20 listopada 2024
trybunna-logo

Daj pieniążka!

Mateusz Kijowski dostanie swoje stypendium wolności. Jednak nie jest pewne, czy nie będzie musiał wydać go na uregulowanie długu alimentacyjnego. Karma wraca.

W niedzielę 17 grudnia cała Polska poznała sekret dostatniego życia. Wystarczy najpierw wykrzykiwać szczytne hasła o równości i demokracji, stracić wiarygodność przez niejasne finansowe machinacje, a następnie popłakać się, że nie mamy pieniędzy. W ostatni weekend Mateusz Kijowski wraz z inicjatorką zbiórki, siostrą Krystyny Pawłowicz, nagrali filmik, w którym dziękowali za już zgromadzone fundusze. Udało się zebrać 32 z planowanych 35 tysięcy złotych.
– W przyszłości pieniądze z tego stypendium będą przeznaczane na osoby, które bardzo czynnie działają, a są w podobnie trudnej sytuacji, co Mateusz – powiedziała dumna Elżbieta Pawłowicz, zaś bohater wyklęty stwierdził, że odczuł ulgę i będzie mógł spokojnie przeżyć święta „bez stresów bytowych”.
Ale zaraz, zaraz, czy aby na pewno? Zdaje się, że darczyńcy zapomnieli o tym, że ich bohater ma na głowie komornika. A jak ma się na głowie komornika, to nie tak łatwo ukryć przed nim dochody, nie mówiąc o ogólnopolskiej zrzucie.
„Gazeta Polska Codziennie” donosi, że komornik sądowy w Pruszkowie prowadzący egzekucję zobowiązań byłego lider KOD, stwierdził, iż kwota, która została zebrana na portalu, może nie starczyć na pokrycie jego długów.
– Założenie nowego konta bankowego i przyjęcie pieniędzy w gotówce może zostać potraktowane jako próba utrudnienia egzekucji – skomentował sprawę rzecznik prasowy Izby Komorniczej w Warszawie Andrzej Kuligowski. Nie ukrywam, że wiadomość ta wywołała u mnie swoiste Schadenfreude, mam bowiem ciągle w pamięci artykuł z „Faktu” Kijowskiego z lutego tego roku – na potrzeby którego działacz oprowadzał dziennikarzy po „stylowych wnętrzach” swojego domu w Brwinowie.
W ciągu ostatniego miesiąca Kijowski, prócz pamiętnego wywiadu dla portalu naTemat, w którym ocierał łzy i skarżył się, że znajomi muszą zaopatrywać jego rodzinę w spożywcze zakupy, widziany był w TK Maxxie – sklepie z firmową odzieżą sprowadzaną z Wielkiej Brytanii. Przedstawił również wyliczenia, z których wynikało, że aby prowadzić godne w jego mniemaniu życie – musi zarabiać ponad 8,4 tys. zł brutto. Dla większości biednych pracujących w Polsce jest to suma pieniędzy, której nie widzieli na oczy.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale chyba pierwszy raz przyszło mi się zgodzić z posłanką Krystyną Pawłowicz. „Nie powinna pomagać temu leniowi. Wstydzę się za siostrę” – stwierdziła, sugerując, że dla „leni” zawsze znajdzie się robota przy „budowie dróg i mostów oraz przy wyrębie lasów po huraganach”. Zasugerowała również, że rozwiązaniem mógłby być wyjazd na saksy do Niemiec bądź „do islamskiego Londynu”. „W ostateczności, zawsze też można na aukcję wystawić swe relikwie, np. kucyk. Zysk pozwoli na długie przetrwanie”. To dziwne uczucie solidaryzować się ze słowami posłanki Pawłowicz, niemniej Mateusz Kijowski kłamał, mówiąc, że nie ma dla niego pracy. Oprócz pamiętnego restauratora z Łodzi, który oferował mu zatrudnienie za pośrednictwem tygodnika „Do Rzeczy”, na początku grudnia propozycję złożył mu także były gangster Jarosław „Masa” Sokołowski.
„Kijowski mógłby być u mnie gosposią. Jego praca polegałaby na czyszczeniu basenu, koszeniu trawnika, pielęgnowaniu ogrodu, a i w domu mógłby gotować i sprzątać” – stwierdził były mafiozo. I choć propozycja była podyktowana złośliwością, to gdyby Kijowski mimo to zdecydował się ją przyjąć – w moim mniemaniu miałby naprawdę szansę naprawdę odbudować swój wizerunek poprzez pokazanie, że jak Irena Kwiatkowska w „Czterdziestolatku” – „żadnej pracy się nie boi”. Takim manewrem ograłby wszystkich krytyków, zarówno z lewej, jak i z prawej strony sceny politycznej. Niestety, na to również zabrakło mu sprytu.
Kiedy nadchodzą chude lata, większość ludzi uznaje za oczywisty fakt, że jeżeli prowadzili do tej pory życie na dość wysokim poziomie, to po prostu należy go obniżyć. Chyba, że egzystują na granicy ubóstwa i nie mają już czego obniżać. Śmieszna wydaje się „groźba” Kijowskiego, że na zawsze opuści ojczyznę. Co w takim razie powiedzieć o naprawdę wysoko wykwalifikowanych specjalistach – lekarzach, programistach, astrofizykach – na których wyjeździe z kraju rynek ucierpi realnie?
Wszystkiego najlepszego, naiwni biedni pracujący!

Poprzedni

Wigilijny pasztet

Następny

Głos lewicy