17 listopada 2024
trybunna-logo

Ci wstrętni okupanci

Ci wstrętni okupanci

uchodźcy Litwa

Burzliwą dyskusję w mediach wywołały publiczne oświadczenia intelektualnych przywódców rządzącej partii, dotyczące porównania wstrętnych okupacji naszej suwerennej ojczyzny przez hitlerowców (czytaj – że jednak przez Niemców), przez stalinowską ZSRR (czytaj, że jednak głównie przez Rosjan) i ostatnio przez Unię Europejską (czytaj, że głównie znowu przez Niemców i zdradliwych Francuzów, których przecież uwielbialiśmy od czasów Napoleona I). Drugim wątkiem tych wypowiedzi była wątpliwość, czy teraz musimy to znosić, czy też powinniśmy po angielsku wyjść z tej Unii i przestać pełnić rolę strażnika jej, jakże niebezpiecznej, wschodniej granicy.

Smętne życie pod okupacją

Nie miałem zamiaru włączać się do tej dyskusji, którą trudno uznać za poważną. Ale przypadkowo wpadły mi w oczy daty uroczenia obu znakomitych polityków, autorów tych zaskakujących wypowiedzi. Konfrontacja tych dat z naszą najnowszą historią, trochę mnie rozbawiła.
Obaj jeszcze nie istnieli w czasie prawdziwej okupacji wojennej i tym samym nie mieli przyjemności obserwowania życia w Generalnej Guberni. Młodszy z nich, autor okupacyjnych porównań, zaistniał dopiero w już fatalnie osłabionej okupacji sowieckiej, czyli epoce gomułkowskiej, po 1956 roku. Ale jako dziecię pieluszkowe, mimo wrodzonej inteligencji, nie wiele przecież rozumiał. Sądzę, że tak naprawdę mógł się interesować polityką w połowie gierkowskiej dekady. Mimo okupacyjnych warunków uczył się, skończył szkołę średnią i pomaturalną, zaczął pracować. Indoktrynacja młodzieży, zalecała miłość do innego ustroju i innych grup politycznych. Ale można przypuszczać, że był odporny i zachowywał postawę niezłomnego Polaka – patrioty. Naturalnym następstwem po zmianie ustroju była aktywność polityczna, uwieńczona ważnymi stanowiskami.

Starszy Autor, sugerujący konieczność rozważenia słuszności dalszego uczestniczenia w Unii Europejskiej, był już aktywny umysłowo i fizycznie w końcu okresu gomułkowskiego i w całej dekadzie gierkowskiej. Nie wiem, czy miał wówczas świadomość, że żyje pod okupacją Skończył studia, aktywnie działał w formalnych i nieformalnych grupach studenckich. Solidarnościowe kontakty tych grup spowodowały, że rozwinął kontakty także i z tym środowiskiem, stopniowo wchodząc do polityki.

Niezręczne porównania

Denerwujące zarówno opozycjonistów jak i partyjnych kolegów wypowiedzi dotyczące relacji Komisji UE i Polski, były zapewne spontaniczne i emocjonalne, ale także – niestety – bezsensowne i szkodliwe.
Wiele leciwych osób, w tym także niektórych gości na mojej przyzbie, szczególnie „wkurzyło” porównanie stosunków z Unią do okupacji w czasie II wojny. Bezsensowność tej odkrywczej myśli nie tyle ich obrażała, co świadczyła o śmiesznym, ale i niepokojącym poplątaniu pojęć polityka, wysoko umieszczonego w hierarchii ważności. W końcu nawet z patriotycznej literatury musiał wiedzieć, że wojenna okupacja nie polegała na rozdawaniu pieniędzy, tylko na łapankach, obozach koncentracyjnych, mordowaniu i czynnej walce z militarnymi i administracyjnymi ogniwami okupanta. Pod sowiecką okupacją miał szczęście żyć po 1956 roku, czyli zasadniczo złagodzonym ustroju, w którym Polska miała zasłużoną opinię „najweselszego baraku w socjalistycznym obozie”. Gdyby urodził się wcześniej, to może brałby udział w jedynej (dotychczas!) w naszej historii milionowej manifestacji poparcia dla W. Gomułki, ze zdziwieniem patrzył na księży błogosławiących polską delegację jadącą na pierwsze po „przewrocie” rozmowy w Moskwie. Z troską też obserwowałby sytuację postawienia radzieckich garnizonów i w stan gotowości, przygotowanej na wypadek fiaska rozmów i próby oderwania polskiego baraku od obozu. Niezadowoleni z rzekomo nadmiernej łagodności tych rozmów zamilkli po niemal równoległych, krwawych doświadczeniach węgierskich. w których zginęło ponad 2500 Węgrów i 740 żołnierzy radzieckich – głównie Rosjan.
Starszy wiekiem propagator PISu i jego programów nie sięgał to okupacyjnych porównań. Powiedział jedynie, że jeśli Unia, jej trybunały i niesympatyczni komisarze będą nadal gnębili nas niesłusznymi wyrokami, grozili karami i żądali innej praworządności niż ta, którą wymyślili nasi przywódcy – to będziemy musieli zastosować bardziej drastyczne środki obronne. Żądni sensacji dziennikarze uznali, że jest to groźba polsitu, – czyli opuszczenia Unii. A przecież każde dziecko wie, że Unia bez Polski była by słabiutka, uboga i mniej religijna, a więc zdana na pastwę sił nieczystych. I nawet wykorzystanie polskiego przykładu „gmin „wolnych od LGBT” niewiele opóźniłoby proces narastającej zgnilizny moralniej zachodniej Europy.

Co dalej?

W nieco nerwowej dyskusji na przyzbie padło pytanie – to czego właściwie mamy się spodziewać? Pożegnamy się z Unią udowadniając, że już 6 lat temu podnieśliśmy się z kolan i mamy w głębokim poważaniu straty finansowe i pogłębienie negatywnej opinii w Europie i Ameryce północnej?
Czy też tradycyjnie pomachamy szabelkami, rzucimy jeszcze kilka inwektyw na temat trybunałów i komisarzy, ale w zasadniczych sprawach zrobimy krok wstecz, łagodząc stosunki z „unijną biurokracją” i zmieniając atmosferę z niemal wrogiej, na stwarzającą nadzieję normalizacji?

Doszliśmy do wniosku, że mimo udawania bohaterów i uporczywego tworzenia nowego systemu politycznego nazywanego przez niektórych „kaczokracją”, nasi aktualni władcy nie odważą się na zastosowanie pierwszego wariantu. Koszty mogłyby być zbyt duże. To nie tylko straty finansowe, które i tak poniósłby naród, a nie nosiciele władzy. To groźba jej utraty w sposób, który oceniony zostanie przez historię, jako przykład ambicjonalnego, ale świadomego działania, szkodliwego dla kraju. To też możliwość wywołania protestów, o skali przekraczającej wytrzymałość struktur państwa. Z ostatnich, oficjalnych wypowiedzi kierownictwa rządzącej partii można przypuszczać, że – „póki co” – wybrano drugi wariant. Co nie oznacza, że w sprzyjających warunkach nie można go zmienić.

Jest więc bardziej prawdopodobne, że pokrzyczą, ponarzekają, ponegocjują, coś utargują i ustąpią przynajmniej w tych sprawach, które decydują o „to be or not to be” Polski w Unii.

Ale – naszym zdaniem – ślad walki o średniowiecznie rozumianą suwerenność, pozostanie na długo w umysłach unijnych działaczy i urzędników. Objawy sympatii będą przypominały zachowania ekspedienta w sklepie, w którym towaru jest zbyt mało, aby zaspokoić oczekiwania wszystkich klientów.

Poprzedni

Res Humana wspomina i patrzy w przyszłość

Następny

Walne Zgromadzenie Stowarzyszenia Parlamentarzystów Polskich

Zostaw komentarz