Jarek Ważny
Szef UEFA, Włoch, którego z nazwiska nie pamiętam, pokazał się z najlepszej strony. Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, co się liczy w europejskiej piłce, teraz powinien mieć milion procent pewności. Stopa zwrotu w rublach transferowych.
Doprawdy, trzeba mieć sporo pewności siebie, żeby postępować jak Giani Infantino. Rosyjska horda najeżdża Ukrainę, morduje ludzi, a w zamian w europejskiej federacji piłkarskiej język najeźdźcy zyskuje status oficjalnej nowomowy. Ciekaw jestem, ile kosztuje taka usługa. Bo o motywach jej podjęcia nawet nie śmiem domniemywać.
Raz na jakiś czas, bo nie codziennie, żeby do reszty nie zwariować, przeglądam wojenne niusy. Nie patrzę na te wszystkie czarne scenariusze, podług których pierwsze rosyjskie bomby jądrowe polecą na Warszawę, bo mi trochę szkoda. Mojego miasta i życia. Ale na piłkę od czasu do czasu popatrzę.
Ostatnio oglądałem mecz Polaków ze Szwedami rozgrywany na Stadionie Śląskim. Kiedy padła pierwsza bramka dla Polski, wyszedłem do toalety i tyle mnie widzieli. Pewnego razu pojechałem na mecz na Stadion Śląski. Graliśmy z Belgami o wejście do mistrzostw Europy. Żeby przechytrzyć tłum, na pięć minut przed gwizdkiem na pierwszą połowę poszedłem do punktu gastronomicznego żeby kupić kiełbasę na gorąco. O bramce dla Polski dowiedziałem się, kiedy wróciłem na trybuny. Tak to już jest niestety z tą piłką, że nigdy nie wiadomo. Dlatego należy zawsze zachowywać wzmożoną czujność, bo licho nie śpi. Poza tym piłka to też doskonały przykład na to, że Putin jeszcze długo będzie robił co chce i jak chce, bo dzięki swoim płynom i kopalinom może kupić kogo chce.
To, że język rosyjski będzie jednym z oficjalnych języków europejskiej piłki niewiele robi dla jej entuzjastów. Jest jednak dość przykrym znakiem czasu. Liczy się bowiem tylko kasa. O ile Macron, Orban czy Scholz mogą sobie dowoli tokować o geopolityce i strukturze balansu we wzajemnych relacjach z putinowską Rosją robiąc interesy na ciut mniejszą skalę niż przed wojną, cała międzynarodowa brać sportowa zrywa w tym czasie współpracę i umowy. UEFA jednak daje czytelny sygnał, że miodowy miesiąc dla Ukrainy właśnie się skończył. I, niestety, podejrzewam, że niebawem, za ich przykładem pójdą inni. Na początku powolutku, pomalutku. Rosjanie pod banderą krajowego komitetu olimpijskiego, potem moratorium dla części najlepszych graczy w europejskich klubach, bo przecież burżuje zapłacili zań miliony euro, więc głupio, żeby się marnowali siedząc w domach. A później to już pójdzie. Tyle się musiało zmienić, żeby się nic nie zmieniło.
Brzydzę się takim sportem i taką piłką. Zastanawiam się, co można by zrobić, żeby położyć kres podobny zrachowaniom, i dochodzę do wniosku, że ci wszyscy którzy pragną i łakną sprawiedliwości w kopanym sporcie, winni rzucić ów związek w cholerę, a prezesa przegonić na cztery wiatry. Założyć własny związek i zbojkotować rozgrywki. Mam oczywiście świadomość, że to rojenia pijanego chłopa pod budką z piwem, ale, doprawdy, nie widzę innego rozwiązania. Infantino swoim działaniem pokazuje, że zblatowanie z ruskim bandytą było, jest i będzie i totalne, dopóki kasa się zgadza a budżet sztymuje, a my, konsumenci sportu i jego pionki na planszy, musimy grać w ich złodziejską grę.
Dumam sobie, jakie trzeba mieć kwalifikacje moralne, żeby tak jawnie walić w człona ze światem. Koleś o moralności dresiarza nadzoruje europejską piłkę i nic sobie nie robi z tego, że wszyscy dookoła pukają się w głowy na wieść o jego poczynaniach. Ale kto mu podskoczy. Skoro Putin może go trzymać w kieszeni, może to równie dobrze zrobić i Burkina Faso albo Mozambik. Kwestia ceny. Czego jeszcze nie rozumiecie dobrzy ludzie?