24 listopada 2024
trybunna-logo

Atomowe zabawki

Jarek Ważny

W tej parszywej wojnie, NATO i Ameryka mogliby jednak okazać Putinowi choć odrobinę wdzięczności. Swoje najnowsze zabawki do zabijania, nad którymi rosyjscy specjaliści pracowali latami, oddaje im w ręce w zasadzi prosto z taśmy. Sami powiedzcie, jaka to oszczędność!

Kiedy mołojcy hulają sobie na froncie, w laboratoriach i jednostkach wojskowych paktu na N. inżynierowie rozkręcają, śrubka po śrubce, to wszystko, czym Putin najechał Ukrainę, a co zostało zabrane z pola boju w zasadzie bez najmniejszej rysy. Jedynie „Zetkę” trzeba było wprzódy zmazać, a poza tym, wszystko nówka, wprost z zakładów w Jekaterynburgu czy Magadanie. Od haubic, po karabiny, drony i katiusze, czy jak tam to kurestwo się nazywa. Rosyjska armia albo je gubi, albo zostawia w popłochu, albo od czasu do czasu traci na polu boju, razem z ludźmi. Ukraińcy wysyłają toto na zachód a nasi patrzą, co też Rosjanie ciekawego wymyślili. Praca nad takimi zabawkami trwa co najmniej dekadę. Dzięki wzorowej postawie rosyjskiej armii, wiemy dziś o ich uzbrojeniu więcej, niż przez ostatnie piętnaście lat. I to w niecały miesiąc. Zaiste, może to pomóc w zakończeniu ukraińskiej wojny i losów Putina, choć nie musi. Według samego Putina, w zakończeniu wojny mogą mu pomóc bojownicy Hezbollahu, których ma rzekomo przerzucać na Białoruś, a stamtąd na front. Zastanawiam się, czy w jego chytrym planie, Muzułmanie z karabinami to tylko armatnie mięso, którego poczyna mu brakować, czy jednak ma w tym interes, chcąc dołożyć do swojej słowiańskiej dintojry na Ukraińcach element „multi-kulti”, który mógłby zaangażować po jego stronie państwa islamskie, antyamerykańskie, jak Iran czy Syria, pozostające, zwłaszcza Syria, w rosyjskiej strefie wpływów od lat. Dla propagandzistów to wszak banalny do stworzenia przekaz, gdyby, nie daj Bóg (lub Allah), kilku z Hezbollahu zginęło od kul Amerykanina albo Anglika, walczącego po stronie ukraińskiej w międzynarodowych brygadach, a takich tamże przybywa. W imię Allaha, czy pozwolicie, żeby nasi braci ginęli z rąk niewiernych? A później to już zacznie się naprawdę, nie na żarty. Taka wizja jest niestety bardzo realna. I bardzo groźna. Bo, o ile teraz dywagujemy nad możliwości rozlania się konfliktu na Europę, o tyle przy zaangażowaniu Arabów, pewnym jest w zasadzie światowy konflikt, do tego podszyty religijną motywacją, współczesna krucjata, a po nich to już tylko ostateczny sąd.

Niemożliwym z kolei wydaje mi się pomysł Francuzów, jakoby Polska mogła odeń dostać atomowe zabawki. Pomysł nienowy, ale ostatnio odświeżany. Wedle niego, Francja dałaby nam atom, ma się rozumieć, nie do użytku wewnętrznego, na potrzeby gospodarcze, ale jako wsad do rakiet dalekiego zasięgu, wycelowanych na wschód, w celu odstraszani niecnych zamiarów Fiutina. Rakiety stałyby sobie u nas, od Suwałk po Bieszczady. Ale tylko stały. O ich ewentualnym użyciu decydowaliby Francuzi, przy aktywnym wsparciu NATO, ma się rozumieć, z naszej rekomendacji. Mielibyśmy więc mieć rakiety, ale tylko mieć. Użyć raczej byśmy ich nie mogli. Czyli w zasadzie byśmy ich nie mieli. Jednakowoż, gdyby ktoś chciał strzelić swoją rakietą w nasze, wybuch tychże siałby śmierć i zniszczenie nie we Francji, tylko u nas. Z punktu widzenia Francuzów idealne rozwiązanie. W czasie, kiedy atomowy grzyb unosiłby się nad Warszawą, oni mogliby spokojnie przygotować zapasy jodu do wydania paryżanom i odkurzyć schrony pod miastem. Pal go sześć Polskę i Warszawę. Nikt za nią umierał nie będzie. Zresztą, zawsze tak było. I idę o zakład, że nie inaczej byłoby i tym razem. Nikt by po nas nie zapłakał, gdybyśmy wzięli na siebie putinowską frustrację, która narasta z dnia na dzień. Czy jednak francuski atom byłby w Polsce w ogóle realny? Bardzo wątpię. Przy dzisiejszym naprężeniu świata i jego porządku, który stoi na łebku szpilki, byłby to raczej argument, który Putin zrazu by wykorzystał. Chyba że…z nim właśnie tak trzeba. Żeby powstrzymać tego szaleńca, należy mu pokazać, że to nie przelewki, a pistolet przy skroni, którym się straszy, właśnie został doń przystawiony. Być może tylko to jest w stanie wytrącić mu z rąk nahaj, którym bije świat po stopach. Być może jednak, to tylko wiersz wariata odbity na powielaczu, jak pisał Jacek K.

Nic z tych knowań i dociekań się nie ziści.

Tak czy inaczej, chyba nie chciałbym mieć u siebie atomowych wyrzutni, których użyć mógłby mój bogatszy sąsiad, gdyż ja sam, podług jego wizji świata, jestem na to za głupi, a na dodatek nie szanuję demokracji. Wiadomo powszechnie, że na leasingu wychodzi się drożej niż na zakupie za gotówkę. Poczekajmy zatem parę lat, naskładajmy z podatków trochę grosza i kupmy sobie własne zabawki. O ile wcześniej ktoś nie pójdzie po rozum do głowy, i nie wróci na ścieżkę pokoju, a zamiast rakiet wysyłanych na Ukrainę zacznie wysyłać rakiety w kosmos. Jeden Elon Musk na teraz to stanowczo za mało.

Poprzedni

Drzemiąc na tarczach

Następny

Wojna na horyzoncie zdarzeń (znaczeń)?