Do późnych godzin wieczornych trwały wczoraj protesty w całej Polsce – od sparaliżowanych metropolii po małe miejscowości, gdzie, zdawało się, rząd dusz ma PiS. Rano we wtorek 27 października głos zabrał premier Morawiecki, i pokazał, że władza zamierza dalej robić swoje.
W swoim porannym wystąpieniu Mateusz Morawiecki powtarzał, ze szanuje prawo wyboru, jednak prawo do życia jest ważniejsze. Zignorował argumenty obrończyń praw kobiet, wskazujących, że na podstawie wykreślonej przez TK z ustawy przesłanki embriopatologicznej były przerywane ciąże, gdzie płód nie miał żadnych szans na przeżycie po porodzie.
– Będziemy z ogromną troską podchodzić do wszystkich sytuacji, wszystkich kobiet. Będziemy pomagać kobietom, dzieciom po to, by mogły się normalnie rozwijać w łonie matki, a później żeby mogły normalnie żyć – zapewniał premier kraju, w którym problemem może być nawet sam dostęp do ginekologa, nie mówiąc o badaniach prenatalnych i godnym traktowaniu kobiety w ciąży i podczas porodu.
Obłudna prawica
Morawiecki przekonywał również, że skoro wyrok TK nie dotyczy przesłanki umożliwiającej przerwanie ciąży, gdy zagrożone jest życie kobiety, to nikt kobiet do heroizmu nie zmusza. O wiele bardziej zaniepokojony był faktem, że uczestniczki protestów zamachnęły się na „świętości i wartości”, czyli na kościoły. Nazywając takie zachowanie aktem barbarzyństwa premier wzywał do powstrzymania się od agresji i do uspokojenia sytuacji.
Obłuda szefa rządu może tylko jeszcze bardziej rozgniewać kobiety, które wczoraj do późnych godzin wieczornych nie schodziły z ulic nie tylko dużych miast, ale również mniejszych miasteczek, gdzie takich manifestacji nie widziano nigdy wcześniej. Po kilkaset odważnych obywatelek, stawiających się władzy, znalazło się nawet w bastionach PiS na Podkarpaciu, Podlasiu, Lubelszczyźnie i ziemi kieleckiej. Oprócz „Jebać PiS” i „Wypierdalać” zabrzmiały również podobnie gniewne okrzyki pod adresem Konfederacji.
Konfrontacje pod kościołami
Do dramatycznych scen doszło wczoraj wieczorem w miastach, gdzie demonstracje kobiet udały się pod kościoły, a aktywiści Młodzieży Wszechpolskiej i innych skrajnie prawicowych organizacji próbowali wystawiać kontrmanifestacje. Na warszawskim Placu Trzech Krzyży w stronę narodowców poleciały petardy i butelki, wódz marszów niepodległości Robert Bąkiewicz, który jeszcze kilka godzin wcześniej buńczucznie zapowiadał utworzenie specjalnej straży do obrony kościołów, w panice prosił na Twitterze o posiłki. Część skrajnych prawicowców przerwała policyjny kordon i ruszyła atakować protestujących; doszło do przepychanek, policja ponownie użyła gazu. Protest kobiet przybrał takie rozmiary, że ruch w mieście do późnych godzin został sparaliżowany.
W Katowicach Wszechpolaków, którzy na stopniach katolickiej katedry baner z martwym płodem, uratowała policja: uczestnicy prokobiecej demonstracji usiłowali wyrwać im plakat, a potem obrzucili ich jajkami. Funkcjonariusze rozpylili gaz łzawiący, rozdzielili obie grupy, a przedstawiciele archidiecezji katowickiej sami poprosili prawicowców o opuszczenie terenu kościoła. Rekord frekwencji pobiła manifestacja wrocławska, na którą przybyło ponad 50 tys. kobiet i ich sojuszników.
Walka trwa
Niezwykle budującym widokiem były sceny poparcia dla kobiet ze strony rolników czy ratowników medycznych, którzy w kilku miastach przyłączyli się do demonstracji, a także górników z Sierpnia ‚80 – związek oficjalnie poparł protesty. Z kolei w Krakowie razem z kobietami przemaszerowała część protestu nawet grupa policjantów (!).
W środę 28 października kobiety zapowiadają strajk powszechny: masowo nie pójdą do pracy lub na (zdalne) zajęcia w szkołach i na uczelniach, znowu wyjdą na ulice blokować miasta.