnym wystąpieniom w Rosji i Niemczech i rozpadowi cesarstwa Austro-Węgier.
W Krakowie już od października 1918 działała Polska Komisja Likwidacyjna, oparta głównie o polityków Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska Cieszyńskiego oraz Ludowców Wincentego Witosa. To jego powołano 28 października na przewodniczącego prezydium PKL z Daszyńskim oraz endekiem Skarbkiem jako zastępcami. A już 30 października Kraków był wolny dzięki szybkiej akcji konspiratorów Antoniego Stawarza. Wykorzystał proklamację powstania niepodległej Czechosłowacji i sprawnie rozbroił krakowski garnizon. Za to Czechom powinniśmy być wdzięczni, choć stosunki polsko-czeskie zawsze były takie bardziej facebookowe. Czyli skomplikowane.
Warto jeszcze pamiętać o chłopskich zrywach patriotycznych oraz Rzeczpospolitej Tarnobrzeskiej i Pińczowskiej.
Losy Antoniego Stawarza były interesujące. Pozostał w polskiej armii, walczył w wojnie Polsko-Sowieckiej. W czasie zamachu majowego opowiedział się po stronie rządowej za co potem został karnie przeniesiony a potem zwolniony z wojska. Pracę znalazł w krakowskim magistracie. W czasie wojny włączył się aktywnie w konspirację a po wojnie pracował w firmie ubezpieczeniowej. Zmarł w roku 1950 i został pochowany został na cmentarzu Rakowickim.
Może dlatego senatorzy po śmierci Komendanta wymyślili nowe święto na jego cześć, upamiętniające paktowanie z zaborcami i nic nie znaczącą umowę między Komendantem oraz Księciem (Lubomirskim), Panem (Ostrowskim) i Plebanem (Kakowskim). Tymczasowy Rząd Republiki Polskiej, powołany już 7 listopada 1918 r. w Lublinie, wezwał Radę Regencyjną do rozwiązania się. Tym bardziej, że na nic już nie miała wpływu, nikt jej nie słuchał, nikt na nią nie zważał. Oprócz Piłsudskiego. To był de facto jego pierwszy zamach stanu. Pierwszy z wielu.
Po śmierci Piłsudskiego sanacja zawarła niepisany pakt z endecją. Święto 11 listopada go niejako przypieczętowało. Nic dziwnego, że spadkobiercy ideowi OZoNu , ONR-u, wielbiciele trumny Piłsudskiego uznali je za swoje święto. I tak jest do dziś…
Ale czy to naprawdę może być święto wszystkich obywateli, skoro nie było czego świętować? Jakie idee przywołujemy, komu oddajemy cześć? Jeśli szukamy symbolicznej daty odzyskania niepodległości, to może to być tylko 7 listopada, czyli rocznica powołania Tymczasowego Rządu Ludowego. Czytając deklarację oraz manifest tego pierwszego polskiego rządu z Lublina i Krakowa, dowiemy się, że naprawdę się warto o nim pamiętać. To była nowoczesna platforma, demokratyczna i sprawiedliwa. Część deklaracji lubelskiego rządu znalazła się Konstytucji Marcowej. Mimo wielu starań nie wszystko udało się cofnąć kolejnym rządom czy nawet sanacyjnej „kwietniowej” pseudokonstytucji.
Jedna jeszcze rzecz okazała się trwało zdobyczą roku 1918. Rząd Daszyńskiego w swoje deklaracji przyznał prawa wyborcze kobietom, co dla ówczesnych socjalistów było oczywiste. Jednak nie wszyscy w 1918 roku byli socjalistami.
Świadome tego kobiety zorganizowały w Warszawie Zjazd Kobiet Polskich. Przedstawicielki Zjazdu wraz z delegatkami Centralnego Komitetu Równouprawnienia Kobiet Polskich (ps. darmo takiego hasła szukać w wikipedii ) odwiedziły Józefa Piłsudskiego w jego warszawskim mieszkaniu Miały ze sobą parasolki, bo przyzwoite panie bez nich nie wychodziły wtedy z domów. Część z nich była, podobnie jak ówczesna partnerka Piłsudskiego, Aleksandra Szczerbińska (późniejsza druga żona) działaczkami PPS. Co miały w torebkach, tego pewnie nikt nie chciał wiedzieć. Efektem tej wizyty było podpisanie przez Naczelnika Państwa w dniu 28 listopad 1918 roku, dekretu przyznającego kobietom pełnię praw wyborczych. Dzisiejszy naczelnik państwa też mieszka w Warszawie ale na tym chyba niepodobieństwa się kończą.