W styczniu 2020 roku ogłoszono wyniki kolejnej edycji Indeksu Percepcji Korupcji (Corruption Perceptions Index-CPI). Badanie prowadzone jest przez Transparency International, organizację międzynarodową, działającą na rzecz przejrzystości i uczciwości w życiu publicznym oraz gospodarczym.
W zestawieniu za 2019 rok Polska zajęła 41 miejsce, otrzymując 58 punktów na 100. Średni wynik dla grupy „Europa Zachodnia i Unia Europejska”, do której należymy, wynosi 66 punktów.
W Europie Zachodniej Czołówka to Dania 87 punktów, Finlandia i Szwecja 86. Najniższa punktacja to Węgry i Rumunia po 44 oraz Bułgaria 43 punkty.
W skali światowej pierwsze cztery miejsca to Dania, Nowa Zelandia, Finlandia i Singapur. Na końcu są Syria, Południowy Sudan i pozycja 180, Somali.
Jak zwykle ocena wyniku Polski zależy od preferencji politycznych, zajmowanej pozycji i preferowanej partii lub ruchów społecznych, w których uczestniczymy. Szklanka zawsze jest do połowy pełna lub do połowy pusta.
Możemy odczuwać zadowolenie, bo na 180 badanych państw jesteśmy w czołowej „ćwiartce”. Wśród krajów UE znajdujemy się na podobnym poziomie, co Niemcy (wg Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych – OL AF).
Z drugiej strony daleko nam do 66 punktów (średnia UE). A mimo tego, że elity władzy odmieniają frazę „Państwo prawa” we wszystkich przypadkach daleko nam do standardów skandynawskich, na które lubimy się powoływać.
Większość tak zwanych afer, przekrętów finansowych czy też przejawów jaskrawego nepotyzmu ujawnia „czwarta władza”. Zdarza się to czasem także partiom politycznym, ale tylko wtedy, gdy dotyczy to konkurenta politycznego. Organy ścigania skupiają się głównie na przestępstwach pospolitych. Takie przestępstwa mają czasami charakter aferalny. Niestety coraz częściej upolitycznione instytucje prawa traktują te sprawy wybiórczo, są takie afery, które rozpływają się w mgiełce procedur, zaniechań i niepamięci.
Scenariusz ujawniania afery jest zwykle podobny. Dziennikarze, sobie znanymi metodami, często przy pomocy mniej lub bardziej kontrolowanego przecieku, ujawniają przyczynę afery, najczęściej na łamach poczytnej gazety lub portalu. Może być także kanał telewizyjny. Ostrze przekazu często jest wymierzone w kierunku konkretnej instytucji, partii lub osoby, najczęściej na eksponowanym stanowisku. Dalszy ciąg to medialna „jatka” czasem bardzo brutalna, gdzie strony wzajemnie zarzucają sobie autorstwo i udział w odkrytym przekręcie, a gdy to nie działa, stosują tezę „wasze afery są większe od naszych afer a poza tym „u was biją fryzjerów i cyklistów”.
Afera traci impet i odchodzi w niebyt, kiedy zaczynają mleć ją młyny sprawiedliwości. Nikt już nie interesuje się wynikiem toczących się latami śledztw i rozpraw sądowych.
Jeżeli uważacie, że nie mam racji, pozwolę sobie przypomnieć. „Afera prywatyzacyjna” w Warszawie, Dwie wierze Kaczyńskiego, Zarobki w NBP, Latający marszałek, Afera PCK, Żelazny prezes NIK, Skoki, Respiratory handlarza bronią, maseczki instruktora narciarstwa, „Amber Gold” skandale obyczajowe i tak dalej. Warto zauważyć, że w efekcie duopolu władzy i podziale społeczeństwa w ringu najczęściej staje PiS i PO.
Afery nie są tylko naszą specjalnością. Zdarzają się wszędzie. Dyktatorzy najczęściej likwidują źródło przy pomocy odpowiednich służb. W państwach demokratycznych (mam nadzieję, że będziemy się mieścić w tej kategorii) nacisk opinii publicznej i jawność życia publicznego kończą się ukaraniem odpowiedzialnych lub wykluczeniem i śmiercią towarzyską. Przykłady: Nixon za Watergate, Klęska wyborcza Blair’a (UK) za militaryzm, kłopoty prezydenta Clintona. Można wymieniać dalej.
U nas także zdarza się, że jakiś prominent ma kłopoty, lecz najczęściej jest to ktoś, kto już jest w niełasce i niższego szczebla. Unikalnym zjawiskiem jest możliwość, że po pewnym okresie karencji wraca do splendorów i profitów.
A jak się ma OPINIA SPOŁECZNA?
To właśnie ona powinna być głównym cenzorem sprawiedliwości. To ona ocenia i potępia zło. To ona wreszcie stosuje swój demokratyczny mandat wyborczy. To demokratyczne wybory decydują o tym, kto sprawuje władzę ustawodawczą i najwyższą władzę wykonawczą.
I tu właśnie zauważam pewien paradoks. Mamy za sobą cykl wyborczy. Jeżeli prześledzimy kolejne sondaże i wyniki wyborów, to zauważymy, że ujawnione w tym czasie afery i skandale nie mają istotnego wpływu na naszą ocenę klasy politycznej. Nie ważne, co wylezie spod dywanu, opinia społeczna jest podzielona równo na pół.,
Mam wrażenie, że powtarza się bardzo stara historia.
Antyczny Rzym postrzegamy głównie przez pryzmat beletrystyki „Quo Vadis” lub książki Roberta Gravesa. Opisują one życie cesarzy, wodzów, senatorów, a było ono okrutne, niemoralne i obsceniczne, Tyberiusz, Kaligula, Neron, Mesalina, trucicielka Liwia Augusta. Co na to szary obywatel rzymski, o którym nikt nie pisze książek? Pewnie patrzył na wzgórze Palatynu z pewnym zgorszeniem. Byli to ciężko pracujący ludzie, na swój sposób pobożni, przestrzegający surowych rzymskich zasad moralnych. Jak długo dostawali „panem et circenses”, mało ich to obchodziło.
Mam wrażenie, że Niewiele się zmieniło. Afery i skandale dotyczą ludzi ze szczytów władzy, tak zwanych „elit” ich grzeszne czyny nie mają wpływu na nasze zarobki czy emerytury. Na wieść o przekrętach finansowych cieszymy się, że to nie my daliśmy się oszwabić.
To, że nasze podatki są marnowane lub wydawane na cele niezgodne z przeznaczeniem to pewnie źle, ale podatki musimy płacić niezależnie od tego, na co idą. Natomiast rozdawnictwo socjalne trafia do naszych kieszeni bezpośrednio i to jest coś, co nas raduje.
Przymykamy, więc oczy na nepotyzm, (sami przecież zwracamy się o pomoc do znajomych, którzy „mogą”), na łamanie prawa i konstytucji, bo nie zauważamy, że nas to dotyka, na przekręty finansowe, bo to nie nasze pieniądze.
Czasem jednak korupcja, afery i skandale wylewają się poza środowiska elit sprawujących władzę. Wadliwie działająca gospodarka, represyjne prawo i arogancja rządzących przestają być tytułami w tabloidach, dotkną nas osobiście i bezpośrednio. A wtedy tak jak w Rzymie dojdzie do konfrontacji władza, społeczeństwo. A na rozwiązania demokratyczne, oparte o dialog i prawo będzie za późno.
Istnieje jednak taki rodzaj korupcji, który nas porusza do żywego. To taki rodzaj niesprawiedliwości, którą widzimy z naszego okna. Dotyka tylko nas i naszych sąsiadów. Dzieje się w naszym domu, na naszym osiedlu w gminie lub miasteczku. Powoduje, że nasze małe ojczyzny nie dają nam poczucia bezpieczeństwa i podmiotowości. O takich aferach nikt nie pisze płomiennych felietonów, nie opowiadają gadające głowy w programach telewizyjnych, są zbyt lokalne, rzadko angażują się w nie prominenci. Walka z tymi patologiami to zadanie różnych form wybieranych przez nas organów samorządowych. „Społeczeństwo demokratyczne” to takie, które umie wybrać swoich przedstawicieli ze swojego środowiska wg kryteriów uczciwości, gospodarności i zaradności. Tylko tak wybrany samorząd spełni nasze oczekiwania i ochroni nas przed korupcją. Kilku polityków zauważyło skuteczność odwołania się go samorządnego społeczeństwa. Za 3 lata wybory samorządowe. Bądźmy na nie gotowi. Szukajmy ludzi, którzy będą reprezentować nasze interesy, a nie interes partii politycznej lub lokalnych towarzystwo „wzajemnej adoracji”. Pamiętajmy, że mamy prawo nie tylko do wyboru, lecz także do obywatelskiej kontroli naszych przedstawicieli.