Premier Morawiecki opublikował w portalu politico.eu artykuł-odpowiedź odpowiedzią na rosyjską ofensywę historyczną, zapoczątkowaną wystąpieniem Władimira Putina 19 grudnia. Niestety, tekst ten tylko eskaluje agresję, która po obu stronach sięga niesłychanych poziomów.
W odpowiedzi na manipulacje i fakty wyrwane z kontekstu, jakimi rzuca druga strona, Morawiecki sięgnął po półprawdy i ewidentne kłamstwa. Tylko czekać jeszcze gorszych i obrzydliwszych reakcji z tamtej strony, a potem następnych szarż polskich najemnych historyków i propagandzistów. Spirala się nakręca.
Okupacja do 1989 r.?
Mateusz Morawiecki po raz kolejny (bo to stała teza polskiej polityki historycznej) stwierdza, że ZSRR „pomagał nazistowskim Niemcom”, że był „daleki od bycia wyzwolicielem”. Polski premier twierdzi, że zakończenie II wojny światowej i zwycięstwo nad nazizmem „nie oznaczało końca tragedii, a jedynie początek nowej”, zrównując tym stwierdzeniem nazizm z ustrojem, który nazywa się komunizmem, a który panował w krajach socjalistycznego obozu.
Morawiecki mija się z prawdą pisząc, że to była „okupacja sowiecka”, która „ kosztowała życie milionów ludzi i pozbawiła Polskę i Europę Środkową niepodległości i szansy na normalny rozwój gospodarczy”. Jeśli ten „rozwój gospodarczy” miałby wyglądać tak, jak rozwarstwiona klasowo, niesprawiedliwa i wcale nie demokratyczna Polska międzywojenna, to doprawdy trudno tu mówić o „normalności”. I tak, PRL to okres stalinizmu z ewidentnymi zbrodniami, ale też odwilż, odbudowa kraju z ruin, budowa polskiego przemysłu, awans społeczny milionów ludzi. Tak, właśnie tutaj mówienie o milionach jest zupełnie na miejscu.
Półprawdy i manipulacje
Morawiecki powtarza, że to sam pakt Ribbentrop – Mołotow utorował drogę do wybuchu II wojny światowej, choć jako historyk z wykształcenia powinien wiedzieć doskonale, że historia to proces, a nie ciąg oderwanych od siebie wydarzeń. Manipuluje, pisząc, że jedynie współpraca ekonomiczna z ZSRR zbudowała potęgę militarną hitlerowskich Niemiec. Fakt owocnej współpracy kapitalistycznych potęg zachodu z Niemcami nie tylko przed wojną, ale też w czasie jej trwania jest powszechnie znany. Płynnym ruchem polski premier przypisuje Rosji współodpowiedzialność za zagładę Żydów, by kilka akapitów dalej potwierdzić to jeszcze zdaniem, że „ratowanie Żydów nigdy nie było priorytetem dla Stalina i Armii Czerwonej”.
Morawiecki dodaje, że „prawdziwa historia podwójnej okupacji Polski mogła być opowiedziana przez Polskę dopiero w 1989 roku”. Nie, panie premierze. Właśnie pisanie od nowa najnowszej historii Polski przez instytucje III RP, negowanie innych punktów widzenia niż katolicko-narodowy, wyrzucanie do kosza dorobku całych pokoleń przejdą do historii jako przykład perfidnego grania przeszłością.
Morawiecki mówi półprawdy o stosunkach polsko-żydowskich w czasie wojny i okupacji, choć źródeł, pokazujących, że były one pełne polskiego bohaterstwa, ale też podłości, zbrodni i zdrady, jest mnóstwo. Co ciekawe, rzuca też premier uwagę, że polski rząd na uchodźstwie „próbował” uświadomić zachodnim sojusznikom rozmiary zbrodni na Żydach. Ale nie wyjaśnia, dlaczego tylko próbował, zderzając się ze ścianą obojętności. Czyżby zachód miał „inne priorytety”? Dlaczego tutaj polski premier nie jest tak bezlitośnie surowy, jak dla ZSRR?
Na koniec Morawiecki sugeruje, że tylko jego punkt widzenia w sprawach II wojny światowej jest właściwy. Nie, panie premierze. W badaniach historycznych i dyskusji o przeszłości tak się nie da.
Już jest reakcja
Artykuł polskiego premiera wywołał bardzo mocną reakcję w Rosji. Do ataku jeszcze tego samego dnia rzucili się najwięksi propagandziści. Już poszły w świat podłe słowa jakiegoś nieodpowiedzialnego durnia, który powiedział, że Stalin miał rację, nakazując mord w Katyniu. Potem przypomną z pewnością Morawieckiemu jego hołdy dla współpracowników nazistów – Brygady Świętokrzyskiej, odbierając mu wiarygodność. Obrzucanie się nienawiścią będzie trwało.
Największymi ofiarami tej historiograficznej wojny zastępczej zostaną natomiast prawdziwi polscy bohaterowie. Ci, którzy walczyli o Wał Pomorski i zdobywali Berlin. Polski IPN dawno wyrzucił ich na margines, wmawiając społeczeństwu, że z niewłaściwej strony szli na ten Berlin, że nie ma z czego być dumnym. Teraz również rosyjscy usłużni komentatorzy prędzej przypomną o Polakach w Wehrmachcie (oczywiście wyrywając całą rzecz z kontekstu) niż o braterstwie broni sprzed 75 lat. I co? O to polskiej prawicy chodziło?
Może być jeszcze gorzej
A czemu nie miałoby zdarzyć się to, czego od dawna domagają się niektórzy rosyjscy politycy? Wzorem amerykańskim Rosja wprowadzi sankcje personalne przeciwko najwyższym politykom Polski, zamknie przed nimi przestrzeń powietrzną, obłoży karami firmy, które zechcą robić z państwowymi polskimi przedsiębiorstwami jakiekolwiek interesy, będzie bojkotować międzynarodowe imprezy, na których pojawią się polscy politycy. Taka lista Morawieckiego. I są wszelkie podstawy, by przewidywać, że oczywiście mamy na Zachodzie przyjaciół, ale ich przyjaźń może okazać się nie tak mocna, jak chęć zarabiania na interesach z Rosją.
Dość tego nakręcania wrogości, dość grania emocjami z obu stron. Muszą znaleźć się siły, które cofną oba kraje z tej drogi. Ona prowadzi nie tyle w ślepy zaułek, ile do nieodwracalnych skutków, które będą miały bezpośredni wpływ na życie zwykłych ludzi. Nie ma żadnego powodu, dla którego społeczeństwo ma płacić za wojny nie w polskich zresztą interesach, które prowadzą polskie elity. Zatrzymajmy się!