16 listopada 2024
trybunna-logo

Cała klasa polityczna mniej zarobi

O skutkach wojny politycznej PO-PiS, czyli – czyli kowal zawinił a Cygana powiesili.

Zaczęło się dosyć niewinnie od próby przyznania sobie dodatkowych zarobków przez ministrów Prawa i Sprawiedliwości, potem był atak Platformy Obywatelskiej, a skończyło się na dyskusji o moralności w polityce i ograniczeniu zarobków dla praktycznie całej klasy politycznej – niezależnie od przynależności partyjnej.

Szydło dała nagrody swoim ministrom

W grudniu 2017 roku poseł PO Krzysztof Brejza zwrócił się z interpelacją w sprawie nagród dla członków rządu premier Beaty Szydło za 2017 rok. Wkrótce otrzymał odpowiedź z Kancelarii Premiera. Okazało się, że 21 konstytucyjnych ministrów rządu Szydło otrzymało blisko 1,5 miliona złotych nagród. I tak np. obecny premier Mateusz Morawiecki otrzymał 75.100 zł, najwięcej bo 82.100 zł otrzymał ówczesny szef MSWiA Mariusz Błaszczak. Najmniej, bo „tylko” po 65.100 zł otrzymali m.in. premier Beata Szydło (w jej wypadku trzeba by powiedzieć „przyznała sobie”), wicepremier Jarosław Gowin, minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel i szefowa KPRM Beata Kempa. Trzeba też dodać, że nagrody (nieco niższe bo po ok. 50 tys. zł.) otrzymali również urzędnicy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – oczywiście byli to członkowie PiS.
To oznacza, że przeciętnie każdy z ministrów otrzymał miesięczny dodatek w wysokości ponad 5 tysięcy złotych do w końcu wcale niemałej ministerialnej pensji wynoszącej od 10 do 12 tysięcy zł plus różne też niemałe dodatki. Tak dla porządku przypomnijmy, że średnie miesięczne wynagrodzenie w Polsce w 2017 roku według GUS wynosiło 4.271 zł. I nie był to dodatek do pensji, jak w wypadku ministrów, tylko zasadnicze wynagrodzenie. To musiało – łagodnie mówiąc – zbulwersować Polaków. Po pierwsze wysokość tych premii rodziła naturalną wściekłość u ludzi, którzy nie osiągali i nie mają szans na osiągnięcie takich dochodów, nie mówiąc o premiach. Po drugie fakt, że zrobiono to bez poinformowania opinii publicznej, czyli zapewne z chęcią ukrycia tych premii, musiał budzić różne podejrzenia co do czystości intencji podjętych działań, jak i ich podstaw prawnych. Po trzecie była to wielka klęska wizerunkowa Prawa i Sprawiedliwości – ugrupowania, które przecież występowało pod hasłami zniesienia różnych elitarnych przywilejów, sprawiedliwości społecznej, zmniejszenia alienacji władzy, większej jawności w życiu publicznym. Ten pozytywny wizerunek został nagle poważnie nadszarpnięty.

Platforma Obywatelska: „Konwój wstydu” kontra „Koryto+”

Oczywiście „totalna opozycja” – Platforma Obywatelska natychmiast wykorzystała sprawę nagród dla ministrów premier Szydło do przeprowadzenia frontalnego ataku na Prawo i Sprawiedliwość i rząd Beaty Szydło, a przy okazji i w rząd Mateusza Morawieckiego – bo to przecież w znakomitej większości ci sami ministrowie. Platforma Obywatelska starała się udowodnić, że działania premier Szydło były nielegalne. Drugą interpelację w sprawie zasadności nagród złożył poseł Brejza, kolejną posłowie Platformy Jan Grabiec, Mariusz Wilczak i Mariusz Kierwiński. Pytania o zasadność tych nagród, o ich prawne uzasadnienie, moralno-etyczną postawę i uczciwość Prawa i Sprawiedliwości padały na licznych konferencjach prasowych kierownictwa PO. „Miała być pokora i umiar, a wyszło jedno wielkie dojenie” – ten cytat z wypowiedzi jednego z czołowych polityków Platformy najlepiej oddaje klimat kampanii medialnej PO. Szybko do sprawy nagród przylgnęła nazwa „Program PiS Koryto+”.
Jednak chyba najbardziej działaczy Prawa i Sprawiedliwości musiała zaboleć kampania bilbordowa Platformy. Na bilbordach były zdjęcia ministrów Prawa i Sprawiedliwości z podaną kwotą pobranej nagrody i wezwaniem „do rozliczenia się ze skoku na kasę”, również napisem „PiS – Wstyd”. W ramach akcji nazwanej przez PO „Konwój wstydu” samochody z tymi bilbordami najpierw jeździły po Warszawie – m.in. stały przed siedzibą PiS na ul. Nowogrodzkiej, a potem rozjechały się po całej Polsce.
PiS rzecz jasna próbował atakować – m.in. była premier Beata Szydło twierdziła, że ze względu na dorobek jej rządu ministrom „to się należało”, ale wrażenie było raczej żenujące, odwrotne od zamierzonego. Przypomniano, że nagrody dla członków rządu Szydło nie są czyś nowym – również członkowie rządu za czasów koalicji PO-PSL otrzymywali nagrody. Opanowana przez PiS telewizja publiczna zaczęła publikować materiały o wysokich wynagrodzeniach działaczy i pracowników samorządów. Oczywiście dziwnym trafem były to te samorządy, w których rządziła Platforma Obywatelska.
Jednak społeczny ogląd tej wymiany ciosów PiS-PO był negatywny dla PiS. PiS zaczął tracić poparcie społeczne w kolejnych badaniach opinii publicznej. Mówiąc trywialnie „słupki mu zaczęły spadać”. Nie były to jakieś straszne straty, bo PiS nie stracił dwukrotnej przewagi nad PO, ale tendencja do malejącego poparcia dla PiS musiała być groźnym memento.

Kaczyński boi się „głosu ludu”

I wtedy – w obliczu nieskuteczności swoich ludzi – do akcji włączył się sam prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński ewidentnie zbulwersowany, a może przerażony, zmieniającymi się na niekorzyść PiS nastrojami społecznymi. Świadczą o tym jego wypowiedzi z konferencji prasowej: „Vox populi, vox Dei. Głos ludu głosem Boga”, „Jest oczekiwanie daleko idącej skromności w życiu publicznym”. Przewodnicząca Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer skomentowała jego konferencję jako „Gest kapryśnego dziadunia, który w akcie paniki miota się dookoła”.
Pod hasłem „Do polityki nie idzie się dla pieniędzy” Kaczyński przedstawił kilka propozycji – a w zasadzie decyzji władz PiS – w sprawie zwiększenia „skromności w życiu publicznym”.
Po pierwsze – obniżenie pensji poselskich i senatorskich o 20 procent. Kaczyński zapowiedział szybkie wniesienie projektu w tej sprawie i jednocześnie zapowiedział, że parlamentarzyści PiS, którzy za ustawą nie za głosują, nie znajdą się na listach wyborczych PiS w następnych wyborach.
Obecnie posłowie i senatorowie zarabiają miesięcznie 10.021 zł brutto plus 2.473,08 zł brutto diety poselskiej. Posłowie mają również do dyspozycji 12.150 zł ryczałtu na prowadzenie biur poselskich – są to m.in. czynsz, opłaty za media, koszty wynagrodzenia pracowników, koszty dojazdów i podróży służbowych. Parlamentarzyści otrzymują również dodatkowe wynagrodzenie z tytułu zasiadania we władzach komisji sejmowych i senackich.
Po drugie – będą wprowadzone nowe limity (ograniczenia) płac dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, a także dla starostów i marszałków województw i ich zastępców.
Obecnie pensja wójta, burmistrza i prezydenta miasta nie może być wyższa niż 7 krotność kwoty bazowej czyli ok. 12.500 zł. Natomiast płace marszałków województw to kwoty od 12.000 do 14.500 zł brutto miesięcznie. Praktycznie na wszystkich szczeblach samorządów zarobki władz są uzupełniane poprzez udział w radach nadzorczych spółek komunalnych.
Po trzecie – zostaną zniesione „wszelkie dodatkowe poza pensją świadczenia, jeśli chodzi o kierownictwa spółek skarbu państwa”.
Obecnie najwięcej zarabiają członkowie kierownictw spółek, w których skarb państwa ma mniej niż 50 procent udziałów (wg money.pl prezesi powyżej 1,5 mln zł brutto rocznie. W 10 największych spółkach od 0,9 do 3,2 mln zł brutto rocznie). Natomiast znacznie niższe są zarobki w spółkach, gdzie skarb państwa ma powyżej 50 procent udziałów, bowiem tam działa ustawa kominowa i zarobki nie mogą miesięcznie przekroczyć sześciokrotności przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, czyli ok. 25.000 zł brutto miesięcznie. Dodatkowymi dochodami w spółkach skarbu państwa jest praca w radach nadzorczych spółek zależnych (spółek-córek), wypłacanie części wynagrodzeń w akacjach.
Po czwarte – ministrowie konstytucyjni, sekretarze stanu, którzy są politykami przekażą swoje nagrody do połowy maja do „Caritasu” na cele społeczne. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek zapowiedziała, że na pewno wszyscy zwrócą nagrody „bo jak nie, to…” – choć ona to jakoś łagodniej powiedziała. Natomiast władze „Caritasu” w specjalnie wydanym oświadczeniu stwierdziły, że ł o inicjatywie PiS nic nie wiedzieli, ale od ministrów dobrowolne datki przyjmą i przeznaczą na dwa programy pomocy społecznej dla dzieci. Były jeszcze jakieś polemiki dlaczego akurat pieniądze mają trafić do „Caritasu” a nie jakiejkolwiek innej instytucji charytatywnej. Z kolei Platforma ponownie zaatakowała PiS zadając pytanie dlaczego pieniądze z nagród nie trafiły tam, skąd wyszły – to jest do budżetu. Ostatecznie władze PiS zdania nie zmieniły, a do chwili obecnej chyba już większość ministrów nagrody oddała.
A tak na marginesie – w taki oto, niemal niezauważalny, sposób PiS przepchnął z budżetu państwa do katolickiej organizacji charytatywnej 1,5 miliona złotych!

Spokój w PiS

Stanowcze stanowisko prezesa PiS odwróciło wahadło nastrojów społecznych w drugą stronę. Decyzję Kaczyńskiego o zwrocie pobranych nagród przyjęto trochę jak powrót syna marnotrawnego do domu. Odwaga przyznania się do błędnej decyzji i jej zmiana w polskiej polityce, w polskiej klasie politycznej to zdumiewający ewenement, tym bardziej cenny. Natomiast rodzi się pytanie jak decyzja Kaczyńskiego została przyjęta w jego własnym obozie politycznym. Niektóre media informowały, że pytani przez nich ministrowie na temat zwrotu nagród wypowiadali się mało entuzjastycznie – dotyczyło to zwłaszcza ministrów, którzy byli w rządzie Szydło, a nie weszli do rządu Morawieckiego. NA dodatek w chwili gdy wybuchła afera z nagrodami za 2017 roku kończyła się zarządzona przez Morawieckiego akcja odchudzania rządu, w wyniku której stanowiska straciło ponad 20 wiceministrów i trwały dyskusje nad likwidacją premii dla ministrów i wiceministrów. Na pewno wszystko to nie wpłynęło dobrze na kondycję działaczy PiS, ale trzeba przyznać, że pod adresem Kaczyńskiego – jak na razie – nie padło żadne słowo krytyki.

„Licytacja na populizm” czy walka na uczciwość w polityce

Zwrot nagród to jedno, ale Kaczyński poszedł jeszcze dalej. Postanowił ograniczyć dochody posłów i senatorów, władz samorządowych oraz kierownictw spółek skarbu państwa.
Zdaniem opozycji PO, Nowoczesnej i PSL jest to działanie populistyczne, jedynie Kukiz’15 wypowiada się pozytywnie o tej akcji. Paweł Kukiz wręcz się cieszył: „Ale będzie kwik na Wiejskiej”. Rzeczywiście – stawia to w bardzo trudnej sytuacji partie polityczne, które do tej pory mówiły o „tanim państwie”, obniżeniu biurokracji itp., ale nigdy się nie spieszyły do realizacji Tych haseł.
Natomiast duża część polskiego społeczeństwa dobrze to odebrała, gdyż do przedstawicieli wszelkich władz ma stosunek co najmniej nieufny – posłowie i senatorowie mają opinię nierobów, pijaków i złodziei. Taka opinia jest skutecznie Kształtowana przez różne kolorowe dzienniki, które na pierwszych stronach odnotowują każdą wpadkę posła czy senatora i nie robią tego bezinteresownie, bo wiedzą, że ich czytelnicy nie lubią lokatorów z Wiejskiej. I tak Kaczyński posługując się czysto populistyczną argumentacją – „więcej skromności” odbudował wizerunek PiS w oczach – przynajmniej części – opinii publicznej.
Zaskoczenie pomysłami PiS było ogromne. Takie pomysły najczęściej zgłaszają partie, kiedy są w opozycji i nie mają mocy sprawczej do ich realizacji. W tym wypadku o propozycjach zmian poinformował prezes rządzącej partii, która ma samodzielnie większość w Sejmie i zasłynęła już z tego, że może uchwalać ustawy praktycznie z godziny na godzinę.

Szybka legislacja

Zgodnie z obietnicą Kaczyńskiego działania w sprawie obniżki wynagrodzeń posłów i senatorów nabrały tempa. 3 kwietnia ukazał się druk sejmowy nr 2460 zawierający krótki, dwupunktowy projekt ustawy o zmianie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. 20 kwietnia został skierowany do pierwszego czytania w Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych. 30 kwietnia odbyło się pierwsze czytanie w komisjach i przyjęto sprawozdanie wraz z projektem ustawy. Projekt został przegłosowany w wersji zgłoszonej przez PiS. Natomiast posłowie Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej nie wzięli udziału w głosowaniu.
Tak więc o 20 procent zostaną zmniejszone wynagrodzenia posłów i senatorów – pozostałe składniki tj. diety, ryczałty na prowadzenie biur poselskich i wynagrodzenia z tytułu pracy w komisjach sejmowych i senackich nie uległy zmianie. Reasumując – posłowie i senatorowie będą otrzymywać miesięcznie netto tysiąc złotych mniej. Powinno to dać 13 milionów złotych oszczędności.
Biorąc pod uwagę układ sił w parlamencie można się spodziewać, że projekt stanie się ustawą jeszcze w maju.
Natomiast jak na razie nic nie wiadomo o dwóch innych propozycjach Kaczyńskiego – tj. obniżeniu wynagrodzeń samorządowców i dodatkowych dochodów kierownictw spółek skarbu państwa.

Poprzedni

ZWM wciąż walczy

Następny

Flaczki tygodnia

Zostaw komentarz