22 listopada 2024
trybunna-logo

Borys, napieraj

Jarek Ważny

Borys Budka został nowym przewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Wygrał z ogromną przewagą. Platforma się cieszy, ponoć morale w partii nigdy nie było tak dobre. Polska tymczasem się smuci, bo tego samego dnia, ekipa polskich skoczków zajęła dopiero piąte miejsce w konkursie drużynowym w Zakopanem.
No i kto tu ma gorzej, sami Państwo powiedzcie…

Borys Budka był faworytem wyścigu do fotela przewodniczącego, chwilę po tym, jak w PO rozpisano nowe wybory, a gdy Grzegorz Schetyna ostatecznie odpuścił sobie reelekcję, był w zasadzie pewien zwycięstwa. Stało się więc to, co dla przeżycia Platformy w polskiej polityce było niezbędne; PO zdecydowała się odciąć od starej kadry, żeby dać sobie szansę na wewnętrzną sanację. Należy to tym bardziej docenić, ponieważ wybór Borysa Budki na przewodniczącego partii to pierwszy taki przypadek od początku jej istnienia, kiedy to spadkobiercą „piątego piętra” nie zostaje ktoś z namaszczenia jej jedynego, prawdziwego szefa, czyli Donalda Tuska. Dopiero po wyborze na brukselski stolec, Tusk odpuścił sobie Platformę. Zostawił ją Schetynie i Ewie Kopacz, którzy w warunkach pełzającej katastrofy partyjnych struktur oraz widma kolejnych wyborów bez zwycięstwa, stają się na lata syndykami masy upadłościowej o nazwie PO. Dorzuć do tego człowieku prosty funkcje sekretarza generalnego partii dla Stanisława Gawłowskiego, a później dla Sławomira Neumanna, i masz już gotowy sposób na to, jak roztrwonić zaufanie i zaprzepaścić potencjał ludzi, którzy kiedyś Platformie zaufali. Śmieszne są w tym kontekście słowa Rafała Grupińskiego, który po wygranej Budki rzekł był, że kadencja Grzegorza Schetyny nie była zła. Dobra na pewno też nie była. Akurat Grupińskiego bardzo lubię. Najbardziej mi jednak szkoda, że nie pisze wierszy, jak kiedyś.
Wygrał Budka. I dobrze. Niech ma, na zachętę, za zajęcie pierwszego miejsca. Człowieka nie znam prawie wcale. Nigdy z nim nie rozmawiałem. Czytam na szybko świeżo upieczone analizy i knowania mądrzejszych ode mnie i dowiaduję się z nich, że prócz samego Budki, do głosu dojdą teraz w Platformie nowe głosy. Czytam o Marcinie Kierwińskim, o Cezarym Tomczyku, o Sławomirze Nitrasie. Pierwszy, nazywany był ongiś „małym Schetyną”, Tomczyk to były rzecznik rządu Ewy Kopacz, Nitras, to facet obecny w Sejmie od platformianych początków. To ma być więc ten nowy początek nowego przewodniczącego?
Z Borysem Budką i jego Platformą jest trochę jak z polską kadrą skoczków na konkurs w Zakopanem. Tak bardzo wszyscy liczyli na co najmniej trzecie miejsce, a okazało się, że jeden dobry, dwóch średnich i czwarty słaby, to za mało jak na medalowe ambicje. Bo jak się ma skrajne bieguny, a pośrodku medianę, to przy równo grających przeciwnikach, nie starczy na pudło. Borys Budka to taki Dawid Kubacki Platformy. Niby był w niej od jakiegoś czasu, ale nigdy specjalnie nie błyszczał. Jego gwiazda wzeszła, kiedy zbladła gwiazda poprzedniego lidera. Teraz to na jego barkach spoczywa los całej drużyny, ale jak się okazuje, jedna supernowa, kilka gwiazd średniej wielkości i pozostałe białe karły nie zbudują galaktyki marzeń; to będzie nadal drużyna przeciętna, z jasnym punktem na firmamencie i kilkoma gwiazdami świecącymi już mocno odbitym światłem. Żeby zaczęła świecić jasno, trzeba zmian. I to głębokich. A te, żeby dały efekt, potrzebują czasu. Ani polski kibic, nawykły do karmienia go propagandą sukcesu, ani polski wyborca, który chce sukcesu instant-zagłosuj, zjedz, straw, wyrzuć-nie chce czekać. On ma dostać to tu i teraz. Przecież zapłacił swoimi pieniędzmi i swoim czasem. Kupił bilet na skocznię, poszedł na wybory, wydał na piwo i kiełbasę, przekomarzał się z rodziną przy wigilijnym stole, wreszcie: zaufał, że będzie tak jak mówią. Że wygramy. Że wygrają nasi, znaczy się jego, a nie sąsiada. Więc mu się należy.
Dobrze życzę Borysowi Budce na nowej drodze partyjnego życia. Nie wróżę jednak sukcesów. Bo drużyna którą obejmuje, jest mocno zgrana, a musiałby mieć naprawdę twarde, jak damasceńska stal, cojones, żeby ułożyć sobie zaplecze i relacje w partii zupełnie na nowo. Może jednak to ja się mylę, może mu wyjdzie, może to Polak faulował…
Jarek Ważny

Poprzedni

Auschwitz i Holokaust jako tło targów politycznych

Następny

Nie uciekniemy od transformacji energetyki

Zostaw komentarz