22 listopada 2024
trybunna-logo

Czy Wesoła jest warta mszy?

Zakup przez miasto Kraków kwartału Wesoła od Uniwersytetu Jagiellońskiego nie przestaje budzić kontrowersji – i nic dziwnego, skoro miasto wykupiło kawałek samego siebie od instytucji finansowanej niemal w całości z funduszy publicznych.

Uniwersytet nigdy w swojej historii nie był tak hojnie doposażony jak na przełomie wieków. Zgodnie z danymi ze strony uniwersyteckiej, UJ na nowy kampus otrzymał prawie miliard złotych. Drugi miliard przyznano mu na budowę szpitala klinicznego. I bardzo dobrze, że mu przyznano. Pytanie jednak, czy w zamian nie powinien oddać czy może zwrócić miastu lub państwu nieruchomości na Wesołej. Uniwersytet wycenił swoje zabudowania poszpitalne dosyć tanio, na niecałe 300 milionów, i zgodził się przyjąć należność w ratach. Tylko czy instytucja finansowana z podatków powinna zarabiać na innej finansowanej z podatków instytucji?

Kiedyś, dosyć krótko, obowiązywał przepis, że podmiot publiczny przekazuje nieruchomości, które są mu zbędne, właściwej jednostce samorządu bądź bezpośrednio Skarbowi Państwa. Tak się składa, że w przypadku Krakowa byłby to ten sam podmiot, bo gmina miejska jest jednocześnie powiatem, a nadzór na majątkiem Skarbu Państwa, jeśli przepisy szczegółowe nie stanowią inaczej, sprawuje starosta, czyli również Prezydent Miasta Krakowa. Tak się jednak nie stało. To mieszkańcy Krakowa ubogacili swój (?) uniwersytet. Jest to więc teraz Akademia Krakowska raczej niż Jagiellońska – tym bardziej, że pierwotną fundatorką była węgierska Andewagenka.

Kraków ma w ogóle skomplikowaną sytuację własnościową. Gdyby nie przyłączenie Nowej Huty, byłby miastem z najmniejszym procentem własności komunalnej. A nawet z Nową Hutą nie jest liderem tej klasyfikacji, zwłaszcza że i tam od dawna trwają wyprzedaże. W Krakowie jest zatem Krakowa dosyć skąpo. Wynika to między innymi stąd, że miasto wykarmiło bardzo wiele podmiotów. Największym pasożytem jest chyba Agencja Mienia Wojskowego, żyjąca ze sprzedaży terenów zbędnych wojsku. Nieruchomości w Krakowie to tłuste kąski dla deweloperów, a Agencja chętnie ich dostarcza. Dzięki temu Kraków został wzbogacony o piękne osiedle przycmentarne na dawnych terenach wojskowych przy ul. Rakowickiej. Aktualnie Agencja sprzedaje tereny wokół fortu przy ul. Rydla, równie odpowiednie dla urokliwych apartamentów, tym razem w pewnym oddaleniu od cmentarza.

O ile AMW zachowuje się wobec Krakowa jak pasożyt, o tyle Komisja Majątkowa dla Kościoła Katolickiego to – trzymając się analogii medycznej – złośliwy rak z wieloma przerzutami. Wyczyny komisji takie jak powiadamianie Urzędu Miasta Krakowa faksem, że działka mająca trafić na przetarg nie należy już do miasta, tylko do kościoła katolickiego, doprowadziły do jej likwidacji w 2011 roku. Zarówno raport sporządzony przez Kancelarię Premiera, jak i raport CBA wykazały szereg nieprawidłowości i spowodowały wszczęcie postępowań prokuratorskich. Część z nich umorzono… z powodu przedawnienia czynów. Komisja przecież działała przez długie lata. Oczywiście, co instytucje kościelne wzięły – obojętne, czy słusznie czy nie – tego nie oddały. Nikt też nie przeprosił. Bo niby za co? Za przysporzenie majątku kościołowi?

Jak napisała w 2012 roku „Gazeta Wyborcza”, z punktu widzenia prawa komisja nie była organem administracyjnym ani sądem, nie zarządzała mieniem ani nie miała go pomnażać, nie była też zobowiązana dbać o interes państwa. Miała dbać o majątek kościelny. Taki np. zakon cystersów dwukrotnie otrzymał odszkodowanie za to samo mienie, dzięki czemu wzbogacił się o 66 milionów (za wiki). I nawet nie podziękował.

I tak oto wracam do kościoła na wesoło – tj. oczywiście na Wesołej, a w zasadzie na Kopernika. Dopóki właścicielem terenu był Uniwersytet Jagielloński, nikomu nie przeszkadzało, że sporym kawałem tej nieruchomości de facto zarządza Kościół, choć podatek (co prawda niewielki) płaci Uniwersytet. Jak to mówią, kościół służył pacjentom. O ile pacjenci służyli do mszy. Teraz właścicielem kościoła stało się miasto. Nieoficjalnie chodziły słuchy, że diecezja chętnie by przyjęła kościół w darze lub za symboliczny grosz. To standardowa kwota, jaką instytucje kościelne są gotowe wysupłać na niezbędne im do czegoś mienie. Takiej ceny oczekują – oczywiście nie wtedy, gdy same oferują grunty na sprzedaż. A wszystko to ułatwia status prawny kościoła w Polsce. Zgodnie z konkordatem nie istnieje coś takiego jak jednolita organizacja kościelna. W Polsce mamy kościelne osoby prawne, parafie, diecezje, zakony, episkopat. Przynajmniej z punktu widzenia prawa cywilnego. Bo prawo kanoniczne prezentuje inną, bardzo scentralizowaną strukturę o wyraźnie zaznaczonej podległości.

Wracając do Wesołej: jak donosi „Gazeta Wyborcza”, nigdy nie doszło do przedstawienia propozycji przekazania kościoła arcybiskupowi Jędraszewskiemu, bo podczas rozmowy z prezydentem Majchrowskim arcybiskup oświadczył, że strona kościelna nie jest tym zainteresowania. Nie było więc sensu nawet przygotowywać dokumentów w tej sprawie.

I tak miasto zyskało wreszcie własny kościół. I jest wesoło.

PS. Jak słyszymy, miasto nie ma pomysłu na zagospodarowanie nieruchomości. Nieśmiało więc proponuję, by uczynić z tego kompleksu Świątynię Obywatelską i zamienić ją w Centrum Organizacji Pozarządowych. Co prawda, w skrawku pomieszczeń na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana wegetuje sobie takie mikrocentrum obywatelskie, ale stadion to raczej świątynia piłki nożnej, ostatnio z powodu pandemii pustawa, jak zresztą wszystkie inne świątynie. Jednak gdy pandemia w końcu ustąpi, kibice wrócą zapewne do swojej przestrzeni sakralnej, ale świątynia na Kopernika pozostanie pusta, chyba że faktycznie zapełnią ją świadomi swoich prawa obywatele. I takie właśnie mam marzenie.

Poprzedni

Nie dajmy się „wychować” przez PiS!

Następny

Zniknie pomnik spadochroniarzy?

Zostaw komentarz