Spotkanie Trzech, Jaruzelski, Glemp, Wałęsa
„Porozumienie było zawadą dla sił ekstremalnych Solidarności, widzących w zburzeniu socjalistycznej państwowości naczelny cel”.
gen. Wojciech Jaruzelski
Poprzednia część tekstu „Porozumienie”… skupiła Państwa uwagę na treści wystąpienia Generała, podczas Konferencji w 24 rocznicę Spotkania Trzech. Tu zachęcam do zapoznania się z kilkoma charakterystycznymi głosami uczestników w dyskusji i refleksjami Generała.
Profesor Jerzy Wiatr.
… „Spotkanie Trzech jest ważne z co najmniej dwóch względów. Po pierwsze była to próba zapobieżenia takiemu biegowi wydarzeń, który się później zrealizował. Powodzenie próby porozumienia, porozumienie Spotkania Trzech pozwoliłoby nie wprowadzać stanu wojennego. I jest drugi powód, dla którego wydarzenie było ważne. Po 14 miesiącach Kierownictwo Państwa i rządzącej Partii wyszło z ofensywną inicjatywą. Przez poprzednie 14 miesięcy władza, zarówno państwowa jak i partyjna, znajdowała się w istocie w stanie stałego odwrotu. Broniła się na coraz bardziej – mówiąc wojskową terminologią – skracanym froncie. Oddawała jedną pozycję po drugiej, oddawała pod naciskiem. To nie krytyka z mojej strony, to jest stwierdzenie pewnego faktu… Otóż na początku listopada doszło do czegoś wyjątkowego. Nie pod naciskiem, a z własnej inicjatywy premier rządu i – to trzeba pamiętać – od trzech tygodni I sekretarz KC PZPR wyszedł z inicjatywą, która mogła zmienić bieg wydarzeń. I tutaj nie zgadzam się z tezą wypowiedzianą w dyskusji, że ta inicjatywa od początku była skazana na niepowodzenie. To jest pewne złudzenie myślenia post factum… Wydaje mi się, że taka teza – na pewno wbrew intencji wypowiadającego – byłaby straszliwą krytyką pod adresem gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Jeśli rzeczywiście ta inicjatywa była skazana od początku na niepowodzenie- wtedy inicjator jedno z dwojga: albo niewiele rozumiał z ówczesnej sytuacji i proponował coś, co było bez szansy powodzenia, albo rozumiał i proponował wiedząc, że to musi być odrzucone, a więc prowadził pewnego rodzaju grę, może nawet cyniczną. W moim przekonaniu było całkiem inaczej. Ta inicjatywa była trudna, ale miała szanse powodzenia. Mogła się udać, ale trzeba było spełnienia kilku warunków. Jednym z nich było doprowadzenie do tego, żeby znajdująca się od kilkunastu miesięcy w defensywie, w odwrocie Partia, zdecydowała się wreszcie na jakiś ruch ofensywny. Ten warunek został spełniony. To nie przypadek, że Spotkanie Trzech odbyło się trzy tygodnie po plenarnym posiedzeniu KC, na którym zmieniono pierwszą osobę w Partii. Powierzono kierownictwo temu, kto zdecydował się przerwać ten ciąg kroków do tyłu. Drugi warunek, to musiałoby być uzyskanie poparcia dla porozumienia w szeregach Solidarności. To się nie stało. Ale ja nie jestem przekonany, że nie mogło się stać. Jak w każdym wielkim ruchu to jest walka sił. Przegrali zwolennicy porozumienia. Wygrali przeciwnicy. Nie musiało tak być. Jeżeli za tę fazę kryzysu szczególną odpowiedzialność ponosi Solidarność, tak jak za inne fazy większą odpowiedzialność ponosiła PZPR i władze państwowe, to w rzeczywistości głównie dlatego, że było małe poparcie w ówczesnym kierownictwie Solidarności dla tych, którzy chcieli porozumienia … Otóż łatwo nam, zwłaszcza w tym gronie, mówić krytycznie o niewątpliwych błędach i winach, które popełniała ta część kierownictwa Solidarności, która nie chciała porozumienia. Ale chyba powinno nam być mniej przyjemnie, ale jednak także łatwo mówić o tym, jakie kotwice trzymały władzę partyjną i państwową przed porozumieniem. I kotwice w samej Partii. Jak silne były te grupy, które nie tylko nie wierzyły w możliwość porozumienia, ale ich nie chciały…
Adam Bromke, który wtedy był kanadyjskim profesorem, Polak, żołnierz Powstania Warszawskiego, w 1983 r. wydał książkę, jaką strasznie zniesmaczył ludzi Solidarności- „Polska po Solidarności”… Otóż powiedział tak: gdyby porozumienie, to proponowane przez Wojciecha Jaruzelskiego na początku listopada doszło do skutku, nie tylko nie byłoby stanu wojennego, ale Polska jako pierwsza pokojowo zmieniałaby system komunistyczny w kierunku demokracji. Tak myślę, mogło być. Dlatego uważam, że warto o tym wydarzeniu dyskutować, przypominać je, bo była to, nie zrealizowana, ale niezwykle ważna i odważna inicjatywa, która przynosi chlubę tym, którzy ją poparli, a przede wszystkim jest tytułem do wielkiej chwały tego, kto tę inicjatywę wysunął, Generała”…
Profesor Andrzej Werblan
…„Sytuacja wewnętrzna pod koniec listopada 1981 r., wyglądała beznadziejnie. W trójkącie rząd – hierarchia kościelna – Solidarność – tylko dwa pierwsze czynniki posiadały wtedy zdolność politycznego myślenia, działania i porozumiewania się. Solidarność takim partnerem nie była. Miała charakter dość anarchiczny, mało sterowalny. Żeby stała się takim partnerem potrzeba było stosunkowo dużo czasu i dość ciężkich doświadczeń. Praktycznie, warunkiem tego było wydzielenie się z Solidarności politycznej reprezentacji. Dzisiaj już wiemy, że musiało być kilka reprezentacji”…
Profesor Tadeusz Iwiński
…„Aby doszło do przemian ustrojowych w Polsce, musiały wystąpić równolegle trzy procesy. Musiała się pojawić opozycja demokratyczna; ujawnić się nurt reformatorski w obrębie PZPR i nastąpić głębokie zmiany w Związku Radzieckim. Te trzy procesy musiały wystąpić równolegle…Otóż w 1980 i 1981 r. spełnione były dwa pierwsze warunki. One były spełnione – choć nie w takim stopniu – już w 1970 r. Natomiast nie był spełniony warunek trzeci – zmiany w Związku Radzieckim. Ten warunek zaczął istnieć znacznie później, dopiero po dojściu do władzy ekipy Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 r. i rozpoczęcia całego procesu pieriestrojki, który jest oceniany w ogromnej większości społeczeństwa rosyjskiego dzisiaj – w moim przekonaniu niezasłużenie – bardzo negatywnie, ale to jest fakt. Ta klamra wówczas jeszcze się nie zapięła. Więc teoretycznie – rozważając scenariusze, które miały miejsce mogę powiedzieć, że wchodziły w grę cztery warianty”…
Mieczysław Rakowski.
…„Jeżeli chodzi o porozumienie, o Spotkanie Trzech. Otóż nie ulega wątpliwości, że była to samodzielna inicjatywa Generała, który w tym czasie miał wszystkie lejce w swoich rękach. I za to Mu cześć i chwała. Wyszedł z tą inicjatywą powodowany motywacjami patriotycznymi, państwowymi i narodowymi. I to nie ulega wątpliwości. Jeżeli chciałby to ktoś kwestionować to uważam, że byłby człowiekiem, który absolutnie nie rozumie tej sytuacji, jaka wówczas powstała w kraju i nie zna po prostu i nie wie co należy w takiej sytuacji zrobić…Wydaje mi się, że trzeba postawić pytanie, które było na wstępie postawione, czy Spotkanie mogło mieć istotne znaczenie dla położenia kresu pewnym negatywnym procesom, które niewątpliwie w Polsce w tym czasie istniały? Otóż moim zdaniem ta propozycja, z którą wyszedł generał Jaruzelski oprócz tego, że była bardzo szlachetna i podyktowana motywami szlachetnymi, w tym czasie już nie było szansy – takie jest moje przekonanie – by doprowadzić do dalszego ciągu. Dlaczego? Po pierwsze – nie ulega wątpliwości, że elementy anarchistyczne, czy anarchizowanie sytuacji w Polsce nie było w istocie wyłączną winą Solidarności. To była po prostu kontynuacja naszych cech narodowych od setek lat. I można tylko wyrazić zdziwienie, że potomkowie chłopów pańszczyźnianych, robotników objawiali duży stopień zanarchizowania. Według mnie ta sytuacja, jaka istniała, a śledziłem ją każdego dnia, w istocie rzeczy nie mogła przynieść tych rezultatów, które oczekiwał Generał i jego polityczni przyjaciele. Spójrzmy na te trzy osoby. W istocie rzeczy Prymasowi Józefowi Glempowi daleko było do autorytetu, który miał Stefan Wyszyński. Choć i jego nie słuchano. Lech Wałęsa -używając języka nadwiślańskiego-przecież został opieprzony, że zgodził się pojechać do Warszawy na to spotkanie. Jego pozycja w Solidarności – przypominam że ten inicjator rewolucji antykomunistycznej, jak się przedstawia, który obalił mur berliński i przez płot przeskoczył – na I zjeździe Solidarności przeczołgał się, ponieważ dostał tylko 55% głosów. Dla wodza takich wydarzeń, takiej zmiany była to w istocie przegrana. A teraz jeśli chodzi o Generała. Wiele osób wie, że w Partii w 1981 r. toczyła się ostra walka, a przecież Generał był oceniany jako >mięczak<… Pamiętam, jak Generał miotał się każdego dnia w tych jesiennych miesiącach. Zatem owszem, inicjatywa była bardzo słuszna, potrzebna, konieczna, ale według mnie szanse były ograniczone…
Zadaję sobie pytanie: czy byłem naiwny, czy też byłem realistą. Otóż wydaje mi się, że nie tylko ja, ale sporo osób, z Generałem na czele, stawia sobie podobne pytania. Z jednej strony to było myślenie nie tylko na użytek prywatny w rodzaju real politik, a z drugiej strony też odznaczaliśmy się naiwnością. Naiwność polegała na tym, że istniał określony stopień wiary, że uda się osiągnąć porozumienie. A ja uważam teraz, z perspektywy 24 lat, że to w ówczesnych warunkach było niemożliwe … Dlatego ceniąc i oceniając bardzo pozytywnie, życzliwie to, co robią nieliczni, co robi Generał, te podejmowane próby zbliżania do prawdy są godne podziwu, godne uznania, ale moim zdaniem upłynie jeszcze bardzo wiele lat… Chciałbym postawić przed historykami pytanie – czy my jako naród, włączając przeciwników, zwolenników – zdaliśmy egzamin przed Europą i przed sobą samymi? Gdzie i kto ponosi odpowiedzialność? I niech nikt nie mówi, że tylko jedna strona, władza i Generał ponosi winę”…
Józef Czyrek
… „Jeśli popatrzeć na temat i pytanie Konferencji – dlaczego ta „inicjatywa Trzech” nie została przyjęta – dla mnie jest oczywiste, nie została przyjęta na skutek działań amerykańskich. Absolutnie. Bez ich zgody na to, żeby w Polsce doszło do odrzucenia tych inicjatyw, żeby doszło do dalszego zaostrzania sytuacji, wydaje mi się, że ówczesne siły, również w Solidarności na tyle nie były mocne, żeby sobie pozwolić na zupełną partyzantkę. Jakkolwiek na decyzji radomskiego spotkania mogła zaważyć taka euforia, która wymyka się logicznemu ocenieniu. Dlatego też sądzę, że Amerykanie tutaj zadziałali. Amerykanie mieli wtedy długie ręce, również w Polsce, niech mi Generał wybaczy, ale przecież ja obserwowałem te >manewry amerykańskie< wtedy, kiedy po wyborach w 1989 r. stanął problem kto ma być prezydentem. I Bush przyjechał do Polski i wyraźnie demonstracyjnie popierał we wszystkich swoich kontaktach to, że pierwszym prezydentem trzeba, zgodnie z tym co uzgodniono przy Okrągłym Stole wybrać gen. Wojciecha Jaruzelskiego”…
Witold Gdesz
…„Przyjechałem z małej robotniczej dzielnicy miasta Będzina w Zagłębiu Dąbrowskim. Dzielnica ta była kiedyś miastem, ale już nie jest. Była tam cementownia, kopalnia, POM, PGR, baza transportowa. Dzisiaj nie ma już nic oprócz dwóch domów starców. Mieszkańcy to w zdecydowanej większości renciści, emeryci. W samej dzielnicy prawie 30% bezrobocia i bez szans podjęcia pracy. Proszę wybaczyć mi ewentualne potknięcia. Nigdy w życiu nie stałem przed tak wielkim i szacownym gremium ludzi nauki, kultury i polityki. Pobyt tutaj jest dla mnie największym wyróżnieniem w życiu…
Konferencja dzisiejsza to 24 rocznica Spotkania Trzech. Dla ludzi z prowincji, z miast, z osiedli, z dzielnic młodych, była to szansa na 8 lat wcześniej na Okrągły Stół. Była to nadzieja zwykłych ludzi na spokój i porozumienie. Była to nadzieja, że nie dojdzie do bratobójczej walki. Brak zgody >góry Solidarności< na udział w Radzie Porozumienia Narodowego to afront, wręcz powiedziałbym policzek wymierzony ks. Prymasowi. Odrzucenie tego porozumienia świadczyło o podjęciu decyzji: konfrontacja. Tego wyrazem był Radom i Gdańsk. Dziś chyba już czas by z tego faktu nie przystąpienia do Rady Porozumienia Narodowego wytłumaczyć się. Ale strach przed przyznaniem się i ujawnieniem prawdy, że mogło nie dojść do stanu wojennego paraliżuje odwagę. Odpowiedzią były nasilające się fale strajkowe. Gdy ta ostateczna propozycja dialogu została odrzucona, pozostała droga konfrontacji z władzą. Dopiero gdy stała się tragedia, zginęli niewinni ludzie i polała się krew, przyszło opamiętanie… Nie chodzi tutaj o pamięć o poległych górnikach, tylko o moralną zemstę nad człowiekiem, który sprzeciwił się anarchii i uchronił kraj przed wojną domową. Człowiek ten – Pan Generał miał odwagę wziąć na swoje barki ciężar odpowiedzialności za czyny nie przez Niego zawinione. A ci co wysłali tych ludzi na śmierć są bezkarni. Czy górnicy, którzy walczyli na kopalni, walczyli o Polskę bezrobotną? Walczyli o likwidację miejsc pracy? Dziś w Zagłębiu Dąbrowskim nie ma ani jednej kopalni, jest za to 28% bezrobocia. W poprzednich latach w Polsce nikt nie był głodny, nawet w stanie wojennym i w systemie kartkowym. Dziś jest wielu głodnych i na krańcu ubóstwa. Kolejny raz my, Polacy, daliśmy przykład jak dbać o uaktualnienie powiedzenia: >Polak mądry po szkodzie<”…
Kilka refleksji Generała
Od zdolności do narodowego porozumienia jesienią1981r. nigdy jeszcze nie zależało tak wiele. Oby utraty tej szansy historia nie zaliczyła do nie spełnionych, zaprzepaszczonych możliwości. Jest ich w dziejach Polski nie mało. Płaciliśmy zawsze za to ogromną cenę.
Linia porozumienia, to nie okolicznościowa deklaracja, nie >pomysł na trudne chwile<, nie doraźny zabieg taktyczny. To kontynuacja najlepszych doświadczeń naszej partii. Realizujemy ją i będziemy realizować z całym przekonaniem i z całą konsekwencją.
Porozumienia narodowego zarządzić nie można. Nie narodzi się ono z jednorazowego aktu, z takiej czy innej umowy czy spotkania. Musi być głębokim procesem, tworzącym rzeczywistość społeczną. Musi wyrosnąć z codziennej praktyki, ze współpracy, ze wspólnego rozwiązywania konkretnych problemów życia.(1981)
Porozumienie narodowe, to nie sprawa jednej decyzji, jednego aktu, to nie arkusz papieru, na którym figurują te lub inne podpisy. Porozumienie to złożony, długofalowy proces. Wczoraj służyło przede wszystkim sprawie ocalenia. Dziś oznacza potrzebę patriotycznego współdziałania dla rozwoju i postępu społeczno-gospodarczego Polski.
Toczymy walkę o porozumienie i walkę dla porozumienia. Nie jest to tylko retoryczny zwrot. Oba te pojęcia wymagają przede wszystkim tego, co określa się jako „polityczną wyobraźnię”.
Na pierwszym planie mieć zawsze to, co łączy. Znaleźć płaszczyznę szerokiego porozumienia, ramy bezkolizyjnego postępowania. Dzisiaj (1981r.) ostra kolizja, to śmierć. Nie wznośmy barykad tam, gdzie potrzebny jest most.
Przez cały rok 1981 podejmowano próby zorganizowania rządowo – związkowego „okrągłego stołu”. Za każdym razem inicjatywa ta była odrzucana, pod mniej lub bardziej wyraźnym pretekstem; że inne związki nie mają moralnego prawa, że są niegodne, ażeby zasiąść do stołu razem z Solidarnością. To był wybieg. Dominowała bowiem obawa, że każdy „okrągły stół”- z natury – skłania do umiaru, do kompromisu. A to oczywiście, oznacza wyhamowanie impetu, ofensywy, co stanowiło przecież główną siłę, atut Solidarności. Rozstrzyganie konfliktów na gruncie rozmów, pertraktacji, rokowań, osłabiało-wedle radykałów- możliwości związku. Dla nich zatrzymanie impetu – to śmierć. Z kolei dla nas dalsze cofanie się – to także śmierć.
Kierunek na zapobieganie konfliktom, na dialog, na porozumienie, reprezentowała i realizowała sejmowa Nadzwyczajna Komisja ds. kontroli przestrzegania porozumień sierpniowo-wrześniowych. Przewodniczył jej wybitny, światowej rangi uczony prof. Jan Szczepański. Komisja ta w 1981 r. odbyła 13 posiedzeń. Protokoły wraz z załączonymi materiałami powinny znajdować się w Archiwum Sejmu RP. Można w nich znaleźć cały przekrój ówczesnych uwarunkowań. Obiektywne trudności i subiektywne przeszkody w procesie realizacji porozumień. Ich negatywne skutki w sferze gospodarczej. W innych dziedzinach, biorąc pod uwagę realia ustrojowe, a zwłaszcza międzynarodowe- zrobiono bardzo wiele. Były oczywiście ograniczenia i uchybienia.
Trudno nie zauważyć, że to władze w 1981 r. wysuwały różnego rodzaju propozycje, inicjatywy, zmierzające do znalezienia jakiegoś modus vivendi a więc chociażby tymczasowego, ograniczonego kompromisu. Wielkim historycznym kompromisem były porozumienia sierpniowe 1980. Bazowały one na konstytucyjnych fundamentach PRL.
W obszarze władzy, jej zwolenników, istniało powszechne poczucie, iż porozumienie jest konieczne. Oczywiście, różne były tego motywacje i rachuby. Gdy dwóch mówi to samo -to nie zawsze znaczy tak samo. Najważniejsze jednak, że takie było przekonanie i oczekiwanie naszej, szeroko rozumianej bazy. Po ogłoszeniu propozycji powołania Rady Porozumienia Narodowego odzew był masowy, spontaniczny. Dlatego też mogę powiedzieć z czystym sercem. Mamy różne grzechy. Ale nie należy do nich grzech bojkotu, niechęci, uchylania się w 1981 r. od rozmów, od porozumienia.
Władza miała świadomość słabości swego społecznego zaplecza, tego, że jest w defensywie, że znalazła się „przy ścianie”. Wśród tzw. aktywu, jego rodzin, narastał lęk, psychoza zagrożenia. Nie tylko dla władzy, ale i dla udręczonych sytuacją bytową, obawiających się konfrontacji, różnych kręgów społeczeństwa – porozumienie było ratunkiem, optymalnym wyjściem z groźnej dla siebie i dla kraju sytuacji. Oczywiście, nie było to myślenie jednolite. Jedni ludzie władzy liczyli, że jakieś porozumienie pozwoli „złapać drugi oddech”, zasadniczo zredukować rolę, zmarginalizować Solidarność, umocnić własne pozycje. Z kolei dla innych było to stworzenie warunków, pozwalających wystudzić groźne napięcie, dojść do rozumnego kompromisu. Przy tym ci drudzy – a był to pogląd w kierownictwie państwa dominujący – mieli świadomość, że konieczne są – oczywiście w ramach socjalizmu – poważne reformy, a Solidarność w uzgodnionej realistycznej formule pozostanie partnerem i współuczestnikiem procesu pluralizowania sceny politycznej. Mogłoby to prowadzić do swego rodzaju ograniczonego pluralizmu politycznego. Na owe czasy byłoby to, mówiąc obrazowo -„wsadzenie buta w uchylone drzwi”.
Nam potrzeba takiego kompromisu, porozumienia i uzgodnienia w sprawach podstawowych, które umożliwią pogodzenie tego, co realne i rzeczywiście niezbędne, z tym, co głoszone i postulowane.
W dniu wyborów prezydenckich, 25 listopada 1990 r. oblegający mnie dziennikarze zadali pytanie: co uważa Pan za swoją największą polityczną porażkę? Odpowiedziałem – nie doprowadzenie do porozumienia narodowego jesienią 1981 roku. Nie zmieniłem zdania. W sytuacjach kryzysowych kraj można ratować i wyprowadzić z kryzysu tylko przez wspólne działanie.
To nie z winy władzy, a w każdym razie nie głównie z jej winy, została zmarnowana, zaprzepaszczona szansa, jaką dawała wysunięta przez nas idea, koncepcja porozumienia. Można postawić Solidarności poważny zarzut – odrzucenie oferty w sprawie Rady Porozumienia Narodowego, prowadziło – chcąc, nie chcąc – do 13 grudnia.