16 listopada 2024
trybunna-logo

Biedroń: przełożyć wybory!

08.01.2020 Warszawa (Wiosny, SLD i Razem) w wyborach na prezydenta n/z:Robert Biedron, Wlodzimierz Czarzasty . fot. Witold Rozbicki

Skoro rząd zamyka szkoły i uznaje spowolnienie gospodarcze, w tym utratę miejsc pracy, za nieuchronne, dlaczego upiera się przy utrzymaniu terminu wyborów prezydenckich? – pyta kandydat Lewicy.

Robert Biedroń nie ma wątpliwości: skoro rząd podjął wysiłek walki z epidemią, wprowadził nadzwyczajne ograniczenia w poruszaniu się i zgromadzeniach, powinien również przełożyć termin I tury wyborów prezydenckich. W ocenie kandydata Lewicy nie ma żadnego powodu, by Polacy mieli iść do urn akurat 10 maja, skoro są obawy, że zagrożenie do tego czasu nie minie.

Jedyny kandydat

– Kampania prezydencka jest prowadzona de facto przez jedną osobę – prezydenta Andrzeja Dudę. Tak być nie może. Polki i Polacy nie mogą stać się ofiarami determinacji prezesa, aby za wszelką cenę wnieść do życia publicznego nie urny wyborcze, ale całkiem inne urny, aby prezes Jarosław Kaczyński mógł przeprowadzić wybory 10 maja, a które się nie powinny odbyć. W tej sprawie – w sposób ostry – będziemy się domagali jak najszybszych decyzji, aby Polki i Polacy czuli się po prostu bezpiecznie i nie byli narażeni na zarażenie koronawirusem – obiecał Biedroń w wystąpieniu pokazywanym na Facebooku.

Z kandydatem Lewicy w sprawie terminu głosowania zgadza się 73 proc. Polaków – to wynik sondażu w sprawie terminu wyborów, jaki w ubiegłym tygodniu zamówiła i opublikowała „Gazeta Wyborcza”.

Elektorat PiS pójdzie do urn

To samo badanie opinii publicznej pokazało, że jest jednak grupa wyborców, której epidemia niestraszna. Przynajmniej poważna część elektoratu prawicowego zamierza udać się do lokali wyborczych. Sondaż pokazał, że 10 maja Duda wygrałby, zgarniając ok. 2/3 głosów. 10 proc. wyborców poparłoby Małgorzatę Kidawę-Błońską. Inni kandydaci dostaliby jeszcze mniej, ok. 4-6 proc. wskazań.

Praktycznie nierealny stał się scenariusz rozważany niedawno na łamach mediów liberalnych: rezygnacja wszystkich opozycyjnych kandydatów, by elekcja stała się niekonstytucyjna. Do wyścigu prezydenckiego „dołączyli” ostatnio prawicowi politycy z trzeciego szeregu, m.in. Marek Jakubiak. Twierdzą, że udało im się zebrać wymagane 100 tys. podpisów. Nie po to się pojawili, by teraz zrezygnować.

Poprzedni

Proces KPP: nie ma winy, jest kara

Następny

Gospodarka 48 godzin

Zostaw komentarz