Instytut Pamięci Narodowej zablokował ustawienie w Krakowie kamieni Stoplerstein, które tworzą sieć pamięci o ofiarach Holocaustu. Jeszcze kilka takich ekscesów, a zbliżymy się do negacjonistycznego obłędu.
Kamienie Stolperstein tworzą sieć pamięci po ofiarach Holocaustu. Zaczęła powstawać w latach 90. XX wieku, akcję wszczął niemiecki artysta Guenter Demnig. Na każdym znajduje się niewielka kwadratowa tabliczka, która informuje o konkretnej osobie, która zginęła podczas II wojny światowej. Z reguły kamienie pojawiają się tam, gdzie ostatnio dana osoba mieszkała.
Na świecie artefaktów tych jest ponad 70 tysięcy. M. in. w RFN, Austrii, Holandii, Norwegii, Grecji, na Węgrzech, Litwie, w Macedonii Płn., ale też w Argentynie, Hiszpanii czy Szwajcarii. W Polsce takie kamienie zostały ustawione we Wrocławiu, Łomży, Mińsku Mazowieckim czy Oświęcimiu. Kilka miesięcy temu pięć kamieni pojawiło się też w Zamościu dla upamiętnienia rodziny Wolwenfeldów, którzy byli właścicielami kamienicy przy ul. Zamenhofa.
Jak informuje na swojej stronie internetowej radio TOKfm kamienie te miały pojawić się również w Krakowie. Walczy o to Nora Lerner, na stałe zamieszkała w Jerozolimie. Jej przodkowie byli przez lata związani z Krakowem; wszyscy zginęli w czasie wojny. Lerner chciała na początek upamiętnić Stolpersteinami siedmioro swoich krewnych. Na drodze jej inicjatywy stanął jednak krakowski oddział IPN.
– Ciotka i wujek mojego ojca, Markus i Roza Gross wybudowali dom na Miodowej 34. Z kolei dr Roman Kolber, mój wujek, był bardzo znanym i poważanym pediatrą. Rozdawał lekarstwa i zabawki biednym dzieciom. Niestety, na kamienie pamięci nie dostałam zgody – powiedziała Lerner w rozmowie z Anną Gmiterek-Zabłocką, dziennikarką TOKfm.
IPN uważa jej inicjatywę za „idiotyczną”.
„Z jednej strony odróżniamy tych, którzy przeżyli koszmar wojny, od niewinnie pomordowanych ofiar, z których – na skutek celowych zabiegów okupantów – wielu nie ma żadnego miejsca upamiętnień. Musimy każdorazowo brać pod uwagę skalę zjawiska i różnorodności cierpień różnych grup ludności” – napisał Maciej Korkuć, naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.
W korespondencji tej przeczytać również można, że koncepcję związaną z kamieniami IPN uznaje za „wysoce kontrowersyjną i generalnie sprzeczną z przyjętą w Polsce kulturą pamięci”. „Płyty chodnikowe każdego dnia są deptane i narażone na zanieczyszczenie w różnej postaci. Musi budzić wątpliwość, czy tego rodzaju upamiętnienie będzie jednoznacznym wyrazem hołdu dla ofiar niemieckiego terroru” – głosi pismo z IPN.
Polski IPN wie o tym jak należy upamiętniać ofiary żydowskiej zagłady lepiej od Żydów, lepiej od potomków pomordowanych i w ogóle lepiej niż wszyscy. Trudno ocenić odpowiedź polskiej policji historycznej inaczej niż jako bezczelną i skandaliczną. W dokumencie znalazło się też stwierdzenie, że o wydarzenia performerskie „nie zawsze muszą iść w parze z szacunkiem dla ofiar oraz ich równym traktowaniem”.
– Zadaję sobie pytanie, czy urzędnicy w ogóle wiedzą czym są stolpersteiny i jaką funkcję pełnią w upamiętnianiu Holocaustu? Tu nie chodzi o kamień sam w sobie i wmurowanie go w trotuar, w miejscu, gdzie mieszkała konkretna żydowska rodzina. Tu chodzi o to, że to jest początek pewnej drogi – dzięki kamieniom, tworzy się sieć pamięci, nawiązuje się kontakt z potomkami tych ludzi, wywołuje się dyskusję na ten temat. To nie jest jednorazowa akcja. To jest społeczne funkcjonowanie pamięci i upamiętniania Holocaustu – skomentował postępowanie krakowskiego IPN-u prof. Robert Traba, historyk, pracownik Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Jego opinię także przeczytać można na stronie internetowej radia TOKfm.
Naukowiec odniósł się również sformułowania jakoby Stoplersteiny to była „niegodna forma upamiętnienia”.
– To niegodna odpowiedź urzędnika, który nie wie, o czym mówi. To najkrócej. Na tym postawię kropkę. To jest tak poza moją wyobraźnią, że nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć – kwtiuje Traba.