Wojna nas czeka, wojna z Rosją. Wojna na gesty, wojna na słowa. Medialna wojna hybrydowa. Pierwsze starcia mamy za sobą. Wygrała je ekipa pana prezesa Kaczyńskiego. Nie dlatego, że swą kompetencją i godnością osobistą pognębiła agresję słowną prezydenta Putina.
Wygrała je dla pana prezesa, JE ambasador USA Georgetta Mosbacher, która ekspresywnie skrytykowała kłamstwa prezydenta Rosji. Za to amerykańską ambasador i całą dyplomację USA bezpardonowo zaatakowały rosyjskie media i ich MSZ. Wtedy po stronie USA, czyli Polski też, stanęli ambasadorowie Izraela, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii oraz liczne europejskie media. I nawet poważni zachodni historycy.
Pierwszy raz w sporze o XX wieczną historię po stronie polskiej stanęło aż tylu zachodnich sojuszników. Ech, gdyby w sierpniu 1939 roku sanacja miała by ich aż tylu, to może agresja hitlerowska na Polskę zostałaby przesunięta na następne lata.
Cztery bitwy
Ale ten sukces to dopiero początek wielkiej wojny. Pierwsza jej „bitwa o pamięć” rozegra się w Jerozolimie podczas uroczystości z okazji 75 -lecia wyzwolenia niemieckiego obozu śmierci w Auschwitz- Birkenau. Dlaczego nie będzie to u nas, czyli na uroczystości zorganizowanej przez polską stronę w Auschwitz? Dlaczego ekipa pana prezesa Kaczyńskiego wiedząc o przyszłej wojnie propagandowej oddały pole walki ekipie prezydenta Putina? Dlaczego pozwoliła im wybrać teren walki, co od razu pogarsza szanse rządzącej Polską ekipy pana prezesa?
Druga bitwa rozegra się 9 maja w Moskwie. Cóż, wtedy ekipa Putina też będzie grała u siebie. Próba rozpoczęcia starcia 8 maja gdzieś bliżej Warszawy może skończyć się dla pana prezesa Kaczyńskiego medialnym niewypałem.
Trzecie starcie mogłaby wygrać ekipa PiS. Stulecie wojny polsko- radzieckiej z roku 1920, ostatniej poważnej wojny wygranej samodzielnie przez wojsko polskie, z góry gwarantuje powtórkę sukcesu. Podobnie jak czwarte starcie. Rozegrane we wrześniu 2020, w czasie kolejnej rocznicy wybuchu II wojny światowej w Europie.
Dzięki tym dwóm rocznicom ekipa pana prezesa Kaczyńskiego mogłaby wygrać nawet tegoroczną wojnę medialną z ekipą prezydenta Putina. Pod warunkiem, gdyby była to tego należycie przygotowana. A wszystkie znaki na niebie, i zwłaszcza na ziemi, wskazują na kolejny festiwal fanfaronady i niekompetencji organizacyjnej. Nieróbstwo i wiarę w moc polskiej improwizacji.
Sierpień 2020 już za pół roku, a nadal nie ma potwierdzonej listy znakomitych, zagranicznych gości przybyłych na uroczystości. I wraz z nimi ekip dziennikarskich. Nie ma profesjonalnych publikacji historycznych napisanych przez uznanych na świecie historyków. Naprędce wydane, skompilowane przez prorządowych chałturników publikacje, niczego nie załatwią. Nie ma profesjonalnie zrealizowanego filmu poświęconemu wojnie. Nie ma też poświęconej jej gry komputerowej, form tak dzisiaj popularnej wśród młodych. Jest za to koszmarny projekt marmurowych kalesonów udających Łuk Triumfalny ku czci Zwycięzców Wojny 1920 roku, na szczęście nie zrealizowany.
Ekipa Kaczyńskiego chciałaby wygrać wojnę medialną z ekipą Putina, ale nie ma profesjonalnej armii. Ma swoje pospolite ruszenie w postacie przeróżnych, mniej lub bardziej szemranych firm, z Polska Fundacją Narodową na czele. Zbieraninę pazernych, łasych na kasę, nieskutecznych chałturników.
Samosie
Ekipa Kaczyńskiego marzy o wygraniu wojny z ekipą Putina, ale pragnie też tego triumfu tylko dla siebie.
Dlatego nie proponuje wspólnych działań politycznej opozycji. Nie zabiega o współpracę z licznych fachowcami, którzy są krytyczni wobec bieżącej polityki PiS. Nie ma nawet skromnego apelu ze strony rządzących obecnie Polską, apelu do opozycji o wspólne przeciwstawienie się agresji propagandowej ekipy Putina. Przeciwstawienie się kłamstwom propagowanym przez rosyjskie media. Nie ma propozycji współdziałania ponad politycznymi poglądami, partyjnymi sympatiami.
Dlatego los tegorocznej wojny ekipy prezydenta Putina z ekipą pana prezesa Kaczyńskiego zależy od reakcji międzynarodowych sojuszników obu ekip. Od woli prezydenta USA, kalkulacji premiera Izraela, nastrojów przywódców państw Unii Europejskiej. Sukces ekipy pana prezesa zależy od poparcia zachodnich sojuszników. Podobnie jak los rządzącej Polską sanacyjnej ekipy w końcu lat trzydziestych.
Wojna propagandowa ekipy prezydenta Putina z ekipą pana prezesa Kaczyńskiego to przede wszystkim wojna jednego pałacu z drugim. Źle się jednak stanie jeśli okazjonalna, propagandowa wojna elit politycznych stanie się wojną dwóch, bliskich od wieków narodów. Ekipy rządzące obu państwami przychodzą i odchodzą. Zasiana przez nie nienawiść między obu narodami może niestety pozostać na długo.