Kampania finiszuje kandydaci w drodze, obietnice rzucone w eter… Tyle, że tak naprawdę chodzi o coś innego.
Polacy podzielili się na tych, którzy uważają że polityka coś może jeszcze zmienić oraz na tych, którzy w żadne zmiany nie wierzą. Może dlatego kandydaci i ich sztaby, zwracają uwagę jedynie na tych pierwszych. Stąd kierowanie zachęt do wyborców kontrkandydatów. I tak Trzaskowski kokietuje wyborców Biedronia, a Hołownia wyborców Trzaskowskiego. Duda stara się zachęcić wyborców Bosaka, a przynajmniej sprawić by zagłosowali na niego w drugiej turze. Jednak wydaje się, że mobilizacja elektoratów doszła do ściany.
Wszyscy zachowują się przy tym jakby nie wiedzieli, lub nie chcieli wiedzieć, że w polskim systemie politycznym, wszystkie zmiany zależą od większości sejmowej. Prezydent, może jedynie przedstawiać swoje propozycje, współpracować z większością lub utrudniać je życie. Może też stać na straży konstytucji ale tak naprawdę nawet Aleksandrowi Kwaśniewskiemu nie przychodziło to łatwo a potem to już tak naprawdę nikt się nawet nie starał.
PiS chce utrzymać władzę za wszelką cenę. Dlatego kandydat Duda powie wszystko, wszystko obieca. Co więcej, jakaś część jego obietnic może zostać dotrzymana, o ile Prezes PiS uzna je za istotne.
Podobnie było w 2015 z wielu obietnic Dudy PiS zrealizował niewiele. Wprowadził program 500 + dla drugiego i następnych dzieci a następnie przed wyborami parlamentarnymi, rozszerzył program na każde dziecko. Obniżono też wiek emerytalny. A także zlikwidowano gimnazja i zrezygnowano z nauczania 6-latków.
Duda obiecywał podniesienie podatków dla najlepiej zarabiających. Zamiast tego, poprzez manipulację kwotą wolną od podatku, faktycznie nieco ulżono obywatelom o najniższych dochodach a nieco zwiększono obciążenia najbogatszym.
I w zasadzie tyle jeśli chodzi o realizację jego obietnic. Poprawa działania systemu opieki zdrowotnej została w sferze mrzonek. Nie doszło do likwidacji NFZ. System opieki zdrowotnej upada przez cały okres rządów PiS i jest szansa, że pandemia tylko go dobije. Obiecywanej likwidacji śmieciówek i równych dopłat dla polskich rolników oczywiście nie ma. I raczej nie będzie. Co więcej, pracowników na śmieciówkach przybywa a pandemia tylko ten proces przyspieszy. O frankowiczach też całkiem zapomniano ale oni od początku wydawali się być tylko elementem gry wyborczej. W rezultacie aktualne obietnice Andrzeja Dudy są już mniej konkretne a podstawowa i najważniejsza obietnica to gwarancja, że dalej będzie rządził PiS.
Wydawałoby się, że oczywistą obietnicą jego kontrkandydatów powinno być to, że zrobią wszystko co możliwe, by rządy PiS zakończyć.
W zasadzie tylko Biedroń deklaruje działania by odsunąć PiS od władzy ale trudno będzie mu odrobić straty. Pozostali kandydaci, włącznie z wyrastającym na głównego rywala Dudy, Trzaskowskim deklarują kohabitację z rządem. Realistycznie ale mało ekscytująco.
Porażka Dudy, trudno dziś powiedzieć na ile możliwa, miałaby bardziej symboliczne niż polityczne znaczenie. Utrudniła by oczywiście dalsze rządy PiS, ale przecież wszystko co potrzebne do utrzymania władzy PiS już zdobył.
Może więc warto snuć narrację na temat przyszłości Polski, już po PiS-ie. Nawet jeśli nie zacznie spełniać się od razu, to bez jej opisania nie spełni się nigdy. Przedstawiony przez Lewicę projekt ustawy reprywatyzacyjnej to krok w dobrym kierunku. Ale najważniejsze są podatki. Progresywne z pierwszym, nowym, progiem nie wyższym niż 10 %.
A potem wypowiedzenie konkordatu.